Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pożar zaczął się od piekarni przy Pudding Lane i trwał przez trzy dni bez przerwy. Spaliła się doszczętnie katedra Świętego Pawła, ratusz, królewska giełda, sto kościołów i Bóg jeden wie co jeszcze. Mówią, że straty przekroczyły dziesięć milionów funtów. - Dziesięć milionów! Takiej sumy nie zdoła zebrać nawet najbogatszy monarcha. Całe jednoroczne dochody korony nie sięgają miliona funtów. To musiało zrujnować króla i cały naród. Richard Lister pokiwał ze smutkiem głową. - To nie koniec złych wieści. Holendrzy spuścili nam srogie lanie. Ten szatan de Ruyter wpłynął do Medway i Tamizy. Straciliśmy szesnaście liniowych okrętów, admirał zdobył także Royal Charlesa, który był zacumowany w Greenwich, i odholował go do Amsterdamu. - Nasz flagowy okręt, kwiat i duma naszej floty! Czy Anglia zdoła podźwignąć się z takiej klęski, doznanej zaraz po zarazie i pożarze? Lister ponownie pokiwał głową. - Mówią, że król chce zawrzeć pokój z Holendrami. W tym momencie wojna może już być skończona. Mogli podpisać pokój przed kilkoma miesiącami. - Módlmy się gorąco, żeby tak nie było - mruknął sir Francis, spoglądając na Resolution. - Zdobyłem ten pryz zaledwie przed trzema tygodniami. Jeśli zawarto wcześniej pokój, mój list kaperski stracił ważność. Atak na statek mógłby zostać poczytany za akt piractwa. - Tak to już jest na wojnie, Franky. Nie miałeś pojęcia o zawarciu pokoju. Holendrzy nie mogą cię o to winić. - Richard Lister wskazał swoim potężnym nochalem Guli ofMoray. - Wygląda na to, że lord Cumbrae czuje się dotknięty tym, iż nie uczestniczy w naszym spotkaniu. Zobacz, chce do nas dołączyć. Myszołów spuścił właśnie na wodę łódź i stojąc osobiście na rufie płynął kanałem w ich stronę. Po kilku chwilach wdrapał się po sznurowej drabince na pokład Goddess. - Franky! - powitał głośno sir Francisa. - Odkąd się rozstaliśmy, nie było dnia, żebym nie zmówił za ciebie pacierza. I moje modlitwy zostały w końcu wysłuchane. Mamy tutaj śliczny galeonik, jak słyszałem, załadowany od góry do dołu srebrem i przyprawami. - Powinieneś poczekać dzień albo dwa dłużej, zanim opuściłeś swoje stanowisko. Wtedy przysługiwałby ci udział w łupach. 111 Myszołów podniósł ręce w geście skrajnego zdumienia. - Ależ, drogi Franky, co ty opowiadasz? Nigdy w życiu nie zszedłem ze stanowiska! Popłynąłem tylko trochę dalej na wschód, żeby sprawdzić, czy Holendrzy nie próbują nas ominąć, wypuszczając się na pełne morze. Wróciłem do ciebie najszybciej, jak mogłem. Ale was już nie było. - Pozwól, że przypomnę ci twoje własne słowa, mój panie. „Skończyła się moja cierpliwość. Sześćdziesiąt pięć dni to dosyć dla mnie i dla moich dzielnych chwatów". - Moje własne słowa, Franky? - Myszołów potrząsnął głową. -Musiałeś się przesłyszeć. Wiał wtedy silny wiatr. Sir Francis cicho się roześmiał. - Marnujesz swój talent największego szkockiego blagiera. Nie ma tutaj nikogo, kto by cię oklaskiwał. Zarówno Richard, jak i ja za dobrze cię znamy. - Mam nadzieję, Franky, że nie chcesz pozbawić mnie należnego udziału w łupach. - Na twarzy Myszołowa pojawił się wyraz smutku i niedowierzania. - Zgadzam się, nie było mnie w pobliżu, kiedy zająłeś statek, i nie oczekuję połowy. Daj mi jedną trzecią i nie będę się kłócił. - Zaczerpnij głęboko powietrza, mój panie - oznajmił sir Francis, opierając niedbale rękę na rękojeści szpady. - Ten zapach przypraw to wszystko, co ode mnie dostaniesz. Myszołów natychmiast się rozchmurzył i wybuchnął hałaśliwym śmiechem. - Franky, mój stary i drogi towarzyszu broni! Przyjdź do mnie dzisiaj na wieczerzę, to wychylimy kilka kielichów dobrej whisky i pogadamy, jak wprowadzić twojego chłopaka do zakonu. - A więc to inicjacja Hala przywiodła cię do mnie z powrotem? Nie srebro i przyprawy? - Wiem, ile znaczy dla ciebie ten młokos. Dla nas wszystkich, Franky. Przynosi ci chlubę. Wszyscy chcemy, żeby został rycerzem zakonu. Często o tym wspominałeś. Chyba nie zaprzeczysz? Sir Francis zerknął na syna i prawie niedostrzegalnie skinął głową