Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Po obiedzie pojechaliśmy prosto na północ, gdzie na samym cyplu wyspy Seeland znajdował się ośrodek paraplegiczny w Hornbaek. Nie była to ani osada, ani nawet wieś. Po prostu obszerne, parterowe zabudowania jakiegoś nabiałowego ongiś zakładu przetwórczego, zaadaptowane do nowej roli. Słowem, z zewnątrz więcej niż skromność, wewnątrz za to zarówno wyposażenie, jak i urządzenie imponujące. Personelu medycznego i administracyjnego było tyle, co pacjentów. Jedna rehabilitantka przypadała na trzech paraplegików. Okazało się dopiero tam, że to nie w górnictwie jest najwięcej wypadków. Przewyższa je pod tym względem rybołówstwo morskie. Nic dziwnego, że duńscy rybacy, łowiący na wszystkich akwenach świata z paru tysięcy kutrów, są tu najczęstszymi pacjentami. Między nich właśnie trafił Dzidek i z miejsca podbił całą płeć piękną. Jakże cudownie odmienionego zastałem go tu po prawie rocznym pobycie. Z odrośniętą, jak zwykle niesforną czupryną, wprawdzie w wózku, ale na siedząco, z dużą, prawie pełną sprawnością rąk i ramion, roześmianego, wręcz rozbrykanego. - Z takimi widokami, redaktorze, to wszystko mi się usprawni - zapewniał mnie z miną wygłodniałego lisa, wodząc bez przerwy wzrokiem po dluuuugich nogach blond-rehabilitantek w najkrótszych mini-spódniczkach na świecie. Dyrektorowi ośrodka zrobił awanturę, bo mu się nudziło w separatce, chciał mieć pokój dwuosobowy, ale koedukacyjny, i to z jednym wąskim łóżkiem. Zauważyłem, że przez cały czas naszej rozmowy podszczypuje przechodzące siostry, a one wcale nie mają mu tego za złe. - Bo im nie wolno się od tego oganiać - przekonywał mnie z całkiem poważną miną - takie podszczypywanie najskuteczniej uaktywnia sprawność palca wskazującego i kciuka. W czasie rozmowy kolejna wspaniała dziewczyna przyniosła tackę pełną szklaneczek z białym płynem. Dzidek zapytał, czy się poczęstujemy takim preparatem, który tonizuje pracę serca. Obaj z kierowcą chętnie przystaliśmy. Tuż przed wyjazdem upewnił się, w jakim hotelu nocuję i czy mam pokój z toaletą. - Jeżeli bez, to radzę zmienić, bo pan przed chwilą strzelił sobie setkę silnego preparatu na rozwolnienie. Taki był Dzidek. Wieczorem, wracając do Kopenhagi ruchliwą autostradą, rozważałem opinię prowadzącego go lekarza: Dalsza poprawa? Z medycznego punktu widzenia bardzo trudno o poprawną prognozę. Ale przy tak olbrzymiej żywotności pacjenta wszystko jest możliwe. Nie wiem dlaczego po obu stronach szosy ciągnęły się aż po horyzont wielkie zagony marznącej, niskiej kapusty. I ani jednego krzaczka. A te ostatnie właśnie zaczęły bardzo interesować zarówno pana kierowcę, jak i mnie, gdyż „tonizujący pracę serca” preparat akurat się uaktywnił. Co chwila więc rozlegał się pisk opon w awaryjnym hamowaniu, trzaskały drzwiczki i podejmowaliśmy nieprzytomny bieg wśród główek kapusty sięgających zaledwie połowy łydek, cały czas w halogenowym świetle dalekosiężnych reflektorów jadących za nami wozów. Przeważnie zdążaliśmy jednak wydobyć się z ich zasięgu. W hotelu na szczęście miałem pokój z łazienką i toaletą. Nazajutrz po południu na lotnisku w Helsinkach odebrał mnie Karlos. Zdecydował się towarzyszyć mi na Salpaussaelke w Lahti, za co mu byłem serdecznie wdzięczny. Zawody te, to połączenie zimowego festiwalu ze sportem. W dwa dni pierwszego marcowego weekendu stutysięczne Lahti podwaja liczbę mieszkańców. Przyjeżdżają narciarscy kibice z całej południowej i środkowej części kraju. Obsada zawodnicza jest tradycyjnie doskonała. W sobotę królują biegi, w niedzielę skoki. Te ostatnie co roku tradycyjnie zaszczyca swą obecnością prezydent, zasiadając na trybunie honorowej. Oczywiście hotele, schroniska i domy noclegowe Lahti nie są w stanie zakwaterować nawet piątej części przybyszów, tym jednak nikt się nie przejmuje, choć temperatura nocą spada tu przeważnie poniżej dwudziestu stopni. Na skwerach, w parkach, na stadionach płoną wielkie ogniska, przy których mogą się jednocześnie ogrzać tysiące ludzi. Na wielkich rożnach pieką się góry kurczaków, baranów, a nawet cale woły, tak, że głodny może tu być tylko ten, kto chce się na siłę odchudzać. W niedzielę wszyscy miejscowi i przyjezdni kibice gromadzą się wokół skoczni. Jeżeli ktoś chce poznać naprawdę temperament Finów, powinien choć raz uczestniczyć, nawet jako widz, w konkursie skoków w czasie Salpaussaelke. Ryk dopingu w czasie corridy w Hiszpanii to pisk myszy w porównaniu z tym, co się słyszy na skoczni w Lahti. Umieją więc Finowie ryczeć i dopingować. Wiedzą jednak, kiedy im wolno to robić, a kiedy i gdzie jest to źle widziane, a nawet zabronione. Po powrocie do domu Karlosa w Kouvoli zamówiłem rozmowę telefoniczną z telewizją polską i czekałem na połączenie. A czekało się w owych latach na tę przyjemność kilka godzin i łączność oraz słyszalność byłu przeważnie bardzo podła. W tym czasie Karlos obiegi wszystkich sąsiadów uprzedzając ich, że ze względu właśnie na te trudności mogę być zmuszony do bardzo głośnej rozmowy, więc żeby zechcieli być wyrozumiali. A przecież domy fińskie należą do najmniej akustycznych. Jednak tam się spokój sąsiada bardzo szanuje. Gdyby ktoś chciał zaśpiewać sobie Góralu, czy ci nie żal, nawet we własnym mieszkaniu, radzę, aby śpiewał murmurando, bo wezwana przez sąsiadów policja przyjeżdża bardzo szybko i na żartach się nie zna. W czasie tego wyjazdu postanowiłem nakręcić film o Finlandii. Miał to być mój debiut. Rok wcześniej został zorganizowany w „Tele-AR” pierwszy przyśpieszony kurs filmowo-reporterski dla korespondentów zagranicznych prasy, radia i telewizji, na potrzeby tej ostatniej