Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Pierwśzy był przedstawicielem władzy świeekiej, drugi duchownej. Rzeczą było wrţez niepodobną, by obaj nie wkraczali nţwzajem w swoje atrvbueje. Zerubabel miał istotnie za sobą miţośe narodu dla domu Pawida, uosabiał bowiem wspomnienia dawnej świetnośei i wróżby proroków o mesjanicznem jej prz5- ţ:róceniu. Prorok Ghaggai naZywał go wybrańcem Boga i drugo- cennym Jego ţygnetem. :11e właśnie dlatego był on gminie za- wadą. Wrogom Judejezyków dał powód do skar5i na całą spo- łeczność, że zaţnvśla osaţzić na stolicy potomka Dawida. Z dru;iej znów strony prorok Zaeharjasz zwiastował, że arcykapłan Jezua przywdzieje korone, zasiądzie na tron?e i ziśei mesjanicZne marzenia. Zapowiedzią tą przyznał arcykapłanowi pierwszeństwo przed potomstwem Dawida, skąd wynikły kwasy i niesnaski pomiţdzy obu zwierzehnikami gromady i ich stron- nictwami. Przepowiednia, że między obydwoma zagości stale ra- da pokoju, okazała się mylną. Pokój mogło przywrócić li tyllţo ustąpienie jednego ź dwóCh wodzów. Wspólne ieh rządy dorzu- cały w umysły coraz to świeże5o zarzewia. A skoro należała wybór uczynić, musiał, rzecz jasna, ustąpić Zerubabel, gdyż ar- cykapłan niezbędniejszy był od królewicza. Poszedł tedy na ţok - 283 - dom Dawidowy, a Zerubabel opuścił zapewne ojezyznę. Po usua nięciu jego zarząd sprawami gminy sgoczął w ręku arcykapłana Jezui, a ze śmiercią tegoż spadł na syna jego, Jojakima. Byłaż to zmiana korzystna? Nie słychać wprawdzie nic złego o obu pierwszych arcykapłanach, lećz nic też szezególnie ehlubnego, nic, coby świadezyć mogło, że zasłużyli się dobrze ojezyźnie. Władza zwierzehnicza nad ludem, zda się, nie przesZła na arcy- kapłana, lecz na namiestnika ezyli wielkorządcę (PeChah), ktbre- go mianuwali perscy królowie lub satrapowie Ss-rji i Fenicji. Namiestnik ten nie rezydował wprawdzie w Jerozolimie, lecz zjeżdżał do niej od czasu do czasu i tu z wysokośCi tronu słuehał i rozsądzał spory, nieraz przez nieżyczliwość niecił zamieszki, rozdmuchywał ogień niezgody i zadawał winę Jurlejţzy?ţom. Bo gdy jaki taki Judejezyk ciągle jeszeze zywił podsycane przez zapowiedzi proroków nadzieje, że Judea urośnie jeszeZe kied5ůś w państwu potężne, któremu hołdować będą lerţlowie i ludy, ta nawet z usunięcieni domu Dawirlow ţgo ściągało to na lud podej- rzenie, że knuje odstępstwo od Persów. Os1;arżenia podol>ne odezwały się zaraz ţo zţţnie Darj;isza za jeţo następcy, Kser- ksesa (Achaszwerosz ţţJ-'ţţţţ. NleprZyţuClele Judejezyków osobliwie Samary ian:e, nie oznieszkali zwrócić uw agi na ieh za- grażające całasci państwa zamysly i wyjţdnać u dworu nieprzy- ehylnych dla nieh edyktów. Nadto następujący po sobie koleją lat namiestniCy całą swą myśl wytężali, by posiadaezom grun- tóiv przymnażać bez liku ciężaróli. Stan Judejezyków w ojezy-, źnie, którą nie5dvś ţţ,:aCajţey witaii pełni otuehy radosne,j,. poţarszał się z dnia na dzień w dru;iem i trzeciem pckoleniu. By przynajmniej w częśei opţdzić się ciągłym szykanom, zdobyły się możne rody na krok, który spowodoţał z czasem ţroźne zatargi. Foczęły się one zbiiżać do lud‚w ościennych, lu Ir też robione sobie przez nie ţţvţnse przyjmować życzliwie i ku rękojmi dobrych stosunkóţţ, zawierać z nimi zwiţzţi rodzinne: Jak w porze pierwszego wejścia do ziemi kanaańsţiej, . w po- czątkach okresu sędziów, potrzeba zgodne;o pożycia z sąsiadami ctała poehop do małżeństw mieszanych, tak też za drugą imigra: c:ją taż sama potrzeba sprowadziła kroki też same. Leez warunki zmieniły się teraz. Kańaańezycy, Chityjezycy i ińne szezepy tu- byleze hołdowały wstrętneinu kultowi i zarazłły Iţraela swezn - 284 - wszeteczeństwem. Natomiast nowi sąsiedzi społeczności judzkiej, zw łaszeza Samarytanie, porzucili bałwochwaleze narow y i z du- szy serea pragnęli przystępu do służby bożej w Jerozolimie. Byli to właściwie prozelici judzcy, lub chcieli nimi zostać, a stąd radzi byli zespolić się z Judejezykami w jedną gromadę współ- wierezą i przejąć ich zwyezaje i obyczaje. Wypadałoż odtrącać ieh ciągle z mrukliwym uporem? Większość arystokracji judz- kiej była stanowezo za przypuszezeniţn obeych do zwaązhu, a ówezesny arcyhapłan Jojakim, czy też syn jego, Eljaszyh, po- dzielał to zdanie, lub może poparł je nawet powagą swego do- stojeństwa. Dzięki temu prądowi zachodziły liczne koligacje z Samaryta= nami i innemi ościennemi ludami, nawet w domu samega arcy= kapłana. Samarytanie i Judejezycy omal nie zleli się w lud je- dnorodny