Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Mag trwał nieruchomo, jakby miał do czynienia z dzikim zwierzątkiem. Chłopczyk rzeczywiście przypominał zwierzę - całe jego ciało pokrywało futro. Mag nie znał się na dzieciach, ale od razu wydało mu się, że nie wygląda na sześć lat, tak był drobny i wychudzony. Za małym ciągnął się łańcuch, u szyi brutalnie zeszczepiony zakręconym twardym drutem. Dziecko próbowało podnieść miskę. Nie mogło utrzymać naczynia. Trochę wody chlapnęło na ziemię. Malec położył się na brzuchu i pił chciwie. Mag ze ściśniętym sercem patrzał na jego plecy poznaczone śladami okrutnych razów. Zaschnięta krew pozlepiała włosy w sztywne kłaki. Nad dzieckiem unosił się rój drobnych muszek, przywabionych wonią nie oczyszczonych ran. "Matko Świata...' - pomyślał mag. - "Za to powinno się wieszać głową w dół". Z trudem uwolnił chłopca od łańcucha. Przy okazji odkrył jeszcze jedno skaleczenie - otarcie od żelaza na szyi. Dziecko krótko stawiało opór, gdy oglądał jego obrażenia i sprawdzał, czy ma całe kości. Po prostu nie miało na nic sił, osłabione i rozgorączkowane - zawinął je w płachtę jak pakunek. Droga do domu nie była długa, lecz mężczyzna zdążył się zmęczyć. Upałem i nieustannym cichym skomleniem dziecka, które urażały ruchy konia. Siedzibą maga była banalna budowla w pobliskim mieście - wieża kanciasta, przysadzista i nieładna. Zwana tradycyjnie Wieżą Przekazów lub Wieżą Mówcy. Budynki takie sprawiało sobie każde miasto, które na mapie było oznaczone kropką choć nieco większą niż ślad po musze. Wieże Przekaźnikowe były węzłami szybkiego zbierania i przekazywania wiadomości . W każdym takim miejscu pracował jeden mag z kasty Mówców. Istniała także jeszcze jedna wspólna cecha tych budynków - wszystkie tradycyjnie były ponure i brzydkie. Po latach Mówca już nie zauważał tej brzydoty. Zresztą wieża służyła mu tylko za pracownię i bibliotekę. Na tyłach stała niska przybudówka, gdzie miał swoje niewielkie gospodarstwo - kilka pomieszczeń. Sypialnie, spiżarnia, składzik i przede wszystkim kuchnia, gdzie koncentrowało się życie domu i gdzie władała Petunia. Od dwunastu lat prowadziła dom maga, od jedenastu byli kochankami , a wciąż Petunia zwracała się do niego "Panie Bukat", z szacunkiem należnym członkowi Kręgu Magów, bo "porządek w świecie musi być". Poza tym zachowywała się jak żona i gwardzista cesarski jednocześnie. Jej przewidywana reakcja niepokoiła maga. Gdybyż jeszcze chłopiec nie wyglądał tak, jak wygląda. Mimo najszczerszych chęci znalazł w nim tylko jeden element, który można było nazwać ładnym. Oczy. Dość szeroko rozstawione i skośne - nie bez racji nazywano taki kształt "znamieniem maga" - miały wyjątkowo interesujący odcień złotawego bursztynu. Tak jak przewidywał, Petunia aż plasnęła w ręce, wydziwiając nad niespodzianym nabytkiem gospodarza. - Panie Bukat, a cóż toto jest?! - Dziecko, Petunio. Chłopiec. - Wygląda jak szczur, co zdechł przed tygodniem - zauważyła kobieta trafnie. - Nie marudź. Petunio. Przygotuj coś do jedzenia i wodę do mycia. Ciepłą, nie gorącą. Należy delikatnie się z nim obchodzić. - Mleko. Koty piją mleko, dzieci też. A wody zaraz nagrzeję. Czy toto choć raz w życiu było myte, panie Bukat? - Nie przypuszczam. Idź już, Petunio, muszę się skontaktować z wieżą Szklanego. I tak się spóźniłem. Poszła wreszcie. Złożony na