Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Hornblower potoczył wzrokiem po twarzach, księżnej, hrabiego, Marie i milczącego dworaka w stopniu generała, który stał przy księżnej od początku rozmowy. Były poważne, nie zdradzały jednak oznak wahania. — A więc sugeruje pan, aby na przykład obecny tu M. le Comte poddał się potulnie uzurpatorowi i czekał, aż armie Europy odbiją Francję? — zapytała księżna z leciutką ironią. Panowała nad sobą lepiej niż większość Burbonów. — M. le Comte musi ratować swoje życie ucieczką z powodu łaskawości, jaką mi kiedyś okazał — bronił się Hornblower, wiedział jednak, że to przesądza sprawę. Każde posunięcie przeciwko Bonapartemu w obrębie Francji, choćby łatwo zgniecione i kosztem dużego rozlewu krwi, będzie lepsze od biernego czekania. A może zakończyć się pomyślnie, chociaż Hornblower nie liczył na to. W każdym razie pomiesza szyki Bonapartemu w jego roszczeniu do reprezentowania całej Francji, a przynajmniej opóźni nieuniknione starcie na granicy północno-wschodniej, zmuszając go do trzymania wojska tutaj. Hornblower nie oczekiwał zwycięstwa, sądził jednak, że istnieje szansa, niechby nawet niewielka, wszczęcia w lasach i górach małej wojny partyzanckiej, która może się później rozprzestrzenić. On sam służy królowi Jerzemu; jeśli może doprowadzić do śmierci choćby jednego żołnierza Bonapartego, nawet za cenę stu wieśniaków, jego obowiązkiem jest to uczynić. Przez mózg przemknęła mu wątpliwość, czy aby powodują nim tylko motywy humanitarne, czy też może osłabła w nim zdolność podejmowania decyzji. Zdarzało mu się poprzednio wysyłać ludzi na stracone pozycje; w niektórych takich wyprawach sam brał udział, lecz to przedsięwzięcie było jego zdaniem zupełnie beznadziejne — a hrabia będzie w nie zaangażowany. — I mimo to, milordzie, dalej pan zaleca bierną uległość? — napierała księżna. Hornblower poczuł się jak skazaniec na szafocie rzucający przed ścięciem ostatnie spojrzenie na świat tonący w blasku słońca. Osaczały ponure, nieuniknione konieczności wojny. — Nie — zaprzeczył. — Zalecam opór. Posępne twarze otaczających go rozjaśniły się i wiedział już, że od jego decyzji zależy, czy będzie pokój, czy wojna. Gdyby dalej argumentował przeciwko powstaniu, przeciągnąłby ich na swoją stronę. Świadomość ta pogłębiła jego przygnębienie, mimo że próbował utwierdzać się w przekonaniu — które było słuszne — że los postawił go w położeniu nie pozwalającym dłużej się spierać. Kości zostały rzucone, więc spiesznie mówił dalej. — Wasza królewska wysokość zarzuca mi pesymizm. Jestem pesymistą. Desperackie to przedsięwzięcie, lecz nie znaczy, że należy z niego zrezygnować. Nie wolno nam jednak zabierać się do dzieła lekkomyślnie. Nie wolno liczyć na wspaniałe czy błyskawiczne sukcesy. To przedsięwzięcie długotrwałe, trudne i nie dające sławy. Oznacza ono strzelanie do żołnierzy francuskich z ukrycia i ucieczkę po strzale. Czołganie się nocą, żeby zasztyletować wartownika. Palenie mostów, podcinanie gardeł nielicznym koniom pociągowym — takie będą nasze wielkie zwycięstwa. Chciał powiedzieć „To będą nasze Marenga i Jeny”, ale nie mógł wspominać zwycięstw Bonapartego wobec grupy proburbończyków. Spróbował przypomnieć sobie jakieś burbońskie wiktorie. — To będą nasze Steinkerki i Fontenoye — ciągnął. Opisać w paru zdaniach technikę wojny partyzanckiej absolutnym ignorantom w tym przedmiocie to niełatwe zadanie. — Królewski generał-porucznik w Nivernais będzie ściganym zbiegiem. Będzie sypiał wśród skał i żywił się surowym mięsem, bo ogień mógłby go zdradzić. Tylko godząc się na takie warunki można w końcu osiągnąć sukces. — Jestem gotów na to wszystko, do ostatniego tchu — oświadczył hrabia. Hornblower wiedział, że dla hrabiego alternatywą jest wygnanie do końca życia. — Nie wątpiłam ani przez chwilę, że mogę polegać na wierności Ladonów — powiedziała księżna. — Pańska nominacja zostanie natychmiast przygotowana. Będzie pan miał wszelkie pełnomocnictwa królewskie w Nivernais. — A co wasza królewska wysokość osobiście zamierza czynić? — spytał Hornblower. — Muszę udać się do Bordeaux, żeby poderwać Gaskonię do czynu. Chyba tak będzie najlepiej — im szerzej rozprzestrzeni się opór, tym większa będzie konsternacja Bonapartego. Marie może towarzyszyć księżnej, a gdyby przedsięwzięcie skończyło się absolutnym fiaskiem, ratować się ucieczką morzem. — A pan, milordzie? — odwzajemniła pytanie księżna. Oczy wszystkich spoczęły na nim, lecz raz chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. Ma podjąć decyzję natury czysto osobistej. Był wyróżniającym się oficerem marynarki wojennej; nich tylko wróci do Anglii, a dostanie tam z pewnością dowództwo eskadry okrętów liniowych. Wielkie flotylle znów wypłyną na morza, a on odegra poważną rolę w dowodzeniu nimi; po kilku latach wojny zostanie admirałem dowodzącym całą flotą, człowiekiem, od którego będzie zależeć pomyślność Anglii. Jeśli zostanie tutaj, to w najlepszym wypadku czeka go żywot ściganego zbiega, przywódcy obdartej i zagłodzonej szajki bandytów, w najgorszym — zawiśnięcie na gałęzi. Może jest jego obowiązkiem uchronić siebie i swoje talenty dla Anglii, lecz Anglia ma dziesiątki zdolnych oficerów marynarki wojennej, on natomiast posiada tę zaletę, że zna nieźle francuski i Francuzów i że znają go oni. Wszystkie jednak te argumenty nie były istotne. Nie rozpali słabiutkiego fajerwerku powstania, by potem uciec, zostawiając przyjaciół, żeby oni ponosili tego skutki. Nie mógłby tak postąpić. — Zostanę z M. le Comte — rzekł. Oczywiście pod warunkiem zgody na to ze strony waszej królewskiej wysokości i hrabiego. Mam nadzieję, że będę przydatny. — Z pewnością — odparła księżna. Hornblower pochwycił spojrzenie Marie i nagle opanowała go straszliwa obawa