Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jedna ze stron w koñcu wygra, a kiedy to siê stanie, ujawni¹ siê. Hatcher mia³ pewnoœæ, ¿e ju¿ teraz czuj¹ siê tutaj jak w domu. To by wiele t³umaczy³o. Gwa³towny rozwój terroryzmu, dziwn¹ niechêæ rz¹dów Pierwszego Œwiata do zrobienia z tym czegokolwiek, tajemnicze „wakacje” polityków, wyraŸne powi¹zania Hectora z przynajmniej jedn¹ frakcj¹ tych, którzy musz¹ byæ kosmitami... Ukryta wojna stawa³a siê wojn¹ otwart¹ i toczy³a siê na planecie Hatchera. Ca³a przeklêta Ziemia wstrzyma³a oddech, czekaj¹c, kto zwyciê¿y, a oni nawet nie wiedzieli, kto tê walkê toczy! Hatcher przypuszcza³, ¿e podobnie jak on, miliardy Ziemian modli siê co wieczór do Boga o wsparcie strony niszcz¹cej terrorystów. Jeœli bowiem wygraj¹ ci, którzy popieraj¹ takie organizacje jak Czarna Mekka, tê planetê czeka piek³o... Pu³kownik Hector MacMahan siedzia³ w swoim biurze na pok³adzie jedynego okrêtu bojowego, jakim dysponowali, i przegl¹da³ raporty. Oczy bola³y go ju¿ od patrzenia w stary fosforyzuj¹cy ekran i nie po raz pierwszy zazdroœci³ Imperialnym ich ³¹czy neuralnych. Odchyli³ siê do ty³u i potar³ skronie. Wszystko sz³o dobrze, ale mimo to odczuwa³ niepokój. Zawsze tak by³o, kiedy trwa³a operacja, lecz tym razem by³o gorzej ni¿ zwyk³e. Rzadko s³ysza³ ten szyderczy g³os z zakamarków swojego umys³u, gdy¿ by³ dobry w swojej pracy i nie pope³nia³ zbyt wielu powa¿nych pomy³ek, lecz rozpoznawa³ go, gdy o czymœ zapomnia³, przeliczy³ siê, uczyni³ jakieœ nieuprawnione za³o¿enie. Jego podœwiadomoœæ wiedzia³a, co to jest, ale problemem by³o zmuszenie tego do przeniesienia siê do przodomózgowia. Westchn¹³ i zamkn¹³ oczy, pozwalaj¹c, by na jego twarzy odbi³o siê zaniepokojenie, którego nie okazywa³ ani podw³adnym, ani prze³o¿onym, lecz którego nie móg³ st³umiæ. Na razie ich straty by³y niewiarygodnie ma³e: jeden Imperialny i piêciu Ziemian. ¯aden Imperialny, nawet m³ody, nie móg³ prze¿yæ trafienia z dzia³ka kalibru trzydzieœci milimetrów, lecz Tarhani nigdy nie powinna by³a kierowaæ atakiem w Bejrucie, zw³aszcza w jej wieku. Ale ona by³a uparta. Nienawidzi³a tego miasta przez ponad piêædziesi¹t lat, od czasu, gdy bomba ukryta w ciê¿arówce zabi³a jej ukochanego wnuka oraz jego dwustu kolegów marines. Pokrêci³ g³ow¹. Zemsta by³a motywacj¹, której zawodowcy starali siê unikaæ, przydzielaj¹c personel do najbardziej ryzykownych misji, ale nie tym razem. To by³a ostatnia kampania „Nergala”, a Hani mia³a racjê: by³a ju¿ stara, i jeœli ktoœ mia³ zgin¹æ, prowadz¹c atak, to lepiej, aby to by³a ona ni¿ któreœ z dzieci. To by³ dla MacMahana powa¿ny problem. Mimo dobrego wyszkolenia, doœwiadczenia oraz kompetencji, z jak¹ zaplanowa³ i prowadzi³ tê operacjê, nadal by³ dzieckiem. Zawsze tak by³o. Poœród urodzonych na Ziemi by³ mê¿czyzn¹, ale kiedy wchodzi³ na pok³ad „Nergala”, by³ dzieckiem - przynajmniej pod wzglêdem liczby prze¿ytych lat. Imperialni starannie unikali podkreœlania tego i traktowali go jak równego sobie, lecz on nigdy tak siê nie czu³. Wiedzia³, co ludzie tacy jak Horus, Hani, Geb i Hanalat, Tanni i Tamman widzieli i prze¿yli, dlatego czu³ dla nich g³êboki szacunek. Chocia¿ zna³ ich s³aboœci i wiedzia³, ¿e ca³a ta sytuacja wziê³a siê z b³êdów, które pope³nili, podziwia³ ich. Byli jego rodzin¹, jego przodkami, wiekowymi, ¿ywymi awatarami sprawy, której on poœwiêci³ swoje ¿ycie. Wiedzia³, jak wiele znaczy³a dla Hani misja w Bejrucie... i to by³ prawdziwy powód, dla którego jej na to pozwoli³. Wszystkie te rozwa¿ania nie zbli¿y³y go ani o krok do rozpoznania, co ten szyderczy cichy g³osik usi³uje mu powiedzieæ. Wsta³ i wy³¹czy³ terminal. Ju¿ siê nauczy³, ¿e pozwolenie, aby g³os go zahipnotyzowa³, by³o gorsze ni¿ jego zignorowanie. Jeszcze tylko kilka ataków na dalekie po³¹czenia Anu z ziemskimi terrorystami i rozpoczn¹ operacjê „Zas³ona dymna”, która oznacza zaprzestanie aktów przemocy. Zaskoczy³o go nieco, jak bardzo cieszy³a go ta myœl. Wprawdzie celem ataków rozbitków z pó³nocy byli terroryœci, lecz to tak¿e byli w pewnym sensie ludzie i ich œmieræ bardzo mu ci¹¿y³a. Nie z powodu tego, kim byli, lecz dlatego, ¿e to mia³o ogromny wp³yw na jego ludzi... i na niego samego. - Wydaje mi siê - powiedzia³ z namys³em Jantu - ¿e powinniœmy odpowiedzieæ na te ataki. Przerwa³, by ³ykn¹æ kawy, i k¹tem oka obserwowa³ Anu. Tylko d³uga praktyka pomog³a mu ukryæ uœmiech, gdy zobaczy³, w jaki sposób Szef patrzy na Ganhara. Biedny udrêczony Ganhar wkrótce stanie siê biednym martwym Ganharem, gdy¿ w ¿aden sposób nie wywinie siê z tej opresji. Lecz Ganhar mocno siê trzyma³