Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ale pijemy z umiarem. Kiedy zostaniemy przyjacimi. Kiedy bdziemy sobie ufa. Kiedy bdziemy si wzajemnie wspiera. Wtedy dopiero zaczniemy pi na serio. Jak na prawdziwych oficerw przystao. Ale jeszcze nie dzi. Obmierzono nas dokadnie i wszyscy paradujemy w cywilnych garniturach. Niektrym z nas przyjdzie wrci do munduru, kiedy zostan generaami. Innym wypadnie pozosta po cywilnemu, nawet gdy zdobd generalskie szlify. Taka suba. X Na lazywam si pukownik Piotr Fiodorowicz Razu- mow - przedstawi si korpulentny osobnik w dresie sportowym i z pik siatkow w rce. - Mam 51 lat, z czego 23 su w Akwarium. Pracowaem w trzech krajach. Za granic spdziem 16 lat. Mam na koncie 7 werbunkw. Byem odznaczony czterema orderami bojowymi l kilkoma medalami. Bd szefem-instrukto- rem waszej grupy. Oczywicie, wymylicie mi jak ksy- w. ebycie nie musieli ama sobie gowy, zdradz wam kilka moich nieoficjalnych przezwisk. Jedno z nich brzmi So. Tak przezywa si wszystkich wykadowcw i profesorw Wojskowej Akademii Dyplomatycznej. Na sam Akademi mwi si Konserwatorium, jeli dotyczy WIKTOR SUWOROW to was, modziey, lub te Cmentarzysko Soni, jeli mowa jest o nas, profesorach i wykadowcach. By mo- e ktry z was te zostanie soniem i przyjdzie tu, by szkoli mode sonitka. Tymczasem chciabym pogada z kadym z was z osobna. Kapitan Suworow. - Jestem, towarzyszu pukowniku. - Zwracajcie si do mnie zwyczajnie: Piotr Fiodorowicz. - Tak jest. - Zapomnijcie, e istnieje zwrot "tak jest". Pozostajecie oficerem Armii Radzieckiej, co wicej, wznosicie si na jej najwysze pitro: do Sztabu Generalnego. Ale mimo to na jaki czas wyrzucie z pamici to "tak jest". Czy rozmawia- jc z przeoonymi potraficie nie strzela obcasami? - Nie potrafi, towarzyszu... Piotrze Fiodorowiczu. - Pierwsza sprawa, Wiktor, twoje pierwsze zadanie. Naucz si siedzie na krzele bardziej niedbale... Sie- dzisz sztywno, jakby pokn bagnet. Cywilni dyploma- ci tak nie siedz. Jasne? - Jasne. 0X1 a d dawna zdumiewao mnie, e mona zorganizowa tajn szko szpiegowsk w centrum wielkiego miasta tak, eby nikt si nie mg zorientowa, eby nikt nas nie sfoto- grafowa ani pojedynczo, ani w grupie. Okazuje si, e to proste. Gwny kompleks Wojskowej Akademii Dyplomaty- cznej wznosi si przy ulicy Pospolitego Ruszenia. Rzecz jasna, nie ma tu adnych tablic informacyjnych. Ogrodze- nie we wzory z kutego elaza, bujne zarola bzu, kolumna- dy, kraty w oknach, szczelne kotary, warty na kadym ro- gu. Ale to nie jest miejsce najwaniejsze. Tutaj przygotowuje si tylko tych, ktrzy zostan w "wielkiej onie", w KDL-ach. My za, ktrzy znajdujemy si na warunkowym zwolnieniu, przeznaczeni do roboty poza "obozem", szkolimy si gdzie indziej. Suchacze gwnych kierunkw s porozrzucani po caej Moskwie, po niewielkich punktach szkoleniowych. A gdzie si mieci mj punkt, tego i ja nie wiem... Kadego ranka o 8.30 zjawiam si w Instytucie Pro- mieniowania Elektromagnetycznego, tu koo parku Ti- 144 AKWARIUM miriazewa. Oficjalnie instytut uchodzi za placwk Mini- sterstwa Przemysu Radiowego, ale mao kto wie, do kogo w rzeczywistoci naley i czym si naprawd zaj- muje. Na pocztku lat pidziesitych ta niepozorna wwczas instytucja zajmowaa 4-pitrowy paacyk w ty- powym stylu pnego stalinizmu: kolumnady, balkoni- ki, sztukateria. Pracowao tam najwyej dwiecie osb. Z biegiem czasu instytut szybko si rozrasta, o czym wiadcz 6-pitrowe masywne szare bloki. Nieotynkowa- na cega sylikatowa - to ju pitro chruszczowowsklej nierozrzutnoci. Obok potne bryy ze szka l alumi- nium: symbol militarno-przemysowego rozmachu epoki Breniewa. Labirynt murw i ogrodze szatkuje ten ob- szar na strefy i sektory. Drut kolczasty, biae izolatory. "Mijajc posterunek okaza rozoon przepustk!" Masa ludzi. Poranna zmiana. Tum przepywa przez war- towni rozbity na dwanacie potokw. "Na terenie obiektu palenie wzbronione!", "Bd czujny! Gadulstwo suy wro- gom!", "Przekroczymy plan pierwszego kwartau!", "Nie stj pod suwnic!" Szara masa ludzka rozpywa si strumyka- mi po wydziaach i sektorach. Zgrzyta hamulcami lokomo- tywa manewrowa. Potny hangar poyka 60-tonowe wa- gony. Spieszy si uczona bra. Tum wali w milczeniu. Wszyscy tajni. Wszyscy cile tajni. "Wejcie wzbronione!". "Okaza rozoon przepustk!" Betonowe przegrody. Ce- glane przegrody. Rnobarwne kominy. Strefa 12-B. Nad czym si tutaj pracuje? Lepiej nie pyta. Jeszcze raz okazujemy przepustk. Caa jest upstrzona mas zakodo- wanych symboli. Kady posiadacz przepustki porusza si wycznie w cile okrelonych granicach swojej strefy. Bez specjalnych znaczkw na legitymacji nikt ci nie wpu- ci poza wyznaczony obszar. Wykrcamy numer na tar- czy - i ju jestemy w hangarze. Tutaj zbiera si caa na- sza grupa. Obok stoi zaparkowany potny MA z po- maraczowym kontenerem. Zajmujemy miejsca w jego wntrzu. Przypomina kabin komfortowego samolotu: wy- godne fotele, dywany... Tylko okien brakuje. O godzinie 8.40, gdy kontener jest wewntrz zamknity na cztery spusty, w hangarze zjawia si kierowca i wyjeda cia- rwk na miasto. Nigdy nie widzielimy go na oczy. On za 145 WIKTOR SUWOROW nawet nie podejrzewa, e wozi ludzi. Zadanie ma nastpu- jce: o 8.40 wej do hangaru, wsi do wozu i przewie kontener z jakim bardzo niebezpiecznym adunkiem do sosnowego lasu, kilka dzielnic std. Tam rwnie znajduje si pewien tajny obiekt, te stoi hangar. Kierowca wpro- wadza wz do rodka, po czym wychodzi do poczekalni. Wieczorem robi jeszcze jeden kurs. Reszt czasu wozi inne pomaraczowe kontenery po Moskwie