Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Usiadłam przy oknie i popatrzyłam na posąg uskrzydlonego Hermesa w dole przy sadzawce i na zaczarowaną ławeczkę pod dębem. Gdyby tu była mama, powiedziałaby mi, jak postąpić. Odwiedził nas Oliver Gerson. Nasza trójka przywitała go z radością. Był jednym z tych, których samo pojawienie się wystarcza, aby rozproszyć smętny nastrój. Wyraził radość z naszego ponownego spotkania. Wycałował nas po rękach. Belinda na jego widok jakby zapomniała o swym niedawnym tragicznym przejściu. Obskakiwała go radośnie dookoła. Reakcja Lucie niewiele odbiegała od zachowania Belindy. - Miło was znowu oglądać - oświadczył Oliver. - Cieszę się niezmiernie z tego spotkania, a wzruszeniem napawa mnie fakt, że podzielacie moje uczucia. - Dlaczego nie przyjechałeś do Kornwalii? - dopytywała się Belinda. - Trzymały mnie obowiązki. Jestem człowiekiem pracy. - Wiem - odparła Belinda. - Pracujesz dla mego ojca. - Jestem z tego bardzo zadowolony, ponieważ mam okazję widywać od czasu do czasu jego przemiłą rodzinę. Jego oczy napotkały mój wzrok. Uśmiechnął się do mnie ciepło. - Zastanawiałem się, kiedy wrócisz z tej swojej Kornwalii - powiedział. - Byłyśmy tam długo - rzekła Lucie. - A potem Belinda się rozchorowała. - Och, mój Boże! - Zaniepokojony zwrócił się do Belindy. - Czuję się już dobrze - zapewniła go. - Co będziemy teraz robić? - Najpierw mam naradę z twoim ojcem. Później będę miał wolną godzinę, może dwie. Wybierzemy się na przejażdżkę... jak przedtem, zanim mnie porzuciłyście. - Nie porzuciłyśmy cię - zaprotestowała Belinda. - Tylko musiałyśmy jechać do Kornwalii. - I cieszycie się teraz, że jesteście z powrotem? Belinda, jak to ona, podskoczyła radośnie i przytaknęła. - Jak się to mówi, wszystko dobre, co się dobrze kończy. A teraz jeżeli Jej Wysokość pozwoli - tu skłonił się wytwornie przed Belindą, która pokraśniała z zadowolenia - wrócę do swoich obowiązków. Później pojedziemy na wycieczkę wszyscy, jak jesteśmy: panna Rebeka, Belinda i Lucie, a ja będę waszym przewodnikiem. - Pośpiesz się! - rozkazała Belinda. Skłonił się jeszcze niżej. - Twe życzenie, królowo, jest dla mnie rozkazem. Nikt nie potrafił jej tak czarować jak on. Często zjawiał się w Manorleigh, a ona każdego dnia wyglądała jego odwiedzin. Wydawała się już zupełnie nie pamiętać o swej przygodzie w Kornwalii i znowu stała się sobą. Miał rację, kiedy zapowiadał, że będzie częstym gościem. Kiedy go dłużej nie było, Belinda wpadała w zły humor i stawała się nie do wytrzymania. Leah z anielską cierpliwością znosiła jej zmienne nastroje. Była wprost niewiarygodnie oddana dziewczynce. Niewątpliwie była również przywiązana do Lucie; ta zresztą miała pogodniejsze usposobienie i zawsze starała się usprawiedliwić Belindę. Często robiliśmy konne wyprawy do Manorleigh, a towarzystwo Olivera Gersona wpływało dobrze nawet na mnie. Stale organizował jakieś konkursy, sprawdziany dobrej jazdy czy umiejętności obserwacyjnych. Przykuwały uwagę dziewczynek, sprawiając, iż każda wyprawa stawała się wielką przygodą. Rozwijał w nich również instynkt współzawodnictwa, przez co zyskał uznanie w oczach nauczycielki, panny Stringer. Ona także nie zdołała się oprzeć zniewalającemu urokowi tego człowieka. Pewnego dnia odkryliśmy gospodę, nad której drzwiami był skrzypiący szyld. Widniał na nim napis "Pod Wieszającym Sędzią". Tytuł zaintrygował dociekliwą Belindę. - Co to znaczy? Czy to dlatego, że on tam wisi? - O nie, nie - zaprzeczył Gerson. - Tu chodzi o sędziego, który skazywał na śmierć przez powieszenie. Oczy Belindy płonęły z ciekawości. - Wejdźmy do środka - zapraszał. - Napijemy się czegoś orzeźwiającego. Nie bardzo byłam pewna, czy należy wprowadzać dzieci do takiego miejsca, ale on ujął mnie za ramię uspokajającym ruchem. - Będą zachwycone - wyszeptał. - To będzie dla nich coś nowego. Dopilnuję, aby wszystko było w porządku. Wszędzie, gdziekolwiek się pojawiał, roztaczał swój niepowtarzalny urok. Porozmawiał na stronie z żoną właściciela gospody. Ta skinęła głową porozumiewawczo i wprowadziła nas do małego saloniku, w którym sufit przecinały dębowe belki i w którym unosił się nieuchwytny nastrój podniecającej przygody. Dzieciom przyniesiono rozcieńczony cydr i wszyscy zasiedliśmy do picia. Ani Belinda, ani Lucie nigdy nie były w takim lokalu. Oczy miały okrągłe jak spodki z wrażenia i nie ulegało wątpliwości, że wizyta w gospodzie jest dla nich wielką sensacją. Belinda koniecznie chciała dowiedzieć się czegoś więcej o wieszającym sędzim. Aby zaspokoić jej ciekawość, Oliver opowiedział historię księcia Monmouth, syna Karola II z nieprawego łoża. Młody książę uważał, że ma większe prawo do tronu niż brat króla, James. Wywołał bunt i starł się z Jamesem w bitwie pod Segmoor, gdzie poniósł klęskę. Ludzie Monmoutha zostali pojmani i doprowadzeni przed oblicze okrutnego sędziego, który wszystkich kazał powiesić. Sam Monmouth również został stracony. - Cała zachodnia Anglia roi się od szubienic - dodał Oliver, a dziewczynki słuchały go z zapartym tchem