Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
—Wtakim razie chodź. Na głowę mojego dziecka, nie musisz się niczego bać do chwili, gdy wyciągnę miecz. I ty również, pani. Chciałbym, byś zaświadczyła, że walczyłem z nim uczciwie. — Gdy poprowadziłem ich do serca fortecy, szli za mną w pewnej odległości i rozmawiali szeptem. Nie podsłuchiwałem. Nie dzieliłem już ich trosk. * * * Trudno na zimno rozpocząć pojedynek. Gdy jeszcze byłem Strażnikiem, wkraczałem na pole walki w stanie wypracowanego spokoju, lecz zawsze przepełniony ogniem sprawiedliwości i poczucia obowiązku. Ostatnimi czasy moje ramię unosiło się z pragnienia zemsty, gniewu i innych uczuć, które potrafiłem nazwać, ale których już nie pojmowałem, odległych wrażeń, niczym nieprzyjemny posmak pozostający w ustach. Krew należy rozlewać, kierując się rozsądkiem, nie uczuciami. Ajed—nak kiedy wskoczyłem lekko na kwadratowe drewniane podwyższenie na pustym dziedzińcu, dziele Kaspariana, rozsądek nie wystarczył, bym sięgnął po miecz. Kasparian doskonale sobie poradził, wyczarował nawet lodowaty wiatr, który uderzał w szare ściany dziedzińca targu niewolników w Ca—pharnie w dniu, gdy stałem nagi i zakuty w kajdany, czekając na nowego właściciela. Ziemia była nierówna i pokryta zamarzniętym błotem, a żelazne pierścienie w ścianach służące do przymocowania łańcuchów nadal świadczyły o upokorzeniu. Nie widziałem pani Elinor ani Kaspariana. Gdzieś w fortecy będą obserwować… podobnie jak mój ojciec, tak przypuszczałem. Wszystkie jego uczucia wobec ludzi zogniskowały się w nienawiści do księcia. Nie chciałby przegapić chwili mojego triumfu. Postawa księcia była godna pochwały. Nie marnował czasu ani nie stracił koncentracji, wychodząc z podziemnego przejścia w Tyr—rad Nor na replikę dawno minionego zimowego dnia w letniej stolicy cesarstwa. Jego twarz była równie pusta i jałowa co ściany, a spojrzenie skupiało się wyłącznie na mnie. Wyciągnął miecz i sztylet i zaatakował. Niechętnie wyciągnąłem broń. — Musisz wyjaśnić mi tę przysięgę, której jesteś wierny — powiedziałem, parując jego pierwszy cios i odpychając go po krótkim zwarciu. —Ojciec uwolnił mnie od ludzkiej słabości, co oznacza, że nawet to nikczemne miejsce nie budzi we mnie pragnienia zemsty. Kolejna krótka, gwałtowna wymiana ciosów. Każde włókno ciała Aleksandra było przygotowane. Każda część jego istoty skupiała się na jego ruchach i moich, ale nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. Jego ciosy były szybkie, lekkie i precyzyjne. Sprawdzał mnie. Czy nie wybrał jeszcze celu? Pośrodku drewnianego podwyższenia znajdował się słup i poprzeczne belki, do których przywiązywano podczas aukcji żywy towar. Odskoczyłem do tyłu i wykorzystałem obiekt, by oddalić się do księcia. — Jeśli mówi się przeciwnikowi, dlaczego chce się go zabić, dowodzi się swego honoru, czyż nie? Ale co ludzcy książęta wiedzą o honorze? Aleksander przeszedł powoli w lewo, mijając słup. — Obiecałem Seyonne’owi, że jeśli kiedykolwiek stanie się przeraża—jącą istotą ze swoich wizji… potworem, który jak wierzył, zniszczy świat… zabiję go. Miałem nadzieję, że zmiany, które w tobie spostrzegłem, to tylko pozory, taktyka, której nie potrafiliśmy pojąć. Modliłem się, byś wiedział, co robisz, i byś znów opowiedział kiepski dowcip i pokazał, jak to po raz kolejny nas uratowałeś. Ale kiedy zabrałeś syna… sprowadziłeś go do tego miejsca, którego się bałeś… i wystawiłeś go na niebezpieczeństwo… już wiedziałem… — Powoli zatoczył krąg w lewo, a jego palce lekko zmieniły chwyt na rękojeści miecza. — Przekleństwo Athosa niech spadnie na tę fortecę i moc, która ją zamieszkuje, za to, co uczyniła mojemu przyjacielowi… —1 z dzikim okrzykiem spadł na mnie, zadając cios, który mógłby rozłupać tysiącletni dąb. Choć byłem Madonaiem, kości mojego prawego ramienia niemal się roztrzaskały, gdy zetknęły się nasze ostrza. Zeskoczyłem z podwyższenia, by dać sobie nieco czasu. Ale ledwie się odwróciłem i wyciągnąłem miecz z pochwy, on przeskoczył przez podest i znów mnie zaatakował. Jeden cios, i kolejny, i jeszcze jeden, a między nimi nawet chwili przerwy. Dookoła drewnianego podwyższenia, w prawo i w lewo, walczyliśmy od ściany do ściany — a raczej on atakował, a ja się broniłem — póki nie przyparł mnie do zardzewiałej bramy