Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– Zdumiewająco prędko. – Mówiłam ci Królu Arturze – wtrąciła Dala, sięgając po drugie jabłko – że Tomek świetnie liczy. Mnie jednak nie chce pomagać. – Nie chcę liczyć za ciebie – sprostował USPO. – I dlatego, biedna dziewczynko, musisz szukać Królestwa Matematyki? – zapytał Merlin, obłudnie nadając swojemu głosowi dobrotliwe i współczujące brzmienie. – Słyszałem o nim. – Słyszałeś? – ucieszyła się Dala i to tak bardzo, że omal nie wypuściła z ręki jabłka. – A może wiesz, gdzie leży i jak do niego trafić? – Spróbuję sobie przypomnieć – Merlin zmarszczył czoło i udając głęboki namysł, przetarł je dwa razy dłonią. – Na pewno sobie przypomnę. Kiedy tam chcecie wyruszyć? – Choćby zaraz – oświadczyła ochoczo Dala. – Muszę wrócić do domu najpóźniej w środę, żeby nie zmartwić rodziców. Merlin pochwalił ją i zapewnił, że wróci na czas, ale teraz powinna jeszcze trochę odpocząć przed dalszą wędrówką. I wtedy USPO niespodziewanie oświadczył, że nie jest to konieczne, ponieważ po zejściu z góry nie będzie musiała iść, ale pojedzie sobie wygodnie. – Na czym? – zapytała Dala, wyraźnie zaskoczona, a USPO zaraz sprostował: – Nie na czym, tylko na mnie. Nie pamiętasz? – Na tobie? – z głosu Merlina zniknęło starcze drżenie, a on sam poruszył się niespokojnie na ławce, w chwilę zaś później oczy zrobiły mu się niemal kwadratowe z osłupienia, ponieważ USPO, nie wdając się w żadne wyjaśnienia, zamienił się w skuter; podjechał do Dali, która wskoczyła na siodełko i okrążył z nią cały zamkowy dziedziniec. Zrobiło to na czarowniku niezwykle silne wrażenie i gdy USPO z Dalą przystanęli przed ławką, nie usiłował już zatrzymywać swoich niebezpiecznych gości. Oznajmił tylko, że przyniesie jeszcze trochę owoców na drogę i zniknął w chacie. Tam co prędzej podbiegł do okna, otworzył je i dał znak sowie, aby sfrunęła do niego. – Polecisz natychmiast – zaskrzeczał wyraźnie podenerwowany – do Siedmiogłowego Smoka i powiesz mu, że zjawią się u niego groźni złoczyńcy, którzy pragną go zgładzić i zagarnąć jego królestwo. Zrozumiałaś? Jeśli sam nie chce zginąć, musi ich pożreć. Natychmiast. – Uhu! Uhu! – zahuczała sowa i odfrunęła bezszelestnie z parapetu, a Merlin wyczarował przy pomocy pałeczki kosz pełen jabłek i gruszek, i wyszedłszy przed chatę, wręczył go Dali. Wytłumaczył też i jej, i USPO, jak mogą dojść do Królestwa Matematyki, gdyż właśnie przypomniał sobie drogę do niego. Życzył im jeszcze szczęśliwego dotarcia do celu, a gdy zniknęli między skałami, zatarł swoje kościste ręce i zachichotał złowieszczo: – Hi, hi, hi! Czeka was bardzo gorące przyjęcie. Spieszcie się, żeby Smok nie musiał na was zbyt długo ostrzyć swoich pięknych, hi, hi, hi, zębów! 51 Rozdział dwunasty w którym USPO walczy ze Smokiem Siedmiogłowym Sowa miała duże trudności z wypełnieniem polecenia swego pana, ponieważ Smok właśnie spał. Leżał na skalnym płaskowyżu, wśród rozprażonych promieniami słońca głazów, od których buchało gorąco jak z otworu piekarniczego pieca. W takiej jednak temperaturze Smok czuł się znakomicie, gdyż jak wiadomo, smoki uwielbiają żar i upał, dla sów, odwrotnie, niemożliwy do zniesienia. Wysłanniczka Merlina, nadleciawszy więc nad kamienną patelnię, na której smażył się z lubością siedmiogłowy potwór, nie mogła opuścić się zbyt nisko bez ryzyka opalenia skrzydeł. Pohukiwała więc bezradnie, zakreślając w powietrzu duże koła i co chwila podlatywała w górę, ponieważ z siedmiu łbów smoczych, jak z siedmiu wulkanów, wydobywały się smugi siarczanego dymu, a czasem tryskały gejzery ognia. W tej sytuacji, nie widząc innego wyjścia, sfrunęła w dół, poza obręb gorących skał i zamieniła się w salamandrę, gdyż tylko w tej postaci mogła wkroczyć pomiędzy rozprażone kamienie i podejść do Smoka. Do brzuszastego, wielkiego, zielono-złotego Smoka zbliżyła się salamandra, aby go obudzić. W jaki sposób miała jednak tego dokonać, będąc wielkości jednego smoczego pazura, w pierwszej chwili nie wiedziała. Ogromny tułów potwora piętrzył się przed nią jak góra, zaczęła więc wdrapywać się na ogon i po nim dotarła aż na środek brzucha. Roztoczył się z niego przed nią rozłegły widok na pozostałe części smoczego ciała; rozłożone łapy, zwinięte, błoniaste skrzydła i siedem ziejących siarką i ogniem łbów. Salamandra zamierzała właśnie rozpocząć ich budzenie i zaczęła głośno syczeć, ale w tym właśnie momencie Smok zachrapał. I wszystko zatrzęsło się dokoła, ponieważ było to chrapanie kolosalne, potężne i straszliwe