Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Proszę mu się dokładnie przyjrzeć: jego pokrywa włosowa jest rzadsza niż u innych, jest wyższy, trzyma się prosto. Pokładałem w nim wielkie nadzieje. Ciekawe byłoby sprawdzić, jakie potomstwo mógłby spłodzić z córką Starszego. Niezwykle interesujący problem. Może w ten sposób plemię wykonałoby duży skok naprzód, co oszczędziłoby nam wielu dziesięcioleci? Do tej pory nie tracę nadziei, że Kolec się znajdzie. - A Struga? - Struga? Ma fatalne obciążenie dziedziczne. Jest zbyt uczuciowa. Nie chciałbym, aby w ogóle miała dzieci. Pawłysz poczuł, że rozmowa przestaje go interesować. Nie mógł zrozumieć, dlaczego. Jakby już to wszystko kiedyś słyszał. Wiedział, co powie młody człowiek, nim ten otworzył usta, znał przygniatającą moc jego argumentów. i Wiedział nawet, że żadna siła nie jest w stanie zachwiać głębokim przekonaniem eksperymentatora o słuszności i niezbędności prowadzonych przez niego E badań. Od chwili urodzenia całe życie dziecka było już zaplanowane przez wyzute z wszelkich uczuć automaty. Kiedy i z kim się ożeni, ile będzie miało dzieci, co będzie robiło. I jeżeli ktoś próbował walczyć ze swym losem, zostawał okrutnie ukarany przez Wielkiego Ducha i jego sługi - wojowników Starszego. I jeżeli do tej pory los Strugi i Kolca nie był Pawłyszowi obojętny tylko dlatego, że uratował ich od śmierci i w ten sposób wyróżnił z tłumu mieszkańców doliny, to teraz zobaczył w uciekinierach herosów greckiej tragedii, którzy powstali przeciw swemu przeznaczeniu. I jak prawdziwi bohaterowie nie poddawali się. - Może chciałby pan zapytać - doszedł do Pawłysza równy, obojętny głos - czy uczucie, którym powoduje się Struga, można nazwać miłością. Być może tak. Jako miłość możemy też określić stosunki między zwierzętami. Wszak samica idzie wszędzie za swym samcem. W każdym razie jestem przekonany, że to właśnie genetyczne obciążenie Strugi, jej pierwotna dzikość, którą odziedziczyła po ojcu, rozbudziła w Kolcu atawistyczne instynkty, instynkty drapieżnika, pragnącego zatopić kły w ciepłym boku długonoga. - Proszę spojrzeć, ktoś idzie - przerwał mu Pawłysz. Roboty jak na komendę potoczyły się do wyjścia, skąd rozległ się stuk. - Starszy - powiedział z ulgą młodzieniec. - On tak stuka. To umówiony znak. Nie wolno mu tu wchodzić, choć podejrzewam, że nieraz złamał ten zakaz. Szybko podszedł do drzwi. Pawłysz nie ruszył się z miejsca. Roboty patrzyły na niego surowo. A może tylko mu się wydawało? Czyżby złapali Kolca? Na pewno go nie zabiją. To zbyt cenny materiał genetyczny. Jest im potrzebny. Ale nigdy więcej nie zobaczy szerokiej równiny. I nigdy już Struga nie będzie biegła u jego boku. Przecież od Kolca w dużej mierze zależy powodzenie wielkiego eksperymentu... Pawłysz podszedł do nastawionego na rzekę ekranu. Ulewa trwała. Rzeka wystąpiła z brzegów, podchodziła już do skał, wierzchołki drzew sterczały nad wodą jak ciemne wzgórki. W żaden sposób nie da się teraz dojść do statku. - Odesłałem go - powiedział młodzieniec, wróciwszy do laboratorium. - Nie złapali Kolca i mam podstawy sadzać, że utonął w rzece. Podszedł do ekranu, spojrzał na szalejącą wodę: - Nie, nie mógł ocaleć. Smutnie westchnął: - To był wspaniały samiec. Z czasem zostałby wodzem plemienia. - Mnie też go żal - powiedział Pawłysz - ale inaczej. Nie z powodu eksperymentu. - Wiem - młodzieniec gorzko się uśmiechnął i rozłożył długie, nerwowe ręce. - Ale cóż robić? Rozum zaleca wzajemną tolerancję. Zmęczyłem się dzisiaj, trzeba odpocząć. Raz jeszcze spojrzał na ekran, potem odwrócił się do Pawłysza: - Próba powrotu na statek byłaby teraz niepotrzebnym ryzykiem. Proszę zostać tutaj. Nikt nie będzie pana niepokoił. Za parę godzin ulewa minie. W rzece woda opadnie szybko. Proszę spać, pan też jest zmęczony. - Dziękuję - odpowiedział Pawłysz. - Skorzystam z pańskiego zaproszenia. Bardzo chciałbym, żeby chłopak przeżył. - Nie zdaje pan sobie sprawy, jak niewiele znaczy życie dla pierwotnych plemion. Za kilka dni wszyscy, nie wyłączając Strugi, zapomną o tym młodym stworzeniu. - A propos - zapytał Pawłysz. - Jeżeli odizolowaliście tak niewielkie plemię, to czy nie grozi mu degeneracja? - Tak, to ważny problem. I za kilka lat odezwie się z całą ostrością. Od początku eksperymentu minęło dopiero pięć, sześć pokoleń. Żyją krócej niż pan czy ja, a mimo to widać już oznaki degeneracji. Wpływamy na strukturę genetyczną, sprawdzamy rozliczne mutacje - kusi nas czasem, żeby wyhodować zupełnie nową rasę, na przykład istoty o trzech oczach czy dwóch ogonach. Niewykluczone, że na innym kontynencie tej planety wybudujemy drugie laboratorium, gdzie będzie się badać różne warianty ewolucji fizjologicznej. Spróbujemy konkurować 2 naturą. - Dobranoc! - powiedział Pawłysz. - Ma pan coś do jedzenia? - Tak. Nie jestem zresztą głodny. Zmęczyłem się. - Idę! - oświadczył młodzieniec. - Czasem ta praca strasznie mnie nuży. Chciałoby się wyjechać na rok, dwa, odpocząć, podsumować osiągnięcia... - A co pana tu trzyma? - Poczucie odpowiedzialności. Nie mogę zostawić doliny na łasce losu. Każdy dzień jest brzemienny w niespodzianki. Jestem nauczycielem i moje miejsce jest tutaj. Poza mną nikt tak dobrze nie zna mieszkańców doliny, ich przyzwyczajeń, skłonności. - Jest pan człowiekiem sukcesu. - Tak - zgodził się młodzieniec. W tym momencie podobny był do misjonarza, gotowego iść na stos w kraju pogan i pełnego dumy z tego powodu. - Jaki to będzie piękny dzień, kiedy będę im mógł powiedzieć: Dzieci moje! Jesteście rozumni! Mistrz nie jest wam więcej potrzebny