Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wycho­wam go na rozsądnego człowieka, żeby mi w przy­szłości nie uciekał do wielkich miast i nie wypisy­wał artykułów, za które ludzie będą go chcieli za­bić. Masz pojęcie, ilu ludzi w ciągu ostatnich paru dni mówiło: Tak, była tu i zostawiła za sobą trzy trupy. - Popatrzył na Tynana. - Udało się wam do spółki zabić chyba setkę. - To niesprawiedliwe oskarżenie - powiedziała Chris. - Tynan robił to, co musiał. On... - Oprócz tego, że postrzeliłem Rory'ego Sayersa - przerwał Tyn ze śmiertelną powagą. Odwróciła się do niego. - A co miałeś zrobić? Stać i czekać, aż cię za­strzeli? Przecież oni wszyscy cię podpuszczali, że­byś zrobił coś niezwykłego. Nie mogłeś inaczej po­stąpić. Musiałeś się bronić. Nagle zamilkła, uświadamiając sobie, co powie­działa. Już raz przyznała się do błędu, kiedy go zostawiła samego w więzieniu, ale wtedy przema­wiał przez nią rozsądek. Teraz w jej słowach było uczucie i wiara w niego. Tynan stał wpatrując się w nią z rozanielonym wyrazem twarzy; potem zwrócił się do Dela. - Proszę pana, ona tylko dlatego pakuje się w kłopoty, że chce naprawić całe zło świata. Sądzę, że cholernie dobrze udało się panu ją wychować. A teraz, może ktoś chciałby coś zjeść? Panno Mat­hison, mogę panią poprowadzić do stołu? - zapytał i podał jej ramię. Chris poczuła, że kolana się pod nią lekko ugina­ją, kiedy ujęła Tyna pod rękę. Pierwszy raz widzia­ła mężczyznę, który nie stchórzył przed jej ojcem. •5n« KUSICIELKA Dotychczas wszyscy zachowywali się dokładnie tak, jak teraz Asher - stali z boku i spokojnie się przy­słuchiwali ich kłótni. Dołączyli do reszty - Del przyprowadził ze sobą około pięćdziesięciu jeźdźców - i po raz pierwszy od wielu dni zjedli przyzwoity posiłek. Chris wciąż uśmiechała się do ojca, podczas gdy on wpatrywał się w nią rozjaśnionym wzrokiem, kiedy próbowała odpowiedzieć na wszystkie jego pytania nie zdra­dzając, jakie niebezpieczeństwo jej naprawdę gro­ziło. Nie chciała go już dodatkowo martwić. Ani razu właściwie nie skłamała, ale też nie powiedzia­ła całej prawdy. - Pojechałaś do Hamiltona wiedząc, że zabił woja kuzynkę? - Nie byłam tego pewna. Właściwie wyglądało to na okropny wypadek. Przy takim upadku ze zbocza mogli się pozabijać, zresztą chciałam tylko pomóc temu dziecku. Poza tym miałam przy sobie dwóch wspaniałych, silnych mężczyzn, których po mnie przysłałeś. Więc co złego mogłoby mi się przytrafić? Bała się popatrzeć w oczy Tynanowi, Asherowi, czy Pilar. Del pochylił się ku niej. - A jednak się przytrafiło. Czy ty masz pojęcie, jakim strasznym człowiekiem jest Dysan? - Tak, mam - odparła cicho. - Papo, sądzisz, że musimy o nim teraz rozmawiać? - Wskazała ocza­mi Samuela Dysana. Sam Dysan odsunął talerz. - Nie urazi mnie pani. Lepiej niż ktokolwiek znam wnuka mego brata. Miałem nieszczęście pa­trzeć, jak dorasta. Chris nie była w stanie pohamować ciekawości. - To dlaczego mówił, że od lat na pana poluje? Nie wiedział, gdzie pana szukać? QflQ JUDE DEVERAUX KUSICIELKA Del polecił córce, by pilnowała własnego nosa, ale Chris nie odrywała oczu od Samuela, który przyglądał się Tynanowi z taką uwagą, że Chris zaczęła wodzić wzrokiem od jednego do drugiego. Wreszcie Samuel zapanował nad sobą. - Nigdy nie potrafiłem zrozumieć krętych dróg, jakimi chadzały myśli tego dziecka - powiedział. - Jego matka wyszła za mego bratanka, ponieważ sądziła, że odziedziczy on po mnie majątek, kiedy zaś się dowiedziała, że odziedziczy go kto inny, zbuntowała syna przeciwko mnie. - A kto jest dziedzicem? - Christiana! - ryknął na nią Del. - Nie zniosę takiego braku dobrych manier! - Przepraszam, panie Dysan. To znowu moja dziennikarska żyłka. Pomyślałam, że musiały po­wstać jakieś wątpliwości co do dziedziczenia pana majątku, skoro ta kobieta uważała, że przypadnie jej mężowi. Samuel położył dłoń na ramieniu Dela. - Wszystko w porządku, niech pyta. Miałem sy­na, który wiele lat temu przepadł na morzu