Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Mój kartograf usiłuje nakreślić dokładną mapę znanych nam okolic. Myślę, że mógłbyś pomóc mu w pracy, zwłaszcza jeśli chodzi o ziemie na zachodzie. Gardzek aż się zatrząsł. Wiedział, że kartograf jest Kagardczykiem. — Jestem na twoje rozkazy, królu — odparł tłumiąc gniew. Vallis podniósł dłoń i wskazał marmurową rzeźbę stojącą w rogu komnaty. — Oto czyste piękno — powiedział. — Ilekroć jestem w tej części pałacu, nie mogę odmówić sobie przyjemności patrzenia na nią. Gardzek, zamiast podziwiać rzeźbę, przyjrzał się uważnie dłoni króla: białej, jakby przezroczystej, o długich, szczupłych, nerwowo poruszających się palcach. „Jak ten człowiek utrzymuje miecz w ręku?” — pomyślał. — Tak, to niezwykłe — rzekł głośno. — Myślę, że to robota któregoś ze starych khomindeńskich mistrzów. Oni umieli wyczarować wszelkie kształty spod swego dłuta. — Nie — odparł król — to dar Erd–omeredha, księcia Bellen–deir.— Gardzek sapnął głośno. — Wiem, że nie jest to twój przyjaciel, jednak wróciwszy do Omeloru musisz pamiętać, że podpisałem układ z cesarzem Kagardu i z księciem Bellen–deir. Książę też nie ma powodów, aby żywić przyjaźń względem władców Omeloru, pilnuj się więc, aby nie sprowokować nowej wojny. Nie byłbym zadowolony, gdybyś złamał ugodę, której istnienie poręczyłem swym królewskim słowem. — Pragnę pokoju, królu — skłonił się graf — ale zniszczę każdego, kto zechce napaść Omelor. — „Twoje słowo, cóż warta jest przysięga uzurpatora?” — pomyślał. Vallis spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. — Nie sądzę, aby książę zaatakował pierwszy. Bellen–deir ciągle jeszcze podnosi się z ruin i zgliszcz. I chyba długo jeszcze będzie się podnosić. Twój wuj na całe lata zostanie w pamięci tamtejszych mieszkańców. Milczeli chwilę. — A co sądzisz o tym? — spytał Vallis, wskazując dłonią niezwykłej piękności puklerz wiszący na ścianie — Omelor — odparł graf — kilka pokoleń przed Berdokiem Zdobywcą. Dzieło płatnerzy z Essvire. Król spojrzał z uznaniem na Gardzeka. — Tak. Powiedziałeś, jakbyś znał ten przedmiot. Gardzek przełknął ślinę. — To puklerz mojego ojca, Mirmodha, królu. Musiał trafić w ręce króla Hejjeny po bitwie pod Birderem, gdzie ojciec mój stracił życie. W milczeniu przemierzyli jeszcze kilka korytarzy. — Wybacz — rzekł Vallis — i przyjmij ten puklerz ode mnie jako symbol pojednania naszych rodów. Wiele krwi polało się w Gordorze i czas o tym zapomnieć. — Dzięki ci, panie — odparł graf. — Powracając do Gordoru musiałem zapomnieć. Nie sposób żyć tylko pamięcią dawnych krzywd. — Są tacy, którzy tak czynią — westchnął Vallis — dla których Gordor najlepszy jest jako pole bitwy. Gardzek bystro spojrzał w twarz króla. — O kim myślisz, panie? — spytał. — Wielu ich jeszcze jest — władca machnął ze znużeniem ręką. — Wielu. Nie rozumieją, że handel i uprawa ziemi upadły jak nigdy dotąd. Ludzie po miastach i osadach umierają z głodu. Susze zniszczyły plony. Później nadeszły powodzie. Zaczęły się bunty. Chłopi spalili kilka zamków. Przeszli jak burza przez Deonshee. Dopiero graf Ameldryg rozbił ich hordy. — Chłopi zawsze się buntowali — zauważył Gardzek. — Tym razem było ich prawie dwakroć po sto tysięcy… Omelorczyk aż przystanął. — To bardzo… — urwał. — To ogromna siła… — A z każdym rokiem może być gorzej. Jeśli nie przestaniemy wciąż walczyć i walczyć… Cóż z tego, że zwyciężaliśmy z Pesterhardem i Unią, skoro ich odwetowe wyprawy pustoszyły Gordor? A wojny grafów pomiędzy sobą? Gordor nigdy jeszcze nie był tak słaby jak teraz. Graf miał ochotę siłą zamknąć usta temu zwiotczałemu władcy, leżącemu bezwładnie, z przymkniętymi oczyma, w lektyce i monotonnym głosem mówiącemu rzeczy, za które dwanaście lat temu w Omelorze ukarano by go śmiercią. Jak on śmiał mówić o walkach pomiędzy marchiami? On, którego ojciec popchnął Gordor do krwawej wieloletniej wojny domowej. — Stał jednak spokojnie przy lektyce i uśmiechał się z wysiłkiem, choć każde słowo króla budziło w nim coraz większy bunt i większą nienawiść. * Pierwsze tygodnie spędzone w rodzinnym zamku Ottin były nad wyraz męczące i uciążliwe. Gardzek zmuszony był przyjmować ciągłe wizyty możnowładców oraz samemu podróżować po całym Omelorze, odwiedzając siedziby starych rodów. Wszędzie witany był z najwyższą czcią i oddaniem, a pod Ottin ściągały wielkie zastępy rycerzy, którym Vallis odebrał jedyne źródło dochodów, jakim były łupieżcze wyprawy do Bellen–deir. Gardzek musiał powstrzymywać zapał Omelorczyków, którzy przygotowani byli na to, że pod jego wodzą ruszą, aby ostatecznie zniszczyć Erd–omeredha