Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W uszach kapitana zagrzmiały trzy rozróżnialne odgłosy - natarczywe ćwierkanie, bzyczenie i dzwonienie. Usłyszał też, głośniejszy nawet od nich, kobiecy głos, włączony natychmiast po trafieniu: - Katapulta! Wyjątkowo łatwo palne paliwo JP-4 do odrzutowców wylewało się szerokim strumieniem z zerwanego przewodu prosto na silnik samolotu, zapalając się od gorąca jeszcze w powietrzu. - Katapulta! - zdążył powtórzyć spokojny głos kobiety, gdy O’Brian przeniósł lewą dłoń z przepustnicy na dźwignię katapulty i zamknął oczy. - Kata... - zaczął znowu komputer, ale płomień błyskawicznie dotarł do źródła wycieku, a następnie, przez całą sieć przewodów paliwowych, do zbiorników samolotu, umieszczonych w skrzydłach o wewnętrznej strukturze plastra miodu. Bóg był miłosierny. O’Brian i Ramirez nie poczuli nic. PODZIEMNE CENTRUM DOWODZENIA, KREML 25 czerwca, 12:00 CMT (14:00 czasu lokalnego) Filipów zauważył, że Razów dał już sobie spokój z prowadzeniem narady STAWKI, gdyż generałowie praktycznie przez cały czas telefonowali do podległych im placówek dowodzenia. Amerykańskie głosowanie ciągle trwało. - Ukraińska Obrona Powietrzna wykryła zbliżający się duży obiekt na północ od Lwowa. Prawdopodobnie FB-111; lecą na małej wysokości, z dużą prędkością, kierunek zero siedem siedem stopni. Kapitan, który odczytał raport, pobiegł do dalekopisu, żeby zerwać następny komunikat. W tym czasie czekający.młodszy oficer marynarki przeczytał: - Czujniki podmorskie w Zatoce Fińskiej wykryły nieznany obiekt, przypuszczalnie amerykański konwencjonalny okręt podwodny, kierujący się na wschód, czternaście kilometrów na północ od Tallina. Z Kronsztadu wysłano przeciw niemu patrolowe kutry rakietowe. Zanim skończył, stało już w kolejce dwóch następnych oficerów. Większość generałów rozmawiała z ożywieniem przez telefon i nie zwracała uwagi na odczytywane raporty. Ale słuchali ich Razów i Filipów. Bez podległych mu bezpośrednio jednostek polowych Razów, jako naczelny dowódca sił zbrojnych, nie miał zbyt wiele do roboty. A Filipów był jego adiutantem. - Dowódca Sto Trzeciej Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej podaje, że czoło dywizji zbliża się do trzeciego celu, dziesięć kilometrów na wschód od miejscowości Michalovce w Słowacji. Opór w polu jest niewielki, ale wzmagają się ataki z powietrza. Prosi o zgodę na przedłużenie czasu osiągnięcia czwartego celu, którym są same Michalovce. - Nie zgadzam się - warknął, odrywając na chwilę ucho od słuchawki, dowódca Ukraińskiego Kierunku Strategicznego, który zamierzano wkrótce przemianować na Front Ukraiński. - To był dobry pomysł, panie generale - powiedział do Razowa Kariakin, rozpierając się w fotelu. Jako dowódca Strategicznych Sił Rakietowych także nie miał nic specjalnego do roboty. - Druzgocący atak przeciwko ich siłom we wschodniej Słowacji - świetny pomysł. - Pokiwał głową, spoglądając na zmieniające się cyfry na ekranie telewizora, które pokazywały, jak wynik głosowania amerykańskiego Senatu szybko przechyla się na stronę zwolenników zdjęcia prezydenta ze stanowiska. - Amerykanie raczej nie zwlekają, dlaczego więc my mielibyśmy czekać? - Dowódca Sił Inwazyjnych na Islandii podaje, że napotkał siły główne amerykańskiej Osiemdziesiątej Drugiej Dywizji Powietrznodesantowej. Rozkazał swoim ludziom przyjąć tymczasowo taktyczne pozycje obronne i prosi o informację, kiedy przybędzie następny konwój lub zrzut. Razów popatrzył na admirała Wierchowieńskiego, który, mimo iż przyciskał słuchawki telefonów do obydwu uszu, musiał usłyszeć ten raport, bo spojrzał i pokręcił głową. - Proszę polecić generałowi - oznajmił Razów, podnosząc głos, aby go dobrze słyszano w panującym hałasie - żeby przyjął zarówno taktyczne, jak i strategiczne pozycje obronne. Proszę mu wyjaśnić, że na razie nie jesteśmy w stanie... nie jesteśmy w stanie dostarczyć mu posiłków. Oficer popatrzył na generała przeciągle, po czym skłoniwszy służbiście głowę, odszedł. Kiedy Wierchowieriski odłożył jedną ze słuchawek, Razów zapytał: - Co z Bastionem Karskim? Kilku generałów odwróciło się, a Wierchowieński potrząsnął głową i zasłonił dłonią mikrofon aparatu. - Zbierają siły na Morzu Barentsa, na zachód od Nowej Ziemi - mają tam jedną grupę bojową z lotniskowcem, druga nadpływa. Nie wydaje się jednak, żeby zamierzali atakować. - Pewnie tylko odcinają Islandię od naszych portów na północy - domyślił się dowódca Wojsk Inżynieryjnych. - To wyjątkowo potężna koncentracja sił morskich, jak na zwykłe blokowanie drogi - skomentował Wierchowieński i wrócił do rozmowy telefonicznej. - Nie! Chcę, żeby wszystko, co mamy, zostało z powrotem wycofane na Morze Japońskie. Wszystko! - Posłuchał chwilę. - Tak, także grupa bojowa „Pietrozawodska”. - Znowu słuchał. - No to oddamy Kuryle i niech próbują przebić się przez cieśninę Soya! Wszystko ma wrócić na Morze Japońskie! Filipów podszedł do Razowa i nachylił mu się do ucha. - Jeszcze dwa głosy, panie generale - powiedział, patrząc w ekran. Razów podniósł wzrok - sześćdziesiąt cztery głosy za odwołaniem prezydenta, trzy - przeciwko. - W porządku! - rzekł głośno, widząc, że wynik głosowania jest przesądzony. - Niech każdy wraca do swojej wojennej placówki dowodzenia. Następne spotkanie STAWKI za szesnaście godzin. Prawie wszyscy dowódcy, wraz adiutantami, natychmiast ruszyli do wyjścia i przy drzwiach utworzył się korek. Hałas cichnął, w miarę jak generałowie wychodzili, przełączając swoje rozmowy na telefony komórkowe. - Sześćdziesiąąąt... - odezwał się przeciągle Kariakin, donośnym głosem, wznosząc palce do góry niczym pistolet; patrzył w telewizor - ...sześć! - wypalił. Kiedy świecące cyfry przestawiły się, opuścił rękę, celując w ekran, i zrobił taki ruch, jakby pociągał za spust. - Dokonało się. Mamy wojnę. Razów przyjrzał mu się uważnie. Filipów pomyślał, że Kariakin wydaje się niemal zadowolony z wyniku głosowania