Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Gdyby ktoś nas usłyszał, zamęczono by nas na śmierć. Zadrżała mimo rosnącego upału. - Co z nim zrobią? - Stanie się jednym z nich, a jego życie będzie dla nas tajemnicą. A więc już nigdy go nie zobaczę - pomyślała. Na ścieżce wiodącej do pawilonu rozległy się głosy i po chwili nad strumieniem pojawiła się pani Maruyama ze swoją córką Mariko oraz damą do towarzystwa, Sachie. Pani Maruyama była równie blada, jak wcześniej Shizuka, ponadto w jej zachowaniu zaszła nieokreślona, ale wyraźna zmiana, jakby opuściło ją poprzednie, niezłomne opanowanie. Odesłała Mariko i Sachie, aby pobawiły się lotką, po czym usiadła obok Kaede. - Panienka Mariko to śliczne dziecko - powiedziała Kaede, usiłując nawiązać banalną rozmowę. - Nie posiada wielkiej urody, ale jest inteligentna i miła - odparła jej matka. - Pod tym względem wdała się w ojca. Być może to dobrze. Nawet piękność bywa niebezpieczna dla kobiety. Lepiej nie wzbudzać pożądania mężczyzn. - Uśmiechnęła się gorzko, po czym zwróciła się do Shizuki: - Nie zostało nam wiele czasu. Mam nadzieję, że możemy ufać pani Shirakawa. - Nie powiem nic, co mogłoby was zdradzić - szepnęła Kaede. - Shizuka, powiedz, co się stało? - Plemię zabrało Takeo. Pan Shigeru nie wie nic więcej. - Nigdy nie sądziłam, że Kenji go zdradzi. Cios musiał być dotkliwy! - Powiedział, że to zawsze była straceńcza rozgrywka. Nikogo nie obwinia, a jego główną troską jest teraz twoje bezpieczeństwo. Twoje i dziecka. W pierwszej chwili Kaede uznała, że Shizuce chodzi o córkę pani Maruyama, Mariko, lecz wtem zobaczyła, że na twarz damy wykwita lekki rumieniec. Zacisnęła wargi i nic nie powiedziała. - Co powinnyśmy zrobić? Uciekać? - Białe palce pani Maruyama machinalnie mięły rękaw szaty. - Nie wolno nam uczynić nic, co wzbudziłoby podejrzenia Iidy. - Shigeru nie ucieknie? Głos damy był wątły jak trzcina. - Podsunęłam mu ten pomysł, ale mówi, że nie chce. Dobrze go pilnują, poza tym uważa, że przeżyje, tylko jeżeli nie okaże lęku. Musi postępować tak, jakby miał bezwzględne zaufanie do Tohańczyków i planowanego sojuszu. - Chce wziąć ten ślub? - pani Maruyama aż podniosła głos. - Chce postępować, jakby miał taki zamiar - odparła ostrożnie Shizuka. - I my musimy zachowywać się odpowiednio, jeśli chcemy ocalić mu życie. - Iida śle do mnie listy, naciskając, bym przyjęła jego oświadczyny. Do tej pory, ze względu na Shigeru, zawsze mu odmawiałam - rzekła pani Maruyama, wlepiając w Shizukę zrozpaczony wzrok. - Pani - powiedziała dziewczyna. - Nie mów o takich rzeczach. Bądź cierpliwa i odważna. Możemy jedynie czekać, udawać, że nie stało się nic niezwykłego, oraz czynić przygotowania do zaślubin panienki Kaede. - Wykorzystają ją, żeby go zabić - jęknęła pani Maruyama. - Jest piękna, ale przynosi śmierć. - Nie chcę być przyczyną niczyjej śmierci - zawołała Kaede - a już na pewno nie pana Otori! Odwróciła głowę, gdyż nagle łzy nabiegły jej do oczu. - Jaka szkoda, że nie możesz poślubić pana Iidy i sprowadzić śmierci na niego! - wykrzyknęła pani Maruyama. Kaede drgnęła, jakby ktoś ją spoliczkował. - Wybacz! - wyszeptała pani Maruyama. - Nie jestem sobą. Prawie nie śpię. Szaleję z obawy - o niego, o moją córkę, o siebie, o nasze dziecko. Nie zasłużyłaś na moje grubiań- stwo. Nie ze swojej winy zostałaś wplątana w nasze sprawy. Mam nadzieję, że nie osądzasz mnie źle. - Ujęła dłoń Kaede i ścisnęła ją mocno. - Gdybyśmy obie z córką umarły, ty będziesz naszą spadkobierczynią. Powierzam ci moje ziemie oraz mój lud. Dbaj o nie. - Spojrzała za rzekę oczyma błyszczącymi od łez. - Niechby się z tobą ożenił, jeśli to jedyny sposób, aby uratować mu życie. Ale oni i tak go zabiją! Na końcu ogrodu wykute w skale schodki prowadziły do fosy, gdzie stały przycumowane dwie spacerowe łodzie. - Dzisiaj na wodzie byłoby chłodniej - rzekła pani Maruyama. - Można przekupić załogę... - Nie radzę, pani - powiedziała dobitnie Shizuka. - Próba ucieczki tylko podsyci podejrzenia Iidy. Nasza jedyna szansa to ułagodzić go, dopóki Arai nie podejdzie bliżej. - Arai nie weźmie Inuyamy, póki żyje Iida. Nie zdecyduje się na długotrwałe oblężenie. Zawsze byliśmy zdania, że tutejszy zamek jest nie do zdobycia. Jego upadek można spowodować tylko od wewnątrz. - Spojrzała w stronę fortecy. - Jakże ona nas więzi, jak trzyma w swym uścisku! A jednak muszę się stąd wyrwać... - Proszę, nie rób nic pochopnie - nalegała Shizuka. Mariko przybiegła do nich, narzekając, że jest za gorąco, by się bawić. W ślad za nią do siedzących podeszła Sachie. - Zabiorę ją do środka - westchnęła pani Maruyama. - W końcu ma lekcje... - Głos jej zamarł i z oczu popłynęły łzy. - Moje biedne dziecko - wyszeptała. - Moje biedne dzieci - powtórzyła, obejmując dłońmi brzuch. - Chodź, pani - powiedziała Sachie. - Musisz się położyć Kaede poczuła, że w jej oczach również stają łzy współczucia. Miała wrażenie, że kamienne ściany warowni i otaczających ją murów napierają na nią; świerszcze grały coraz przenikliwiej, wręcz ogłuszająco, rozgrzane powietrze zdawało się odbijać od ziemi. Pani Maruyama miała racje - wszyscy zostali schwytani bez najmniejszej szansy na ucieczkę. - Chcesz wrócić do rezydencji? - usłyszała pytanie Shizuki. - Zostańmy jeszcze chwilę