Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zdawały się przeplatać ze sobą i nie mógł się połapać, co jest czym.Wiedział dokładnie, co stanie się za chwilę. A wiedział stąd, że to się już wydarzyło. To działo się teraz. To nie będzie powtórka. Elyssa pokaże mu lusterko, a on je odrzuci.Wolał nie wnikać, co zaszło w międzyczasie, kiedy patrzył w lusterko i widział w nim swoje odbicie — obraz siebie z przyszłości.Lusterko się stłukło. Ale Elyssa pozbierała co do jednego wszystkie okruchy, ułożyła je na powrót w srebrnej oprawce, a potem, kalecząc sobie palce i szepcząc zaklęcia, jęła wygładzać spękaną powierzchnię.Obserwował z roztargnieniem jej zabiegi, ale myślał o czym innym. Myślał o swoim lewym oku: tym złotym, ślepym. O ślepym oku, które widziało, które pokazywało mu, co się wydarzy — i które robiło to od dawna.Z biegiem minut oddech mu się uspokajał, serce biło coraz wolniej. Dochodził do siebie.Elyssa, zbesztawszy go za rzucenie lusterkiem, już się do niego nie odzywała. Pewnie domyślała się, że musiało zajść coś poważnego, skoro Konrad tak się zachował.Przejrzała się w lusterku, a może sprawdzała tylko, czy zniknęły wszystkie ślady uszkodzenia, po czym przeniosła wzrok na Konrada. Ich oczy się spotkały.— Ja naprawdę żartowałam, mówiąc, że od twojej szpetnej gęby lusterko popęka — powiedziała. — Nie musiałeś brać moich słów na poważnie. Tak tobą wstrząsnął własny wizerunek? — dorzuciła z ironicznym uśmiechem.Powoli pokręcił głową i zaczął przecierać kułakami oczy, szukając słów.— Co zobaczyłeś? — spytała Elyssa.Spojrzał na nią. Nie pytała o odbicie w lustrze. Skąd wie, że zobaczył coś dziwnego? Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że Elyssa tylko zgaduje.Nie rozmawiali dotąd o jego wzroku. Unikał tego tematu, bo sam nie rozumiał w czym rzecz, a poza tym nie chciał, żeby Elyssa wiedziała. Miał po prostu taki dar, którego nikt poza nim, nawet ona, nie posiadał. W pewnym sensie tylko to miał na własność. Nie chciał się tym z nią dzielić, choć nie bardzo wiedział dlaczego.Była jego jedyną przyjaciółką, nie powinni mieć przed sobą żadnych tajemnic. Co prawda, o jej magii też nie rozmawiali, ale ona przynajmniej nie kryła przed nim swoich zdolności.Spojrzał na opuszki palców dziewczyny. Skaleczyła się szkłem niechcący czy też upuszczenie krwi stanowiło cenę, jaką musiała zapłacić, by wykrzesać z siebie moc potrzebną do magicznego sklejenia lusterka?Skoro ona nie mówi wszystkiego o swoich umiejętnościach, on też przemilczy swoje.I skłaniało go do tego coś jeszcze: mimo że znali się już tak długo, nadal nie do końca ufał Elyssie. Sam nie wiedział dlaczego. Tylko ją jedną znał, wierzył jej, zrobiłby dla niej wszystko — a jednak jakiś wewnętrzny głos ostrzegał go, że powinien się mieć na baczności.Nie chciał się przed nią całkiem otwierać, bo wtedy powiedziałby o sobie wszystko, przez co Elyssa zyskałaby nad nim przewagę. Zdawał sobie sprawę z bezsensowności takiego rozumowania, ale przecież do przeczuć nie można przykładać racjonalnej miary.A wszystko to miało związek z jego oczami, a właściwie z jednym z nich. Lewe było na pozór ślepe, a mimo to widział nim. Widział nie to, co się aktualnie dzieje, lecz to, co się dopiero wydarzy...Rozbieżność w czasie zazwyczaj nie była wielka, lewe oko zaledwie o ułamek sekundy wybiegało w przyszłość przed prawe.Pozwalało mu to w porę uskakiwać przed buciorem, albo bykowcem Brandenheimera. Wiedział na moment wcześniej, gdzie wyląduje kopniak karczmarza, albo gdzie spadnie jego cios.Zauważył, że Elyssa znowu przegląda się w lusterku, niespiesznie zlizując sobie krew z palców.Zaczynały go ogarniać wątpliwości, czy rzeczywiście widział w lusterku swoją postarzałą twarz. To pewnie jakaś gra światła. No dobrze, ale skąd światło, skoro powieki miał zaciśnięte? W takim razie oczy musiały mu spłatać jakiegoś figla.Niemożliwe, żeby zobaczył siebie w przyszłości; nigdy nie potrafił niczego przewidzieć na więcej niż minutę naprzód