Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I jakkolwiek oceni się poglądy Trzebińskiego, nie sposób nie pamiętać, że w chwili śmierci miał dwadzieścia jeden lat. Nie wszystko, co napisał, ocalało, lecz jednak ocalało w sumie sporo. Publicystyka będąca do dzisiaj kamieniem obrazy, trochę wierszy, piosenek, dramat Aby podnieść różę, nie dokończona powieść Kwiaty z drzew zakazanych i nade wszystko dwa zeszyty pamiętnika, jego główne dzieło, niezmiernie gęste i intensywne. O poglądach politycznych Trzebińskiego ciągle pisze się takimi ogródkami, że nie jestem w stanie gwarantować prawdziwości relacji. Na dodatek zasadnicze wypowiedzi programowe nie zostały przedrukowane i są praktycznie niedostępne. Idzie tu o prace: Polska fantastyczna i W klimacie kultury imperialnej. A wreszcie znawcy przedmiotu utrzymują, że Trzebiński przeszedł poważną ewolucję ku liberalizmowi. Z tego, co można przeczytać, wynika, że Trzebiński optował za rozwiązaniami autorytarnymi, że miał w sobie po prostu posmaczek dyktatury, co było też jego cechą osobistą. Wynika to niezbicie z powieści, pamiętnika i dostępnej publicystyki, i nie jest cechą najbardziej sympatyczną. W jego własnym działaniu było to „tworzenie kultury na rozkaz”. I znowu pamiętajmy, że Trzebiński po prostu nie miał 28 kiedy przekonać się, co z takiej „nakazowej kultury” wynika. Przyznam jednak, że gdyby Trzebiński ocalał i został na przykład ministrem kultury, co w pełni możliwe, to wolałbym nie być przedmiotem jego nakazów. Trzebiński chciał być świadomym kontynuatorem Brzozowskiego, a podstawowym wręcz przeciwstawieniem tego ostatniego była para pojęć: słowo i czyn. Przyznam od razu, że ta opozycja zarówno w wydaniu Brzozowskiego, jak Trzebińskiego, jak wreszcie współczesnych kontynuatorów wydaje mi się mgławicowa i wątpliwa. W świecie duchowym człowieka czyn musi się realizować poprzez słowo, które jest formą myśli i uczucia; wszystko więc razem jest biadoleniem nad opozycją mięsa, marchewki i rosołu. Trzebiński przeciwstawia międzywojenne „pokolenie liryczne” swojemu „pokoleniu dramatycznemu”, „które ma obowiązek stworzenia nowej epoki w sztuce polskiej”, naturalnie „epoki czynu”. Rozpoznajemy w tym Brzozowskiego, któremu u progu naszego stulecia brakowało „wielkiej epiki” dziejów. Biorąc pod uwagę, co się potem wydarzyło, trzeba zauważyć, że tej epiki było i jest jakby co nieco za wiele. I Brzozowski, i Trzebiński nie doceniali czynu, jakim była ubiegłowieczna i współczesna literatura polska, mimo że obaj przecież mieli, o paradoksie, realny w tym czynie udział. W każdym razie Trzebiński odsądza od czci i wiary Skamandra, nieco lepiej traktuje Awangardę i twórców pokroju Witkiewicza. W tym wszystkim najważniejszy jest postulat sztuki etycznej – to się rzeczywiście miało sprawdzić. A w ogóle był to przecież czas, kiedy osią dyskusji był nie tyle Brzozowski co Conrad, który sprawniej niż Sienkiewicz „krzepił” czy może uzbrajał serca. Motywacja zgody na własną śmierć nie może być rzeczą łatwą, a to pokolenie szczególniej jej wymagało. Trzebiński, podobnie jak inni pisarze tego czasu, wliczył swoją śmierć do rachunku; było to przecież „pokolenie zarażone śmiercią”. Przeczucia ich nie zawiodły. Ale przecież i sam Trzebiński był lirykiem... Zdzisław Jastrzębski zwraca jednak uwagę, że brak zupełnie w jego twórczości motywu snu, letargu, złudy – o co tak Bojarski gniewał się na Borowskiego. Trzebiński sięga do tradycji Awangardy Krakowskiej, pisze erotyki, koszmar okupacji ignoruje. Ale pisze także i piosenki, tu zaś motywy „imperialnosłowiańskie” rysują się wyraźniej (co prawda były i w wierszach). To do niego należy głośny refren: Słowiańska ziemia miękka poniesie nas na bój – Imperium gdy powstanie, to tylko z naszej krwi. ( Wymarsz Uderzenia) Oprócz wierszy Trzebiński zostawił przygarść liryków prozą, co, sądząc po Bojarskim i Stroińskim, w ogóle było specjalnością tej grupy. Ale nie w tym zakresie leżała właściwa siła Trzebińskiego. Znacznie większe znaczenie miał dramat Aby podnieść różę. Jest to groteska podobnie jak u Pohoskiej i podobnie jak u niej wywodząca się od Witkiewicza. Problematyka jednak jest znacznie donioślejsza. Rzecz dzieje się w hotelu „Marokko”, w państwie bliżej nie określonym. W każdym razie na zewnątrz jest właśnie rewolucja, a zamknięci wewnątrz goście skracają sobie czas grą w ping-ponga – ostatnią już piłeczką. Piłeczka zostaje wyrzucona na ulicę, a gra toczy się dalej „na niby”