ławie tłumoczek nie dawał znaku życia, ale mag wyczuwał, że chore dziecko jest mimo wszystko przytomne. Skupił się i rozwinął ścieżkę mocy ,sięgając do jaźni Szklanego - Mówcy rezydenta w mieście oddalonym o dwa dni drogi. Wewnątrz widzenie ukazywało mu świetliki ludzkich istnień, zgęstki energii. Mógł sięgnąć do każdego i poznać ich najskrytsze sekrety. Przestało go to bawić, gdy był jeszcze dzieckiem. Myśli zwykłych ludzi były zwyczajne. Zwykle pozbawione namiętności, szare i przyziemne. W tym natłoku ludzkich iskierek Szklany płonął jak świeca. Bukat nigdy nie spotkał go twarzą w twarz, lecz byli bliskimi przyjaciółmi. Szklany, tu Bukat. Spóźniłeś się. Jakie wieści? Plotka była prawdziwa. Mam chłopca u siebie. Przekaż wiadomość do Kręgu, że wstępne określenie talentu brzmi: Stworzyciel. Bukat wyczuł nagłe podniecenie drugiego Mówcy. Stworzyciele władali materią. Byli najwyższą, najpotężniejszą i najbardziej uprzywilejowaną kastą w Kręgu Magów. Odkrycie samorodnego talentu wśród plebsu było wydarzeniem. Jak wysoki poziom talentu? Na tyle, że dzieciak urodził się pokryty sierścią. Czyli może okazać się nawet większy, niż się spodziewamy. Potęga. Orzeł wśród jastrzębi. Przekaż też, że talent objawił się bardzo późno - chłopak ma około sześciu lat. Okoliczności...? Rozszarpał człowieka, który mu zagrażał. Jest w złym stanie. Zagłodzony i ranny. Dzikie dziecko. To może być problem. Na razie chcę go utrzymać przy życiu, Szklany, a potem będziemy martwić się resztą. Ma jakieś imię? Bukat zawahał się. Potworek nie było dobrym imieniem. Określało zbyt dosadnie wygląd dziecka i było wręcz obraźliwe. Jeśli chłopiec miał w przyszłości zostać magiem wysokiej rangi, takie miano było niedopuszczalne. Nie. Nie można nazwać tego imieniem. Później wybiorę mu coś odpowiedniego i oficjalnie zarejestruję u Strażnika Słów. Muszę kończyć. O zmroku przekażę ci zwykły zestaw wiadomości od klientów. W końcu za to płacą. Powodzenia, Bukat. I tobie, Szklany. Wezwany medyk wycinał pasma włosów z pleców małego Stworzyciela. Zaakceptował też pomysł kąpieli. - Bardzo potłuczony. Rany są rozległe, ale nie głębokie. Powinny zagoić się bez śladu. Z wyjątkiem tego...i tego tutaj. - Palec mężczyzny wskazał odpowiednie miejsca. - Tu są przecięte mięśnie. Przy tym łańcuchu musiało coś być - kawałek metalu, hak...coś w tym rodzaju. Jeśli nawet będziesz malca kąpać codziennie, pani Petunio, na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Utrzymujcie go w czystości, zwłaszcza ze względu na to futro. Na zranienia starczy zwykły wywar z szałwii. Zostawię też proszek z mącznika. Nie należy zakładać bandaży, tylko posypać tym po wierzchu. Rany nie będą się sączyć. Na gorączkę wierzba. Trzeba go też odkarmić. To przede wszystkim. Pięć lekkich posiłków dziennie. Rosół, jarzyny, białe mięso i mleko. Petunia wymownie spojrzała na maga. "Pan Bukat ma fanaberie, a cała robota spada na biedną kobietę" - można było wyczytać w jej wzroku. - Mleko - szepnął chłopiec, powtarzając ostatnie słowo medyka. Cała trójka wlepiła w niego wzrok. Do tej pory wykazywał równie dużo inwencji co przedmiot. Przełykał wodę i mleko, jeśli wlano mu je do ust. Pozwalał się przenosić z miejsca na miejsce. Przewracać z boku na bok, oglądać i dotykać. Zrezygnowany i obojętny. Jęczał cichutko przez zaciśnięte zęby, jeśli obce ręce sprawiały mu ból