Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Samuel, w obawie śmierci, zajął się zaraz wyuczaniem przyszłej żony, jak ma nieznacznie pana Wincentego prowadzić i nim kierować. Trzeba też wyznać, że pieniądz nie zaszkodził rotmistrzowi, któremu nawet usta otworzył nieco i język rozwiązał. Pobiałowie także wzięli po dwakroć każdy, gdyż siostra ich dwojga się zrzekła; pan August, z wielką pociechą żony, dokupił zaraz wioskę za swoje i Tomasza pieniądze, od których tylko procent płacić się zobowiązał. Józef, że gotówkę swoją ulokował, a ziemię bardzo ostrożnie chciał nabywać i trzymał w kuferku grosz, wielkiej sobie biedy napytał, bo go dniem i nocą męczył ten skarb, o któren się niesłychanie obawiał. Przyszło do tego nareście, że go zmienił na bilety bankowe, a że się gdzieś przytrafiło, iż podobne myszy pojadły, a drugie się spaliły, ognia i myszów znowu począł się lękać niesłychanie. Troskliwość przesadzona o ten nabytek, ażeby go nie utracić, doprowadziła go niemal do choroby; pospieszył się z kupnem ziemi i przepłacił ją trochę, co znowu nabawiło go zgryzoty, tak że w końcu sukcesją życiem przypłacił. Bracia odziedziczyli jego majętność. Nic się zresztą nie zmieniło w familii Pobiałów, bo pan Tomasz się nie ożenił, a piękna Domicella za mąż pójść nie chciała. Przebąkiwano, że to postanowienie obojga spowodowane było przywiązaniem, jakiego przykład mieliśmy w historii Oświęcimów; to pewna, że wielkie były podobieństwa. Co się tyczy dzieci Józefa, a naprzód Jaśka, który nie był szczęściem posądzony o wspólnictwo z Sobockim, bo oszukaństwo jego zakryło winę chłopca, której się nie domyślano, pan Piotr zaopiekował się nim w początku. Później, gdy nie było sposobu nic już z niego zrobić, musiano pełnoletniego wypuścić na wolę. ále jej użył Jasiek, rozpasawszy się na wszelką rozpustę, i marnie zmarł, prawie wszystko wprzód straciwszy w karty lub na najniegodniejsze istoty. Michał, brat jego, umarł w szpitalu na Besarabii z mołdawskiej febry, którą skomplikowały stare grzechy. Sobockiego długo słychać nie było, gdyż obawiając się kryminalnego procesu, choć go nie wnoszono, drapnął daleko, ledwie mając czas jakiś temu nadać pozór. Antosia, żona jego, która ukrywała się dotąd w miasteczku, objęła naprzód swoją, potem resztki sched braci i dosyć smutne wiodła życie. Jedyną jej pociechą była dziecina, do której namiętnie się przywiązała. W lat kilka z dalekich stron powrócił odarty, zestarzały, wyniszczony Sobocki, ale po cichu; wstąpił on znowu w służbę i odezwał się do żony, która odkupując się od niego, pensyjkę mu tylko wyznaczyła. Małżonkowie nie widywali się, choć upokorzony kilka razy próbował zakołatać do serca Antosi, serce to nieskore było do przebaczenia i zbyt ciężko zranione, by darować miało. Pan Samuel raz zamieszkawszy w klasztorze już się potem z niego wynosić nie chciał, oddając się coraz bardziej nabożeństwu, a rotmistrza poleciwszy jego żonie, kilka razy w rok tylko, na imieniny i święta, przyjeżdżał do Borszczówki, do pana Wincentego, żeby się jego szczęściem pocieszyć, i znowu do miasteczka powracał. Pan Antoni w początku chciał koniecznie pomagać w gospodarstwie to Pawłowi, to Hieronimowi; wyniósł się był nawet na wieś w tym celu, ale sprzykrzył sobie, że, jak powiadał, najlepsze jego rozporządzeniazawsze przeciwne okoliczności najgorzej obracały. Z pensyjką więc swoją powrócił znowu do znajomego nam dworku, a że i pan Samuel mieszkał w miasteczku, bracia żyli ciągle z sobą. Samuel stołował się nawet u pana Antoniego i codziennie będąc świadkiem scen małżeńskich między bratem i bratową, na próżno starał się ich godzić. Najczęściej wysiliwszy się na daremną wymowę, zatuliwszy uszy czapką, uciekał i z wielkim podziwieniem swoim, gdy nazajutrz przyszedł na obiad, spodziewając się zastać bój od wczoraj przeciągniony i gniewy niepohamowane, znajdował albo czułości lub spory z nowej już beczki zaczęte. Przywykł nareście do tej stopy wojennej, ale niemniej w każdej wrzawie brał udział pojednawczy, nigdy się tego niedomyśliwszy, że jego najlepsze chęci wcale przeciwny robiły skutek, podsycając wojnę. Wielki to był tryumf dla pana Antoniego, że rodzina jego zbogaciła się z ojca głowy, co trapiło niezmiernie znowu Judzkę, która się żadnego spadku doczekać nie mogła. W tych walkach i cierpieniach zakończyła ona życie, a nikt jej pewnie szczerzej nie żałował nad męża, co kilkadziesiąt lat się z nią nieustannie kłócił. Od jej śmierci pan Antoni widocznie podupadł umysłowo i cieleśnie, posmutniał, stał się milczący i nie mogąc znieść mieszkania w dworku, który mu nieboszczkę zbyt żywo przypominał, przeniósł się do klasztoru, zajmując celkę obok Samuela. Bracia byli odtąd nierozdzielni, a że powoli pan Samuel przekonał się, iż gniewy Antoniego były mu koniecznie potrzebne, pozwolił mu się nawet z sobą kłócić, pewien, że ta zabawka nic za sobą nie pociągnie. Hieronim u jednych swoim postępkiem pozyskał szacunek, u drugich uchodził za dziwaka; byli tacy, co go wyśmiewali skorzystawszy z jego poczciwości