Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
– Ty nie kraść? – spytał znów półgłosem Francuz i rozejrzał się. – Nie. Jak Boga kocham! – rzucił chłopiec żarliwie. – Nie? Naprawdę? – stary spoglądał w stronę tarasu. – Nie jestem złodziejem! – rzekł Wojtek z mocą. To oświadczenie jakby zburzyło niewidzialną przegrodę. Raptem uczuł, że jest wolny, że ogrodnik nie trzyma go już za kołnierz. Chłopiec nie wahał się ani chwili. Popędził przed siebie. Był już nie opodal pęknięcia w murze, gdy usłyszał krzyk. Obejrzał się. Wrzeszczał pan w kwiecistym stroju. Wtem padł strzał, a jego echo odbiło się od muru. „Strzelił! Administrator strzelił! Zupełnie tak samo jak ten policjant, który gonił wóz, gdy wyjeżdżaliśmy z Wnękowa!” Abramek czekał na niego. Był blady. – Strzelili do. ciebie! – rzekł półgłosem. – Mogli cię zabić!Poprawił nerwowo okulary. – Mnie tak łatwo nie zabiją – powiedział Wojtek dysząc – ja jestem King, rozumiesz? Jednak od tej właśnie chwili Kingiem być przestał. XVI Odkąd przyszła wiosna, dni pędziły, nakładały się na siebie, pełne i zwykłych, i osobliwych wydarzeń. Zupełnie nie wiadomo kiedy, z pączków na gałęziach drzew rozwinęły się liście, a Ewka nauczyła się chodzić. Wojtek miał już za sobą odbytą w tajemnicy przed rodzicami wyprawę na Zagórze. A raz nawet pojechał tramwajem aż do Będzina i widział tam prawdziwy zamek. Uporczywe dukanie znaków zalegających stronice kolorowych pism oraz pytania zadawane matce doprowadziły do czegoś niesłychanego. Z wolna, niezmiernie opornie, rzędy „robaczków” odsłaniać przed nim poczęły wielką tajemnicę. Zrazu brnął przez napisy największe, przekazujące wiadomości o kremach, papierosach i konserwach, potem jednak zaczął przerzucać się na to, co było napisane pod fotografiami. Chwilami – zwłaszcza kiedy napotykał nieznane słowa – ogarniało go zwątpienie. Były jednak wyrazy, których odczytanie stawało się nie tylko sukcesem, lecz które sprawiały zarazem, że nagle pojmował coś od początku do końca. Takie momenty osładzały mu cały wielogodzinny wysiłek, budziły nadzieję, że może mimo wszystko uda mu się dobrnąć do kropki kończącej nawet następne zdanie. Im więcej jednak wyławiał informacji o świecie, tym gorszy stawał się chaos, jaki miał w głowie. Nazwy wspaniałych miast przeplatały się z nazwiskami ministrów, którzy uśmiechnięci wsiadali lub wysiadali z czarnych, połyskujących samochodów, a mieli na swych głowach równie czarne i równie lśniące rury. Dobrze jeszcze, jeśli pod zdjęciem chudego pana z dużym nosem, idącego przed rzędem wyprostowanych żołnierzy – napisane było na przykład: Minister Beck w Berlinie, a zaraz poniżej – małe literki mówiły, co to za jeden ten Beck i dlaczego do Berlina pojechał. Najgorsze były napisy w rodzaju: Miguel Montez u szczytu sławy! A obok zdjęcie ubranego na kolorowo pana, który – przyczajony jak do skoku – stał ze szpadą w dłoni na wprost cwałującego byka. Albo: Etna znów czynna, pod stożkowatą górą, z której wstęga dymu unosiła się wprost w niebo. Po przeczytaniu czegoś takiego ogarniała Wojtka zwykła złość, z wolna przeradzająca się w niechęć do całego skomplikowanego świata. „Nigdy tego wszystkiego nie zrozumiem – mówił do siebie w zwątpieniu. – Dlaczego ten Montez ma być u szczytu sławy? Co on robi? Czemu ten byk pędzi wprost na niego, a on zamiast uciekać czeka na atak? Albo taka dymiąca góra... Jeśli znowu jest czynna, to znaczy, że przez jakiś czas czynna nie była. W jaki sposób góra może być czynna? Czy to, że dymi, oznacza, że jest czynna? Dlaczego wychodzi z niej dym?” Czasem, siedząc na stryszku, marzył o czymś nieokreślonym. Wobec bezmiaru wydarzeń, o których dowiadywał się ze swoich poszarpanych „Światowidów”, „Tęcz” i „Panoram”, czuł się coraz mniejszy i tak bezgranicznie nieważny jak mucha. Mucha, którą można było zabić jednym trzepnięciem packi. * Dzień dwudziesty trzeci kwietnia zapamiętał wyjątkowo dobrze. Matka utarła ser w kamiennej dzieży i upiekła z niego tort przypominający swym kształtem dwa złożone razem tarasy pałacu Lamprechta. Kiedy wrócił z pracy ojciec, wetknęła w ciasto siedem świeczek i postawiła to wszystko razem na samym środku stołu. – To już dziś? – Ojciec uśmiechając się zapalił świeczki po kolei. Matka nalała mu do kubka kawy, a dla Wojtka i Ewki zrobiła herbatę. – Przeleciało, co? – powiedziała do męża.Ten otoczył ją ramieniem i zbliżył się do syna. – Życzę ci, żebyś zawsze był dobry, uczciwy i posłuszny. Jak taki będziesz, to coś osiągniesz w życiu