Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Dziewczyna, którą minął na ulicy! Teraz wiedział, czemu przywiodła mu na myśl buciki. Jasne. To była osoba, która przyjęła go W Biurze Cavendish, a potem, kiedy wychodził, trzymała bucik ze złamanym obcasem, i roztrząsała, jak dostanie się do domu. Dziewczyna o nieokreślonym wyglądzie, niezbyt ładna, ssała cukierek podczas rozmowy. Zastanawiał się daremnie, co chciała powiedzieć. Czy miała zamiar wyjaśnić, dlaczego odwiedziła Sheilę Webb, a może sądziła, że on oczekuje od niej jakichś słów? Zapytał: - Czy to bliska przyjaciółka pani siostrzenicy? - Nie bardzo - odparła pani Lawton. - Pracują w jednym biurze, ale Edna to nudna dziewczyna. Nie jest zbyt bystra i Sheila nie przyjaźni się z nią blisko. Szczerze mówiąc, byłam ciekawa, dlaczego tak się paliła, aby spotkać się z Sheila dzisiejszego wieczoru. Powiedziała, że czegoś nie może zrozumieć i chciała zapytać o to Sheilę. - Nie mówiła, o co chodzi? - Nie, powiedziała, że chciałaby to zachować dla siebie, i że to nic ważnego. - Rozumiem. No, muszę iść. - Dziwne, że Sheila nie zadzwoniła. Robi to zwykle, gdy się spóźnia, bo profesor zaprasza ją na obiad. Powinna przyjść lada chwila. Mnóstwo ludzi czeka na autobus, a hotel "Curlew" leży na trasie do Esplanady. Nie chce pan niczego przekazać Sheili? Żadnej wiadomości? - Chyba nie. Wychodząc, zapytał: - Przy okazji, kto wybrał imiona siostrzenicy, Rosemary i Sheila? Siostra czy pani? - Sheila to imię naszej matki. Rosemary wybrała moja siostra. Dziwne imię. Wyszukane. A siostra nie była pretensjonalna ani sentymentalna. - Cóż, dobranoc, pani Lawton. Skręcając za róg, inspektor myślał. - Rosemary... Rosemary ze względu na wspomnienia. Romantyczne wspomnienia? A może coś zupełnie innego? ROZDZIAŁ TRZYNASTY RELACJA COLINA LAMBA Wyszedłem z Charing Cross Road i zagłębiłem się w labirynt uliczek między New Orlean Street a Covent Garden. Mieściły się tam najdziwniejsze sklepy, antykwariaty, kliniki lalek, magazyny sprzedające baletki czy zagraniczne delikatesy. Oparłem się urokom kliniki lalek, eksponującej pary niebieskich i brązowych szklanych oczu i dotarłem wreszcie do celu. Była to mała, obskurna księgarnia, w bocznej uliczce w pobliżu British Museum. Książki były wystawione na ulicy. Stare powieści, używane podręczniki, rupiecie wszelkiego rodzaju oznaczone nalepkami "3 pensy", "6 pensów", "l szyling"; niektóre arystokratki miały prawie wszystkie strony, a nawet nietknięte okładki. Wśliznąłem się do sklepu bokiem. Było to konieczne, gdyż książki, ułożone byle jak, zajmowały część wejścia z ulicy. Dla każdego, kto znalazł się wewnątrz, stawało się jasne, że to książki posiadają sklep, a nie na odwrót. Kipiały z półek, zajmowały całą powierzchnię lad i stołów, tłoczyły się po kątach i wyraźnie potrzebowały silnej ręki, która by je poskromiła. Odległości między regałami były tak niewielkie, że ledwie można było się przecisnąć. Na stołku w rogu siedział otoczony książkami stary człowiek z wielką, dziwnie płaską twarzą, ocienioną rondem okrągłego, filcowego kapelusza. Sprawiał wrażenie kogoś, kto uległ w nierównej walce. Usiłował zapewne ujarzmić książki, ale to one zwyciężyły. Był w świecie książek kimś w rodzaju króla Kanuta, ustępującego przed piętrzącą się falą. Gdyby rozkazał im się cofnąć, zrobiłby to z przekonaniem i beznadziejną pewnością, że nie usłuchają. Był to pan Solomon, właściciel księgarni. Poznał mnie, jego rybie spojrzenie złagodniało na moment i skinął głową. - Dostał pan coś dla mnie? - Musi pan wejść i zobaczyć, panie Lamb. Wciąż wodorosty i podobne rzeczy? - Tak jest. - No cóż, wie pan, gdzie to znaleźć. Biologia morska, skamieliny, Antarktyka - drugie piętro. Dostałem przedwczoraj nową paczkę. Zacząłem ją rozpakowywać, ale nie przejrzałem jeszcze dokładnie. Znajdzie ją pan tam w kącie. Skinąłem głową i przecisnąłem się w głąb, gdzie rozklekotane i bardzo brudne schody prowadziły na zaplecze. Na pierwszym piętrze znajdowały się orientalia, książki o sztuce, medycynie i klasycy francuscy. W tym pokoju był też interesujący, zasłonięty kącik, nie znany szerszej publiczności, ale dostępny dla znawców, gdzie złożono książki określane jako "dziwne" czy "osobliwe". Minąłem je i poszedłem na drugie piętro