Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nie ma tak dużego przyśpieszenia, ale zostawił sobie więcej opcji. Martinez spojrzał na statek numer jeden i dostrzegł na kadłubie błyszczące czarne malunki w żółtawe paski - słynny znak rozpoznawczy Blitshartsa. Był on znakomitym żeglarzem, szpanerem najwyższej klasy, znanym nie tylko z powodu swych zwycięstw, ale również dlatego, że zawsze brał do statku swego psa, czarnego retriwera o imieniu Pomarańcza. Na „Północnym Zbiegu” pies miał swoją własną koję akceleracyjną i Blitsharts twierdził, że zwierzę lubi duże przyśpieszenia. Rzeczywiście, mimo wielu przygód psu dotychczas nic złego się nie stało. Blitsharts miał również opinię żartownisia. Jakiś fan żeglarstwa zapytał go kiedyś, dlaczego woła na swego psa Pomarańcza. Blitsharts spojrzał na mężczyznę, unosząc ze zdziwieniem brwi nad łagodnymi piwnymi oczyma. - Bo to jest, oczywiście, jego imię - wyjaśnił. Tak, z pewnością w klubach jachtowych mają niezwykle wyrafinowane poczucie humoru, pomyślał Martinez. - Uważasz, że Blitsharts wygra? - spytał. - Sądząc po obecnej sytuacji, jest to bardzo prawdopodobne. - Blitsharts chyba nie jest twoim krewnym? - spytał Martinez. Po raz pierwszy Foote się zawahał. - Nie, milordzie - odparł. - Jak to wielkodusznie z twojej strony, że wspomniałeś w rozmowie jego nazwisko - rzekł Martinez i z satysfakcją zobaczył, jak uszy i kark kadeta czerwienieją. Chee wpadła w atmosferę V11 - statek, przedzierając się przez gęstwę węglowodoru, zostawiał za sobą ogon jonów. Kapitan dostrzegła zmianę pozycji satelity, ale za późno. Skręciła i zaczęła zużywać antymaterię, by dotrzeć dokładnie do celu. Musiała czuć w kościach to straszne przyśpieszenie, ale była o parę sekund spóźniona. Blitsharts natomiast wszedł w atmosferę jak zwykle w precyzyjnie wybranym momencie, przyśpieszył w kierunku satelity i bez trudności go minął. A potem przyśpieszał nadal, jego żagiew pchała go dalej obok celu. - Kadecie Foote, może zechcecie się z nami podzielić analizą obecnej taktyki Blitshartsa? - Oczywiście, milordzie. On... - Foote zamilkł. Statek Blitshartsa stał na olbrzymim ogonie ognia spalania materii z antymaterią i wypadał z płaszczyzny ekliptyki. Foote skonfundowany patrzył w ekran. Blitsharts oddalał się od swego kolejnego celu... od wszystkich celów. - On... on... - Foote szukał odpowiednich słów. - Cholera! - krzyknął Martinez i rzucił się do drzwi. DWA Centrum Dowodzenia nie znajdowało się w skrzydle Ziemian, ale o tej godzinie służbę pełnili Ziemianie. Nie zauważyli żadnego wypadku do chwili, gdy Martinez wpadł do pokoju. Oficer dyżurny, porucznik Ari Abacha, siedział ze stopami opartymi na konsoli, na serwetkę rozpostartą na jego kolanach opadała idealna spirala skórki jabłka, które porucznik obierał specjalnym nożykiem. Trzej pozostali technicy drzemali przy monitorach śledzących pracę automatycznych systemów zarządzania ruchem. Martinez, śpiesząc do wolnej konsoli, odtrącił z przejścia nogi Abachy. Skórka osunęła się i Abacha się po nią schylił. Na jasno oświetlonym polu na jednym z jego displejów pochylali się futboliści. Martinez przypomniał sobie, że Abacha jest wielkim fanem Andironu. - Gare, o co chodzi? - pytanie Abachy dobiegło skądś z dołu, znad podłogi. - O Wyścig Vandrith. Jeden z jachtów żegluje bez sterowania. - Martinez opadł na fotel skonstruowany dla Lai-ownów. Wywołał displeje. - Taaak? Czyj? - spytał Abacha. - Blitshartsa. - O, cholera! - Abacha spojrzał rozszerzonymi oczyma, skoczył ze swego fotela, stanął za Martinezem i patrzył mu przez ramię. Stracono łączność z „Północnym Zbiegiem”, więc Martinez musiał ustalić pozycję jachtu za pomocą biernych detektorów na pierścieniu akceleracyjnym Zanshaa. Główny silnik jachtu został wyłączony i jacht zaczynał koziołkować. Sądząc po nieregularnej trajektorii, musiały działać silniki manewrowe. Możliwe, że Blitsharts usiłował bezskutecznie odzyskać kontrolę nad jachtem. Wszelkie korekty silnikowe powodowały jeszcze bardziej chaotyczne ruchy statku. Martinez pomyślał: to wszystko wydarzyło się ponad dwadzieścia cztery minuty temu, a opóźnienie stale się zwiększa, gdy „Północny Zbieg” gna ku galaktycznemu południu. Polecił komputerowi obliczyć, jakie przyśpieszenie działa na ciało Blitshartsa. Wynik obliczeń: maksymalne 7,4. Bardzo nieprzyjemne, ale człowiek może przy tym przetrwać, zwłaszcza żeglarz w szczytowej formie. Były szanse, że Blitsharts żyje. Odezwał się komunikator przy pulpicie Abachy. Abacha podszedł do swej konsoli i podłączył komunikator z displejem na rękawie munduru. - Centrala Dowodzenia. Porucznik Abacha. Z rękawa dobiegł głos: - Milordzie, tu Panjit Sesse z Sieci Zanshaa-Sport. Czy wie pan już, że jacht kapitana Blitshartsa koziołkuje bez sterowania? - Zajmujemy się tym problemem, owszem. Martinez słuchał rozmowy jednym uchem. Kazał komputerowi oszacować, gdzie znajdzie się „Północny Zbieg” za pół godziny, oraz polecił zamalować ten obszar promieniami lasera niskiej energii wychodzącymi z pierścienia. To mogłoby ułatwić wyśledzenie łodzi ekipom ratowniczym. - Kto nad tym pracuje, milordzie? - pytał dziennikarz. Abacha spojrzał na displeje znad ramienia Martineza. - Teraz porucznik Martinez. - Jak to, milordzie, tylko porucznik? - Jest asystentem Wysokiego Dowódcy Floty Enderby’ego - odparł Abacha niecierpliwym tonem. Wypadkiem zajmowało się dwóch parów, i to powinno wystarczyć