Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
– Wenthayen uradowany żywym zainteresowaniem Griffitha oznajmił: – Oto lady Marianna Wenthayen. Griffith zwrócił się ku swemu rozmówcy, przeoczywszy ostateczny cios zadany przez Mariannę, lecz wrzawa wśród tłumu sprawiła, że znów na nią spojrzał. Wydała okrzyk tryumfu, a szabla jej przeciwnika wzleciała w powietrze. Zarumieniona z radości, że wygrała, uniosła pięść zwycięskim gestem, a Griffith zmrużył oczy. – Ognisty temperament jest u kobiet wysoce odpychający. Wysoce odpychający. Gdybyż tylko jego ciało wierzyło w to, co dyktował rozum. Wenthayen klasnął językiem. – Nie przypuszczam, by Adrian Harbottle miał jakąkolwiek szansę. To jeden z tych rycerzy bez ziemi, niewiele więcej niż zwykły cham. Griffith spojrzał na mężczyznę, którego Wenthayen tak łatwo dyskredytował. Obdarzony złocistymi włosami, równymi, białymi zębami, zdrowym ciałem, Harbottle nie wyglądał na chama. Był tak przystojny, że przyprawiał Griffitha o ból zębów. A na dodatek coś mu przypominał. Coś dobrze znanego. Coś kojącego. Ach, tak, Harbottle przypominał mu złocone malowidło przedstawiające anioła w matczynym modlitewniku. Ale Griffith mógłby pójść o zakład, że Harbottle nie był aniołem. Spoglądał na Mariannę wzrokiem pełnym wściekłości. Griffith przypatrywał mu się, nie dbając o to, że zaciska pięści zdradzając swoją wrogość. Wenthayen ciągnął chaotycznie: – To bałwan. Sądził, że może stawić jej czoło... Harbottle skoczył po swoją wytrąconą szablę, chwycił ją i skierował w Mariannę. Instynkt Griffitha popchnął go do zwady, zanim rozważył konsekwencje swego czynu. Rzucił się na Harbottle’a. Kobiety piszczały, mężczyźni ryczeli, gdy Griffith powalił na Ziemię młócącego pięściami Harbottle’a. Chrupnęły kości i ścięgna. Griffith przeturlał się i odskoczył od Harbottle’a, podczas gdy szabla prześlizgnęła się po kamiennej posadzce. Zanim Griffith zdążył ją uchwycić, sięgnęła po nią inna dłoń, szczupła dłoń kobieca. Marianna przytknęła szablę do gardła Harbottle” a i odezwała się pogardliwym kontraltem: – Tchórzu i łotrze, wstań i przyjmij karę za zdradę! – Niegodna, nie okazujesz mi ani krzty kobiecego współczucia? – Bo nie pozwoliłam ci, byś mnie zniszczył? Byś mnie zabił? Czy żeby okazać się damą, muszę zginąć z rąk jakiegoś nędznika? – Ukłuła go końcem lśniącej szabli w odsłoniętą szyję. – Wstań – powiedziałam – i staw czoło damie, którą niewłaściwie potraktowałeś. W swoim tryumfie była wspaniała, gniew zdobił ją niczym królewskie szaty. Griffith podszedł do niej. Skoro ognisty temperament u kobiet ma być odpychający, to dlaczego płonący w niej ogień tak bardzo go ku niej przyciągał? Harbottle chwiejnie stanął na nogi i spojrzał na Griffitha. – Chowasz się za plecami swego najnowszego kochanka? Marianna spojrzała na Griffitha bez najmniejszego zainteresowania. – Aby cię zabić, nie potrzebuję pomocy żadnego mężczyzny. – I zamachnęła się ramieniem. Niebieskie oczy Harbottle’a stały się ogromne. Białka zaczerwieniły się z napięcia, cała jego sztuczna odwaga prysła. – Nie zrobisz tego... nie możesz... – Kto mi zabroni? Jej policzki pobladły, ale Harbottle nie zauważył tego. Był skoncentrowany wyłącznie na wymierzonym w niego czubku szabli. – Mam pieniądze, jeśli chcesz... Na jej policzkach znowu wykwitły rumieńce. – Jeśli cię zabiję, świat stanie się lepszy bez takiego nędznego robaka. Odetchnęła głęboko i Griffith pomyślał, że teraz wbije stalowe ostrze w serce Harbottle’a. – Miej litość! – jęknął Harbottle. Jej srogość zniknęła i Marianna wskazała szablą w kierunku drzwi. – Idź się czołgać przed księdzem. Może on ci przebaczy. To najlepsze, czego się możesz spodziewać, bo ci szlachcice nigdy nie wybaczą. Harbottle wycofał się w popłochu, a znalazłszy się w bezpiecznej odległości krzyknął: – Ladacznica! Przynosisz wstyd nazwisku Wenthayen. Za twoje grzechy pokutuje twój mały bękart. Griffith zesztywniał z oburzenia. – Dzieciak, którego wydałaś na świat, jest idiotą! Marianna uniosła szablę i zamachnęła się nią. Otaczający ich dworzanie odskoczyli. Griffith złapał ją za rękę, zanim zdążyła uderzyć, obrócił i przycisnął jej twarz do swojej piersi. Bękart, pomyślał ponuro, urodziła dziecko nieślubne. Nic dziwnego, że wygnano ją z dworu królewskiego. Bękart. Dziecko, którego ojciec nie uznał za swoje. Marianna ściągnęła na siebie potępienie i została skazana na banicję, na skutek gorszącej namiętności i niepohamowania, które okazała także podczas niepotrzebnej potyczki. Harbottle kulejąc rzucił się do ucieczki jak na wpół rozgnieciony robak