Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W dalsźym ţtoku dys- puty okazuje się raptem, że ustawy Sejmu Niemego nie trzeba nawet uchylać, bo ją dość wytłumaczyć, "objaśnić". Jeżeli bowiem sejm zaczyna się dla króla dopiero po obiorze marszałka, jeżeli od tej ehwili król i poseł każdy staje się activus, to jak można przed ukonstytuowaniem tamować nieistniejącą aetivitatem ("ridiculum, żeby niedołęga passivitas mogła activi- tatem tamować" - znany argument Karwickiego). A skoro to jest ńiedorzeeznością, to widocznie żądane od królów rozdawanie buław nie wiąże się z ukonsty- tuowaniem sejmu, tylko z jego momentem zwołania: jak mogą kontradycenci używać od tej chwili "wol- nego głosu", to i król może użyć wolnej dystrybuty. Streściliśmy przydługie certacje jurydyezne Ko= narskiego, aby dać zakósztować czytelnikowi, z jakim to pieniactwem parlamentarnym parał się reformator Publicystţka ostatnieţo bezkrólewża 81 i parał zwycięsko. Ale tymezasem ozwały się pod jego piórem akcenty poważnej rzeczywistości i wywołały bardzo poważną reakeję. Sąsiad zacytował w obronie przepisu 1717 r. sensacyjną tezę: "Wszak traktatu tego inter Maiestatem et Libertatem gwarantem był car moskiewski, non deerit kondycyjom, które na nie- go włożyła gwaraneja, będzie się dwór moskiewski in- teresował do tego, ponowi starania swoje" itd. Odkąd Jan Kazimierz i Ludwika Maria w katastro- falnym dla państwa momeneie za aprobatą senatu wy- stawili koronę na licytację, naród pogodził się chętnie z taką polityką, widząc w niej korzyść publiczną i pry- watną. Najpierw senatorowie pod wpływem dworu, potem szlachta pod wpływem panów'jęli traktować elekęję jako doskonałą sposobność do orlświeżenia wol- ności, do zainteresowania pewnych państw sprawą polską, no i do podbicia w cenie cudzoziemców nie tylko sprawy polskiej, ale także własnego prywatnego waloru wyborców. Stopniowo ten ostatni motyw grał coraz większą rolę. Zmysł niepodległości kurezył się do rozmiarów idei "piastowskiej": rodak nie sypie du- katami ani luidorami, idźmy więc za sercem, nie za interesen:i. Ale w każdym z powazowskich bezkrólewi wybijała się na wierzeh i odbijała się w publicystyce ta naczelna obawa, kto gorzej zaciąży nad złotą wol- nością: czy cudzoziemiec, popierany przez część za- granicy, czy Piast, mający parantelę w kraju. Takie rozważania ożywiały literaturę ulotkową przed wy- borem Michała, Jana i Augusta. Naród szlachecki ko- lejno miotał się w skrajności: wykluczał od tronu (wbrew zasadzie wolnej elekeji) Kondeusza, potem So- bieskich, teraz znów przyszła kolej na ekskluzję cu- dzoziemca. 6 - Polscy pi5arzţ polityczni XVIII wieku '82 Polscy pżsarze polżtyeznż Po Auguście nurtowały Polaków obawa przed Ro- sją i wstręt do niemezyzny, Niemiec groził w ezwora= kiej postaci: jako Sas, jako Austriak, jako Prusak i jako przemusztrowany przez Niemców, uzbrojony, politycznie uświadomiony i kierowany przez Niemcóa Rosjanin. Już nie pytano, co gorsze, absolutyzm bour- boński czy habsburski, byle się pozbyć cudzoziemca, byle wyleźć z pluder. Ileż to rachub było do przemy- ślenia na temat wspólności interesów polsko-habs- burskich wobec Tureji i protestantyzmu, na temat ko- rzyści wymiany towarów i mózgów między Polską i Saksonią, jak groźnie przedstawiało się sąsiedztwo z Hohenzollernami, o których wiedziano na zachodnim pograniczu tylko, że polują na rekruty. Cały ten jed- nak pogłębiony problem polsko-niemiecki uszedł uwa- gi publicystów czy raezej pismaków przedostatniego bezkrólewia *. Chęć zrzucenia z siebie pluder była tak żywiołowa, że buchnęła z sejmików, zanim do nich przemówili pu- blicyści. Bo też ci ostatni zwykli byli informować się u magnackich autorytetów, a w pałacach dużo było dezorientacji. O ile Czartoryscy ostatnio jawnie trzy- mali się Sasa, choć w sekrecie oświadezyli się Lesz- czyńskiemu, o tyle Potoccy z prymasem Teodorem na czele do ostatka całkiem poważnie spiskowali prze= ciw Sasowi z Austrią i Rosją. Kto tak manipulował, ten nie miał czasu ani głowy na przemyślenie proble- * J. Lechicka, Pżstrt.a Folżtyrzne z czasu grzedostatnżego bezkrólezvża, Kwart. Hist. 41 (1927), zestawienie pożyteczne, ale nie prżetrawione, pełne błędów i mylnych przypuszezeń. Autorka nie widzi wśród pisarzy M. Czartoryskiego i ttie wyróżnia należycie Dembowskiego. Publżcystyka ostatnżego beżkróle2tţża 83 mu polsko-ziiemieckiego. Tym się tłumaczy brak przy- gotowawezej publieystyki na ten temat przed r. 1733. Zaledwo wieść o śmierci Augusta Mocnego dotarła do Paryża, Leszezyński zaimprowizował sobie propa- gandę. Debiut był co śię zowie niefortunny. "Przestro= ga braterska w teraźniejszym..: zamieszaniu... od szlachcica i ziemianina polskiego podana"s niby nie chce rozjątrzać ran Rzplitej, ale je rozjątrza, bo zwala na nieboszezyka takie grzeehy, których w swoim cza- sie lojaliści, tj. znacżna większośe narodu, nie dostrze= gali, za które mu dali absolucję 1ub za które sami byli współodpowiedzialni, a przemileza podobne grzechy stronników Szwecji. Oto August, "depćąc po wolnych karkach naszych", wynosił się do zwierzehniej władzy, łamał ciągle pakta konwenta, a na ostatek "scandala et crimina publiezne i niepospolite w narodzie naszym wyprawując". Dwa razy żdetronizowany, bo i przez lionfederatów warszawskich w r. 1704, i przez sando- mierskich w 1707, panował odtąd jak tyran i umarł jak tyran, bo przecież jedyny legalnie obrany krół Stanisław żyje dotąd. Przewidując, że mu wypomną mizerny obiór pod muszkietami szwedzkimi, które stłumiły protestację posłów podlaskich, sięga preten= dent po ostatni atut konstytucyjny: przecież nawet zwyczajne sejmy dochodzą, nie bacząć na nieobecność poszeżególnych posłów. Uznały go przez delegacje wszystkie województwa (niechby spróbowały po abdy- s W. Gerje (Borba za Folskżj Prestol 2u 1733 godu, Moskwa I862, s. 197), K