Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Pod tym względem najwyraźniej wszystko jest w porządku - stwierdziła pani Simons. - Wygląda pani kwitnąco, choć brzmi to bardzo konwencjonalnie. - Pani te?. Muszę przyznać, ?e byłam przera?ona pani wypadkiem. To takie straszne - widzi się, jak ktoś le?y nieprzytomny i nie jest się w stanie nic pomóc. - Tak, mam wyrzuty sumienia. To wszystko moja wina, a Marcus trzęsie się nade mną jak kwoka. Pani Jenkins cały czas mnie pilnuje, co dla niej jest męczące, a dla mnie potwornie irytujące. Bardziej martwię się o Marcusa ni? o siebie. Ann i Michael tymczasem odeszli, a Jane Simons rzuciła Dianie ukradkowe spojrzenie, a potem mówiła dalej. - Nie wiem, co zaszło między moim synem a panią, NA JEDNĄ NOC 137 Diano, lecz wiem, ?e on się z tego powodu całkiem zamknął w sobie. Rozmawiałam ju? z panią na ten temat, jednak?e jeśli chodzi o fermę... - Nie, to nie o to chodzi. - Diana zdecydowanie potrząsnęła głową. - O co więc? - spytała łagodnie pani Simons. - Czy nie mo?e mi pani powiedzieć? Przez moment Diana obawiała się, ?e wybuchnie płaczem. - Wiem, ?e minęło niewiele czasu od śmierci pani mę?a, ale... Diana nie mogła jej pozwolić kontynuować. - To nie to - mruknęła. - Ja nie mogę o tym mówić, ale proszę mi wierzyć, ?e bardzo mi zale?y na miłości Marcusa - przyznała dzielnie. - To Marcus ma wątpliwości - dodała, błagalnie dotykając ramienia Jane Simons. - Proszę mu nie mówić, ?e rozmawiałyśmy na ten temat. Nie chciałabym, aby pomyślał, ?e go do czegoś zmuszam. - Na pewno nic nie powiem - zapewniła ją Jane. - Przede wszystkim nie miałam prawa pani o to wypytywać i jestem wzruszona, ?e mi się pani zwierzyła. Pani wie, Diano - dodała powa?nie - ?e ja panią bardzo polubiłam. I byłabym zachwycona, gdyby została pani moją synową. Tak się cieszyłam, kiedy myślałam, ?e Marcus się w pani zakochał, a potem się martwiłam, bo myślałam, ?e pani go nie Chce. Jednak?e niezale?nie od tego, ?e jestem matką Marcusa, Diano, gdyby chciała pani z kimś porozmawiać czy się poradzić, mo?e pani przyjść do mnie, dobrze? Myślę, ?e często zapominamy, ile musiała pani przejść w związku ze śmiercią mę?a. Diana nie mogła tego dłu?ej znosić. Przeprosiła pośpiesznie na widok dawnej kole?anki z telewizji, która szła właśnie do niej, z kieliszkiem szampana i talerzykiem z jedzeniem. 138 NA JEDNĄ NOC - Fantastyczne ?arcie - rzuciła, z lubością połykając kawałek wędzonego łososia. - I fajna chałupa, choć trochę dziwna i staromodna. Ale, ale, co ja słyszę? Podobno jesteś wdową i spodziewasz się dziecka? Jakoś nic o tym nie słyszałam, kiedy razem pracowałyśmy w telewizji. - Och, wiesz, jak to jest... - Diana wzruszyła ramionami i westchnęła z ulgą, gdy podeszła nowa osoba i zmienił się temat rozmowy. Diana zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa związanego z zaproszeniem osób, które ją znały w londyńskim ?yciu, ale go chyba nie doceniła dostatecznie. Ledwie stara znajoma odeszła w kierunku bufetu, podeszła do Diany Madge Davies. - Jedzenie jest absolutnie nieziemskie - stwierdziła z zazdrością. - Mo?e powinnam zaprosić te panie, ?eby trochę popracowały w mojej gospodzie. - Niech pani spróbuje - zgodziła się z nią Diana. - Podobno chętnie podejmują się ró?nych zajęć, bo zbierają na nowy dach do kościoła. Ma pani z tyłu du?o miejsca, gdzie mo?na by organizować posiłki na świe?ym powietrzu w soboty i w niedziele. One mogłyby się tym zająć. - To znakomity pomysł! - Podekscytowana Madge oddaliła się, myśląc nad nowym projektem. Wszyscy się dobrze bawią, oprócz mnie, pomyślała ze smutkiem Diana. Nawet jej nowe pracownice wmieszały się w tłum. O piątej ludzie zaczęli wychodzić. Ann, Michael i Jane wyszli ostatni, po szóstej, i Diana miała wra?enie, ?e Jane była czymś przejęta. Diana pomyślała, ?e nie powinna była się jej zwierzać. - Musimy iść - powiedział wreszcie Michael. - Niedługo zaczynam wieczorny dy?ur. NA JEDNĄ NOC 139 Obie pracownice zostały, aby pomóc w sprzątaniu. Kobiety, które przygotowały przyjęcie, mówiły, ?eby wszystko zostawić, a one przyjdą następnego dnia z rana i sprzątną, ale poniewa? Diana miała maszynę do zmywania, łatwiej było wszystko pomyć i spakować, zwłaszcza mając do pomocy Susie i Mary. - Znakomicie - pochwaliła Diana, kiedy Susie skończyła czyścić odkurzaczem dywan. - Byłyście cudowne. Otworzyła i biurko i wyjęła dwie koperty, które wcześniej przygotowała. - Poniewa? nie jesteście jeszcze oficjalnie zatrudnione, tutaj jest drobna suma za dzisiejszą pracę. - Dla nas? - Oczy Mary zaokrągliły się z zaskoczenia i z radości. - To nie była praca, tylko zabawa. - Tak, było super - zgodziła się z nią Susie. Kiedy wyszły, Dianę ogarnął smutek. Snuła się z pokoju do pokoju, nienawidząc pustki. Wreszcie udała się do ogrodu. Ramę szklarni nale?ało jeszcze raz pomalować. Zrobi to teraz, postanowiła. Chciała wreszcie przestać myśleć o Marcusie