Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Rządca wkrótce przekonał się, że Krasnegar jest zależny od handlu z goblinami w jeszcze większym stopniu niż od wymiany z Nordlandem. Królowa i rządca zgodzili się, że utajnią tę niepokojącą informację nawet przed radą. Zaczynali oboje darzyć się, choć niechętnie, szacunkiem. Wiosna nadeszła wcześniej, a grobla stała się przejezdna szybciej, niż oczekiwano. Stada ruszyły w drogę, a łodzie przygotowano do wypłynięcia. Życie szło naprzód. Inos powoli odnowiła stare przyjaźnie i nawiązała nowe. Korona jednak oddalała ją od pozostałych. Musiała pogodzić się z tym, że poddani, bez względu na to, jak wierni, nigdy nie mogą się stać naprawdę serdecznymi przyjaciółmi monarchów. Nawet podczas zabaw była samotna. Ożyły stare opowieści o Inissie. Powszechnie sądzono, że odziedziczyła jego nadprzyrodzone moce. Pojawiające się od czasu do czasu w zamku dziwne paczki pełne takich rzeczy, jak gwoździe czy lekarstwa nie pomagały uciszyć tych pogłosek. Strzegła tajemnicy wiodącego do Kinvale portalu, gdyż sądziła, że bez owej magicznej drogi ucieczki popadłaby w obłęd. Lód zniknął z portu i przybyła flota z południa. Obywateli zdumiała liczba statków, które zjawiły się tego roku, a także to, jakie mnóstwo potrzebnych towarów stało się nagle dostępne. Foronod nadal pełnił funkcję rządcy, lecz nie był już w stanie prowadzić niezwykle dokładnego nadzoru, z którego słynął. Inos sama spędzała całe tygodnie na kontynencie, patrząc mu przez ramię, obserwując, ucząc się, a na koniec niemal go zastępując. W końcu adeptka mogła nauczyć się wszystkiego. Goblinowie jednak się zjawili, choć z niewyjaśnionych przyczyn nie chcieli teraz przechodzić przez groblę i upierali się, że będą prowadzić swój handel wymienny na kontynencie. Królowa i rządca poczuli wielką ulgę na widok pierwszej ich grupy, a zwłaszcza tobołków śmierdzących skór dźwiganych przez kobiety. Pod wpływem impulsu Inos zaoferowała na wymianę miecze. Goblini mężczyźni nie posiadali się z radości. Miała mnóstwo mieczy, które nie były jej do niczego potrzebne. Dopiero po odejściu tej pierwszej grupy przyszło jej do głowy, żeby przeczytać dokładnie traktat z Imperium. Przekonała się, że zabrania on jej sprzedaży broni goblinom. Kochany Emshandar! Noce stały się dłuższe. Plony zwieziono do miasta. Nikt nie pamiętał, by kiedykolwiek uporano się z tym potężnym zadaniem tak szybko. Każdego dnia spodziewała się powrotu Rapa. Obiecał, że zjawi się przed nadejściem zimy. Wiedziała, że dotrzyma słowa. Nie zniknął z jej pamięci i żaden inny silny chłopak nie zajął jego miejsca, czy raczej miejsca, które powinno należąc do niego. Długie godziny spędzała medytując nad niewytłumaczalną zmianą, jaką wywołały w nim czary, nad aluzjami, na które sobie pozwalał, a także osobliwymi przebłyskami czegoś w irytujący sposób pozostającego tuż za granicą pojmowania, które raz czy drugi u niego dostrzegła. Miała teraz teorię. Była ona naciągana, ale zgadzała się ze skąpymi dowodami, które zebrała. Miała również plan. Inosolan nie miała jeszcze ochoty przyznać się do porażki. 5 Gdy Rap jechał w dół, ku brzegowi, nad horyzont wysuwał się księżyc w pełni. Powietrze szczypało chłodem, a grunt był twardy, lecz nie pokrywał go jeszcze śnieg. Bóg Zimy zaniedbywali Swe obowiązki. Odór wodorostów i ryb, przeraźliwe wrzaski mew – wszystko to było tak znajome, że rozdzierało mu serce. Trzy wozy – anonimowe, czarne kształty pod zachmurzonym niebem – czekały na koniec przypływu. Ziemia i niebo stapiały się w szarość z szeroką wstęgą czerwonawego zachodu słońca po jednej stronie, srebrną plamą wschodu księżyca po drugiej. Na falach jednak można było dostrzec heraldyczny wzór czerwieni na srebrze. Tylko nieliczni kręcili się jeszcze wśród przybrzeżnych chat. Nie zwracali zbytniej uwagi na nieznajomego dosiadającego wielkiego, karego rumaka. Jeden czy dwaj skinęli głową po przyjacielsku i wrócili do swych zadań. Nie zapadał w pamięć. Ledwo będą mogli sobie przypomnieć, że go widzieli. Nie zauważą też, że jechał bez wędzidła i uzdy. Do przetransportowania pozostało już niewiele: trochę skór, kości oraz kilka beczułek solonego mięsa końskiego dla psów. W złych latach zjadali je oczywiście ludzie, niekiedy zjadali również psy. To jednak miał być dobry rok. Foronoda nie było, a to świadczyło, że miasto jest porządnie zaopatrzone na zimę. Wszędzie leżały wielkie stosy torfu. Krasnegar nigdy nie miał go dosyć. Jak długo pozwoli na to pogoda, wozy nie przestaną transportować go na górę. Inos spisała się dobrze. Rap sprawdzał jej postępy – z początku często, a potem, gdy przekonał się, że sobie radzi, coraz rzadziej