Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Towarzysz Andropow chciałby mieć cały zapis "Prognozy" i "Korektury" na specjalnych dyskach. Skopiujcie je, towarzyszu lejtnancie, w ciągu dwóch dni. - Przecież obowiązuje zakaz wywozu jakichkolwiek informacji o "Korekturze" - zaoponował Piotr. Nie dotyczy on, rzecz jasna, towarzysza przewodniczącego. W momencie, gdy program ruszy, szef będzie musiał kontrolować go na bieżąco u siebie w domu. Za dwa dni przyleci osobiście po dyski. - A program już rusza? - zapytał machinalnie Lebiediew. - Nie ma na co czekać. Otrzymaliśmy od Łunienki Komplet informacji o poczynionych przygotowaniach. Rozmawiałem również z profesorem. Szansę powodzenia wynoszą osiemdziesiąt pięć procent, więc można zaczynać. Oczywiście, wy będziecie dalej prowadzić analizy, ale machina musi zacząć działać. Lebiediew wrócił do pracowni. Liwszyc siedział na stole i z rozanieloną miną jadł pomarańcze. - Podobno przyszły już dane operacyjne do analizy-rzekł z lekkim wyrzutem asystent. - Ach, zapomniałem ci o tym powiedzieć. Wszystko przechwycił Rożków i segreguje. Potem rozdzielimy zadanią między jasnowidzów i skonfrontujemy wyniki ich proroctw. Idź do niego i zobacz. Piotr nie miał jednak specjalnej ochoty rozmawiać z kolegą. Zamiast tego zasiadł w swoim kącie i uruchomił program pozwalający mu zajrzeć do banku danych, nad którymi pracował Rożków. Wystukał hasło i po chwili miał wszystko na monitorze. Nazwiska ofiar, przewidywane dni zamachów, wykonawcy, okoliczności... Łunienko musiał się zdrowo napracować, pomyślał Piotr z mimowolnym podziwem. - O, widzę, że już dotarło do ciebie - za jego plecami zabrzmiał głos Rożkowa. - Niesamowite, prawda? Jeśli Łunienko załatwi ich wszystkich, to "Korektura" musi się udać. - Wszystko wskazuje, że zrobi to bez trudu - mruknął niechętnie Piotr. - Ale nie przeszkadzaj mi. Dostałem ekstra robotę, dla przewodniczącego. - Jaką? - Rożków nie potrafił opanować ciekawości. - Mam sporządzić wykaz najprzystojniejszych agentek świata - zażartował Lebiediew. Andropow jest uśmiechnięty, rozluźniony. Najnowsze prognozy dotyczące powodzenia akcji wprawiły go w prawdziwy zachwyt. - A zatem, towarzysze, startujemy! Smirnow wyciąga butelkę znakomitego francuskiego koniaku. Liwszyc, podniecony, skrobie się pod pachą. Przewodniczący podchodzi do telefonu, włącza się do linii specjalnej i wykręca numer znany zaledwie kilku ludziom. W parę sekund później w willi na przedmieściu Genewy słuchawkę podnosi starsza kobieta. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - mówi przewodniczący. -Dzięuję za życzenia- pada odpowiedź. Kobieta odkłada słuchawkę i wyciąga mały aparat nadawczy. Naciska przycisk. Cichy dźwięk brzęczyka i błysk krwawego oczka na aparacie. W hotelu Montreux Łunienko włącza odbiór. - Zaproszenie imieninowe wysłane - słyszy starczy głos. Przez ciało agenta przelatuje elektryzujący impuls. Nareszcie! Padło hasło rozpoczęcia. Teraz w ciągu trzech dni wykonawcy poznają cele i terminy. A potem niech się dzieje, co ma się dziać. -I jakie to proste - uśmiecha się Andropow, odkładając słuchawkę. - Ruszyło? - dopytuje się profesor Iłja Dawidowicz. Skinięcie głową. - A gdyby coś poszło nie tak? - zastanawia się Smirnow. - Czy można jeszcze ten mechanizm powstrzymać? - Na razie tak. Za trzy dni przybędzie tu Łunienko osobiście. Będą możliwe ewentualne korekty. - A gdyby coś stało się Łunience? - dopytuje się generał. - Czy mamy możliwości ingerencji? - Wszystkie informacje na temat akcji pozostają tu, w komputerze, zaszyfrowałiśmy je też na dyskach. A propos, czy daliście je do skopiowania? - Jest prawie wszystko - uśmiecha się Smirnow. -Piotr Matwiejewicz doskonałe wywiązał się z zadania. - Lebiediew? - w tonie głosu przewodniczącego jest coś takiego, że generała KGB przełatuje dreszcz. Ale Andropow nie kontynuuje tematu. Dopiero po wyjściu Liwszyca zwraca się do Smirnowa. - Pomysł nie był najlepszy. Mogliście zlecić zadanie komuś innemu. - To przecież nasz najlepszy programista. - Ale służby przyjmujące go do pracy działały nieuważnie. - Jak to? Miał najlepsze opinie. Osobiście znałem jego matkę... - A babkę? Smirnow sztywnieje. Nie rozumie, o co szefowi chodzi. - Babkę, polską ziemiankę, antykomunistke z którą spędzał wiele czasu. Na marginesie, czy wiecie, że wasz Pietia świetnie mówi po polsku? Że w trakcie kursów we Wrocławiu wielokrotnie odłączał się od grupy, podróżował samopas po Polsce? - To jeszcze... - Tak, to jeszcze niczego nie dowodzi, Smirnow,ale wiesz... Sentymentalizm w polityce kadrowej bywa niebezpieczny - twarz generała pokrywa się rumieńcem Nikt taki jak Lebiediew nie powinien znaleźć się nawet w pobliżu instytucji pracujących na potrzeby "Korektury" - Nikt nie jest poza kontrolą. Mam system podwójnego zabezpieczenia. Nic złego nie może się wydarzyć. Lebiediewa pilnuje mój najlepszy człowiek - bąka komendant