Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

WstaB.  Niekiedy warto posBucha nawet takiego starego pijaczyny i Bajdaka  u[miechnB si smutnie.  Nie gniewaj si na mnie. Jeste[ mdra, wic si zastanów. Twojej matce daBem troch szcz[cia, jakiego jej |ycie skpiBo. Tobie te| dobrze |ycz. Nie powinna[ cierpie. Przynajmniej nie w nadmiarze. Wic nie wi| si z tym czBowiekiem.  Ale dlaczego? Co ojczym ma mu do zarzucenia?! - Kobieca 104 ciekawo[ przemogBa i Marta bezwiednie i wbrew sobie zaczBa zadawa pytania.  Jest prawnikiem i nie zawsze mo|e sobie wybiera towarzystwo. Czy naraziB si któremu[ z kumpli ojczyma?  Nic wicej ci nie powiem. Sama go zapytaj. I... no có|, niech ci si darzy w nowym roku.  Zajrzy ojczym na [wita/  spytaBa do[ sztywno stojc ju| w progu. ObejrzaB si.  Chyba nie. Moja pani ju| co[ zaplanowaBa  u[miech tym razem byB przepraszajcy.  Ale kiedy[ na pewno si odezw. Dzikuj ci, |e tak si troszczysz o dzieci. Bez sBowa zamknBa drzwi. Po tej rozmowie niepokoiBa si coraz bardziej. Nie o siebie, ale o Aukasza. Klucz, który jej daB, powiesiBa nad biurkiem i stale naD popatrywaBa. PrzywodziB jej na my[l niebezpieczeDstwo. Aukasz pojawiB si na trzy dni przed gwiazdk. PrzywiózB nareszcie obstalowan u kowala krat i uparB si, |e j zainstaluje tego samego wieczora. Z góry przygnaB zaciekawiony Grzesiek, a zaraz potem wpadBa Aazanka, wic Marta nie mogBa pogada z Aukaszem. W jej mieszkaniu nie byBo ustronnych któw, zreszt troch si baBa rozpoczyna tak rozmow przy dzieciach. Tak zle, tak niedobrze. SnuBa si bBdnie, przeszkadzajc ekipie rozrabiajcej w jej pokoju. Krat stanowiBy trzy |elazne prty sigajce od podBogi do sufitu, powizane wzajemnie gitk i bujn ro[linn wici  tak|e kut w |elazie. MiaBy cz[ciowo zagradza wej[cie do alkowy, gdzie znajdowaBo si legowisko. Ta a|urowa zapora niczego nie zamykaBa, ale wyraznie dzieliBa przestrzeD, wyznaczaBa odmienne strefy. Pokryte zapraw i tkwice w niej pBaskie kamienie wydobyte z górskich potoków, odcinaBy si od reszty zapeBnionego przedmiotami pomieszczenia. WydaBo si Marcie, i| ta krata uchyla si w tajemn otchBaD, wystarczy uczyni krok, a znajdzie si nad znajomym urwiskiem. PrzymknBa oczy i pod powiekami ujrzaBa wyraznie rysujcy si kontur Kozich Wierchów i bezkresn cisz wypeBniajc przepa[cie. Dziki tej kracie Aukasz ofiarowaB jej wic inn przestrzeD.  Nie [pij  szturchnBa j Aazanka.  To naprawd pikne. Grzesiek byB innego zdania. PrzekrzywiB gBow i przygldaB si krytycznie.  Pikne, owszem, ale jako[ groznie. 105  Kraty zazwyczaj s grozne  zauwa|yB niedbale Aukasz zbierajc narzdzia, ale ze spojrzenia, jakie rzuciB Grze[kowi, mo|na byBo pozna, i| wysoko ocenia jego inteligencj. Marta wiedziaBa, |e wszyscy czekaj, co ona powie. Co[ j nagle zmroziBo, przypomniaBa si rozmowa z ojczymem.  Porzdnie umocowali[cie?  wybkaBa ni w pi, ni w dziewi.  Bo je|eli mi to runie? Zdemoluje caBe mieszkanie.  Nie ma obawy  uspokoiB j Aukasz.  Wpu[cili[my gBboko i w podBog, i w sufit. Zaraz zacementujemy, a kiedy wyschnie, dokleimy naokoBo brakujc klepk. Powiedz, podoba ci si?  To sBabe okre[lenie.  Mam jeszcze dodatek  zakrztnB si.  ZostawiBem na dole, bo kolos. Grzesiek, pomo|esz mi? Kopnli si w dóB, a Aazanka przysiadBa obok Marty na Bawie