Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nie przyniosło jej to ulgi, ale przynajmniej była już w stanie kontrolować swe najbardziej podstawowe reakcje. Pragnęła tylko jednego - poprawy, nawet niewielkiej poprawy. Mówiła Catlinowi prawdę, kiedy twierdziła, że doskonałość jej nie interesuje. - Wszystko w porządku - powiedziała cicho. - Może nie wspaniale, ale przynajmniej w porządku. Spojrzał przenikliwie w jej zasmucone, szafirowe oczy i stwierdził, że -jak zawsze - mówiła prawdę. Skinął z namysłem głową i zmienił temat. Rozmawiali teraz o brązach, które właśnie widzieli. Kiedy zaczęła się aukcja, Lindsay była już całkowicie opanowana. Zdołała nawet uśmiechnąć się do Catlina. Myślała już tylko o grze, którą ma prowadzić, skupiła na niej całą s w ą uwagę, z taką s a m ą koncentracją, z tą s a m ą inteligencją, którą posługiwała się, studiując taijiąui i chińskie brązy. Jeśli nawet uśmiechała się zbyt niepewnie, zbyt gorzko, jeśli wzrok miała zbyt nieobecny, jeśli nie patrzyła nikomu w twarz, i tak Catlin nie miał do niej pretensji. Wyczuwał, ile kosztowało ją to przedstawienie i czuł jej ból. Oczywiście, musiał być do niej „dostrojony", tylko wtedy bowiem mógł wziąć na siebie ciężar gry w przypadku, gdyby zagu- biła się czy wypadła z roli. Ale nie musiał odbierać jej cierpienia aż tak dotkliwie, jak wilk z łapą w sidłach, zmuszony odgryźć ją lub zginąć. Nie potrafił poradzić nic na to, że w rzeczywistości tak właśnie się czuł. Zawsze miał dar instynktownego „wyczuwania" ludzi. Nieraz ocaliło mu to życie. Lecz teraz, z nią przy boku, czuł coś innego, niespodziewanego i niesamo- 2 5 2 Elizabeth LoweJ • NIE OKŁAMUJ MNIE witego. Były chwile, kiedy lepiej rozumiał ją niż siebie - chwile pełne bólu, lecz także słodyczy. Wytrąciło go to z roli. Co więcej, było niebezpieczne. Kiedy żył w piekle, nie pozwalał sobie na żaden, nawet najmniejszy, przejaw uczuć. Żaden. To jedyna obowiązująca w piekle reguła. I właśnie ta reguła wyprowadziła go w końcu z piekła w szerszy, pogodniejszy świat. A potem nadszedł Chen Yi, trzymając w dłoni połówkę monety, zdjętej z powiek zabitego przyjaciela. Z wysiłkiem skoncentrował się na przebiegu aukcji, rezygnując z rozpamiętywania popełnionych w przeszłości błędów. Mrużąc oczy przyglądał się zjawiającym się ciągle nowym kupcom. Licytowano wysoko, agresywnie. Sprzedawane dzieło po prostu wskazywano, nie było katalogu, którego nikt się i tak nie spodziewał. Licytator okazał się zawodowcem o ogromnych umiejętnościach. Żartował po angielsku i w dialekcie mandaryńskim. Każde wylicytowa-ne dziesięć tysięcy dolarów powtarzał w dwóch językach. Z łatwością nadawał aukcji bieg. Asystowała mu prześliczna dziewczyna o egzotycznej urodzie, czarnych włosach opadających aż na biodra, owinięta w niewiele dłuższy niż włosy purpurowy jedwab, mówiąca po kantońsku, japoń-sku i angielsku - z brytyjskim akcentem. Pierwszy dokonany przez Lindsay zakup był całkiem prosty. Wymalowane paznokcie asystentki wskazały groty. Przez kilka krótkich chwil przysłuchiwała się licytacji, po czym wymieniła cenę wystarczająco wysoką, by odstraszyć wszystkich, oprócz najbardziej żarłocznych kolekcjonerów. - Dwanaście tysięcy dolarów - powiedział ktoś. - Trzynaście - odpowiedział męski głos z drugiego końca sali. - Osiemnaście - przebiła spokojnie Lindsay. Tym razem odpowiedziało jej milczenie. __________—/-ZAAA1-:___________________253 - Sprzedane - oznajmił licytator. - Doskonała robota - uśmiechnął się Catlin, podczas gdy asystentka spisywała jego nazwisko jako nowego właściciela grotów. - Trudno to nazwać okazją, ale robiłam, co mogłam, by utrzymać cenę na przyzwoitym poziomie. - Jeden zdecydowany, odstraszający ewentualnych nabywców skok, a nie szereg drobnych kroczków. To pozwala uniknąć aukcyjnej gorączki. Spojrzała na niego z zainteresowaniem. - Mówisz, jakbyś sam to kiedyś stosował. - Raz, może dwa razy - potwierdził sucho. Słuchali Hsianga i Koreańczyka, niemal równo licytujących inkrustowaną złotem i srebrem misę. Lindsay cieszyła się, że akurat to dzieło nie przyda się na nic Muzeum Sztuki Azji, obaj panowie bowiem uparli się, że muszą je mieć. W końcu Hsiang Wu zmuszony został do rezygnacji, gdy misa osiągnęła wartość szesnastu tysięcy dolarów. Był handlarzem, nie kolekcjonerem. Przy wyższej cenie jego zysk zmalałby do zera. Nie udzielało się jej napięcie rosnące w miarę, jak przechodzono do licytacji kolejnych brązów. Nie numerowano ich, nie miała więc pojęcia, kiedy przyjdzie czas licytacji pojemnika, który chciał kupić Catlin. Nic nie szkodzi. Nie chciała znać dokładnie chwili, w której otworzy usta i zrujnuje budowaną przez lata dobrą reputację. Misa znikła. Na stole zastąpił ją czworoboczny kielich z pokrywką, który pragnęła kupić dla muzeum. Pokrywka czyniła z niego unikat, niesłychanie atrakcyjny. Przez chwilę przysłuchiwała się licytacji i szybko zorientowała się, że nie zdoła jej powstrzymać. Cena wzrastała o kolejne tysiące dolarów. Kiedy już dwóch licytujących odpadło, odezwała się po raz pierwszy. 2 5 4 Elizabeth Lowell • N I E O K Ł A M U J M N I E - Dwadzieścia tysięcy. - Dwadzieścia jeden - przebił Koreańczyk, któremu udało się przelicytować Hsiang Wu. - Dwadzieścia dwa - skontrowała go. Pojawił się kolejny klient. Licytacja trwała. Przy trzydziestu jeden tysiącach został tylko Koreańczyk i Lindsay. Mężczyzna zawahał się i wzruszył ramionami dając znać, że się wycofuje. Muzeum Sztuki Azji zbiedniało o trzydzieści pięć tysięcy dolarów, ale wzbogaciło się o niezbędny w kolekcji okaz inkrustowanej drogimi metalami sztuki stylu huai. - Gratuluję - powiedział cicho Catlin. - Sam chciałbym mieć coś takiego. I cena niezła, biorąc pod uwagę, kto tu dziś licytuje