Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Muszę maskować naszą krew przed Sabatem, pomyślał ze złością, i Tristan dobrze wie, że jednocześnie nie mogę posłużyć się mocą, aby mu się przeciwstawić. To jest nie do wytrzymania. A co będzie, gdy pewnego dnia jego upór połączy się z umiejętnościami, kiedy już zostanie adeptem sztuki. Już wcześniej miał kłopoty przez to swoje miękkie serce i teraz będzie podobnie. Tristan wiedział, że być może podejmuje niewłaściwą decyzję, biorąc pod uwagę doświadczenia z kobietą o imieniu Lillith. Nie miał powodu, by ufać kobiecie Gallipolai. Ale wiedział też, że z chwilą, gdy uwolnił ją z koła, nie pozwoliłby, aby ponownie się na nim znalazła. Nie pozwoliłby też, aby odeszła sama i znowu wpadła w ręce sług. W głębi serca czuł też, że postanowił tak dlatego, iż ta kobieta przypominała mu o siostrze. Choć może wydawało się to nielogiczne, czuł, iż pomagając jej, podtrzymuje swoją nadzieję na uratowanie Shaili-hy. Bez względu na konsekwencje, podjął już decyzję. Tristan podniósł miecz i wsunął go powoli do pochwy. Potem stanął z rękoma na biodrach i spojrzał spod oka na starego czarnoksiężnika. - A co proponujesz? - zapytał. - Jeśli zostawisz ją tutaj, słudzy z pewnością ją złapią i zmuszą torturami do mówienia, bez wątpienia poda im moje imię i dokładnie nas opisze. Oczywiście zrobią jej to, po co ją tu przywiedli. Nie możemy przecież przywiązać jej z powrotem do koła i odejść! A poza tym, bez względu na to, co zrobimy, pozostają jeszcze ci dwaj martwi słudzy. Kiedy przybędą tutaj inni wojownicy, z pewnością znajdą swoich martwych towarzyszy. - Zamilkł i przez chwilę patrzył groźnie na Wigga i Geldona. - Jak myślisz, co się wtedy stanie? Usłyszawszy te słowa, Narissa przysunęła się do księcia. Nie chciała zostać sama w tym miejscu ani wędrować przez świat poza murami twierdzy sług, którego w ogóle nie znała. Instynktownie pomyślała, że ten człowiek bez skrzydeł o ciemnych oczach pomoże jej. Geldon chrząknął i uśmiechnął się do pierwszego czarnoksiężnika. - Zdaje się, że cię przegadał - powiedział. - Chyba nie mamy wyboru i musimy zrobić tak, jak mówi. Wydaje mi się jednak, że mogę tu pomóc. Wigg uniósł brew. - A w jaki to sposób? Karzeł spojrzał na Narissę. - Jak długo byłaś na kole? - Nie jestem pewna, ale to jest chyba drugi dzień - odparła. Zmęczona i osłabiona, wyciągnęła ramię, by wesprzeć się na księciu. Tristan objął ją, by ją podtrzymać. - Czasem słudzy wykorzystują kobiety od razu na miejscu, tutaj, ale często zabierają je gdzie indziej - wyjaśnił Geldon. Przez chwilę pocierał kark dłonią, zamyślony. - Jeśli pozbędziemy się ciał, wojownicy przyjdą i zobaczą, że nie ma ani kobiety, ani ich braci. Z pewnością nie zdziwi ich to od razu, a nam da trochę czasu. - Mądrze - rzekł Wigg. - Ale co z nią zrobimy, kiedy już dotrzemy do miejsca, do którego zmierzamy? - Znam jaskinie, które będziemy mijać - odpowiedział Geldon. - Mało kto wie o nich i są dość głębokie. Damy jej żywność i wodę i zostawimy tam do naszego powrotu. - Jego twarz pociemniała nagle. - A jeśli nam się nie powiedzie, to i tak nie będzie to miało znaczenia. Narissa przylgnęła mocniej do księcia, starając się utrzymać na nogach. Obejmując ją mocno ramionami, Tristan usiadł ostrożnie na trawie, tak by mogła oprzeć głowę na jego kolanach. Spojrzała mu w oczy. - Proszę, nie zostawiaj mnie - powiedziała błagalnym tonem. - Po jej policzkach popłynęły łzy. - Nie tutaj, Tristanie. Nie w tym miejscu. - Nie opuścimy cię - odparł łagodnie i odgarnął jej z czoła kosmyki miodowych włosów. - Obiecują. - W tym momencie Narissa zamknęła oczy i znowu popadła w omdlenie. Wigg patrzył z dezaprobatą, jak Tristan trzyma w ramionach Gal-lipolai. Po raz kolejny myśli sercem i jeszcze raz uratował zagubioną duszę, pomyślał starzec i pokręcił głową. Nic dobrego z tego nie wyniknie. - Dobrze wiesz, że to na nic - powiedział cicho do księcia. Tristan spojrzał na łagodną twarz Narissy, a potem na straszliwe koła z ciałami martwych mężczyzn wplecionymi między szprychy, i przez chwilę słuchał przerażającej ciszy tego miejsca. Wiedział, że dla tej pięknej kobiety, którą teraz trzyma w ramionach, nie ma powrotu i że stało się to za jego sprawą. Podniósł głowę i spojrzał na Wigga. - Musi SK udać - odpowiedział cicho. Pozostawiając z niechęcią Narissę pod opieką Wigga, Tristan udał się z Geldonem, by ukryć ciała zabitych wojowników. W miarę jak zapadała noc i ciemność zaczęła spowijać Parthalon, Tristan stawał się coraz bardziej świadomy obecności pięknej kobiety o białych skrzydłach, która jechała z nim na jego klaczy, obejmując go z tyłu w pasie. Jechali tak już od kilku godzin, Geldon i Wigg z przodu, książę z Narissą za nimi. Korzystając z okazji, Tristan próbował dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat, lecz ona była bardzo oszczędna w słowach, dlatego pewnie, że wciąż do końca nie ufała tym dziwnym ludziom bez skrzydeł. To jest chyba jedyna znana mi kobieta, która nie wie, że jestem księciem, pomyślał i uśmiechnął się. Nie jestem nawet pewien, czy wie, co znaczy to słowo. Gdy wreszcie zapadła noc i na niebo wypłynęły trzy czerwone księżyce, Geldon dał znak, by się zatrzymali, co oznaczało, że w tym miejscu spędzą noc. W tym samym momencie Tristan poczuł, jak siedząca za nim Gallipolai drgnęła i wciągnęła szybko powietrze, jakby coś ją przestraszyło. Nachyliła się do niego i wyszeptała mu do ucha: - Proszę, Tristanie - powiedziała. - Nie pozwól, abyśmy się tu zatrzymywali. Pojedźmy jeszcze trochę dalej. - Dlaczego? - zapytał. - Gdybym ci powiedziała całą prawdę, uznałbyś rnnie za szaloną. Zaufaj mi, proszę. Mogę ci tylko powiedzieć, że to, iż powinniśmy pojechać dalej, jest ogromnie ważne dla mnie i byłoby ważne dla każdego Gallipolai