Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wszystko to było bardzo pochlebne. Pisząc natomiast o Christiem, jako ulubieńcu publiczności, z dużym poczuciem subtelnej ironii podkreślał jego niechlujny język, hałaśliwy styl bycia i bezgraniczne zadowolenie z nowo zdobytej sławy. (Na razie nieźle, pomyślała.) W dalszej części tekst brzmiał:. Pragnąc przydać blasku swemu gwiazdorstwu, Christie Lane znalazł sobie dziewczynę, godną nowego króla telewizyjnych 130 AMANDA trubadurów — piękną Amandę, jedną z najsłynniejszych modelek. Amanda nie jest tylko dziewczyną, którą Christie kocha, jest czymś więcej — symbolem, ostatecznym dowodem, że świat drugorzędnych klubików odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Bo Amanda jest bez wątpienia pierwszorzędna. Widząc ich razem, dochodzimy do wniosku, że nie stanowią pary tak niedobranej, jak mogłoby się wydawać. Christie Lane uwielbia elegancję pięknej Amandy, Amanda zaś — być może — odnajduje w Christiem prawdę. Dziewczyna, która potrafi stać na mrozie w szyfonowej sukience, ukazując oku kamery uśmiech z Palm Beach, prawdopodobnie tęskni do takiej szczerości, jaką może jej dać człowiek pokroju Christiego Lane'a. Może skrycie marzy, aby wyrwać się z udającego w styczniu czerwiec świata mody i u boku tego mężczyzny z krwi i kości odnaleźć świat rzeczywisty. Amanda zamknęła magazyn. Ten ostatni akapit! Jak przyjmie go Robin? Powoli wyszła z hotelu w światło dnia. Jakkolwiek wciąż spotykała się z Christiem, a nawet czasami z nim sypiała, w gruncie rzeczy wiedziała o nim niewiele. Rzadko bywali sami, z wyjątkiem kilku pełnych udręki godzin w Astorze. Przynajmniej dwa wieczory w tygodniu Christie spędzał z tekściarzami, wiele czasu zajmowały mu również zwykłe powinności gwiazdora — udzielanie wywiadów, występy w imprezach dobroczynnych. Wciąż jednak rozprawiał o ślubie w Vegas! Ciągle wydawało się to odległe. Teraz jednak zaczynał się maj. Musi zerwać z Christiem Lane'em. Podtrzymywała z nim kontakty tylko ze względu na samotność i tęsknotę za Robinem... Artykuł w „Life'ie" wniósł w jej życie nowe elementy. Teraz czuła się naprawdę osobą sławną — zwłaszcza po programach, kiedy pod drzwiami studia witał ją rozentuzjazmowany tłumek łowców autografów. Robin nie dawał jednak znaku życia i nic się pod tym względem nie zmieniło aż do święta zmarłych*. Christie miał w święto występ u Grossingera — zresztą za imponujące honorarium — i nalegał, żeby mu towarzyszyła. Zdecydowanie odmówiła, wierna swemu niedawnemu postanowieniu. — No, chodź — mówił błagalnie. — Potem urządzimy sobie balangę. Nawet Aggie zrywa się z Latin Quarter... — Nie stać mnie na tracenie zarobków. Poza tym nie porównuj mnie z Aggie... nie jestem waszą markietanką. * w Stanach Zjednoczonych 30 maja (Decoration Day) — przyp. tłum. 131 BEZ ZOBOWIĄZAŃ — Co to za gadanie o markietankach? Latem bierzemy ślub! — Kiedy już i jeśli weźmiemy ślub, będę z tobą jeździć na wszystkie imprezy. Ale na razie zostaję w Nowym Jorku i dotrzymuję zobowiązań. Nigdzie się nie wybieram w charakterze członka trupy wędrownej Christiego Lane'a. — O, kurwa, ty i te twoje pretensje. Że też musiałem trafić na damę! — Zły, ale nie rozgniewany, odłożył słuchawkę. Po zakończeniu rozmowy Amanda zaczęła zastanawiać się nad jej przebiegiem. Dlaczego nie powiedziała po prostu: „Nigdy nie wyjdę za ciebie"? Odpowiedź była prosta: bo się bała! Bała się, co nastąpi, jeśli Robin zniknie z jej życia na dobre. Chyba by się zupełnie rozkleiła. Już raz usiłowała zerwać z Christiem, ale separacja potrwała zaledwie pięć dni... Towarzystwo Christiego pozwalało jej przynajmniej zachować równowagę psychiczną — nieustanne premiery w klubach i występy dobroczynne po prostu nie zostawiały czasu na samotność. Zadzwonił telefon. Niechętnie podniosła słuchawkę, sądząc, że to Christie podejmuje ostatnią próbę namówienia jej na wyjazd. Nic nie przygotowało Amandy na wypowiedziane gardłowym głosem słowa: — Cześć, moja gwiazdo. — Robin! Ach, Robinie, gdzie jesteś? — Właśnie wróciłem do kraju... byłem za granicą, robiłem materiał z procesu Eichmanna. W samolocie przeglądałem zaległe numery „Life'a" no i patrzę — a tu ty! — Co o tym sądzisz? — Z najwyższym wysiłkiem zdobyła się na beznamiętny ton. — Rewelacja — odparł z entuzjazmem. — Jesteś w tym artykule niemal równie fascynująca, jak w życiu. Mimo ściśniętego gardła wciąż usiłowała mówić lekko. — Czy się nie mylę sądząc, że trochę za mną tęskniłeś? — Tęskniłem. W myślach planowała już wieczór. Była teraz piąta... nie zdąży umyć włosów, trzeba będzie założyć treskę... Byle tylko się nie zsunęła! Dzięki Bogu, że to niedziela... Jerry jest za miastem i na pewno się nie przypałęta. Miała w lodówce steki, ale ani grama wódki... — Czy jesteś równie piękna, jak zawsze? — spytał. — Sam się przekonaj. — Dobra. Spotkajmy się w Lancerze jutro o siódmej. Była zbyt rozczarowana, aby zdobyć się na odpowiedź; Robin uznał jej milczenie za rozterkę. — A może Christie Lane zepchnął mnie ze sceny? — Nie... ale chce się ze mną ożenić. 132 — Może i wcale nie jest złym kandydatem. Ten jego program będzie pewnie szedł ze sto lat. — Czy przejąłbyś się, gdybym wyszła za Christiego Lane'a? — Jasne, że bym się przejął. Wcale nie mam ochoty cię tracić. Ale małżeństwo to dla mnie za silna konkurencja. — Dlaczego? — Kochanie, jedynym sensownym celem małżeństwa są dzieci, a ja nie chcę mieć dzieci. — Dlaczego? — powtórzyła. — Bo to cholerna odpowiedzialność. — Pod jakim względem? — Posłuchaj, Amando... ja muszę mieć komfort psychiczny, muszę mieć tę możliwość, żeby w każdej chwili spakować manatki i ruszyć w świat. Takie numery są do zrobienia, kiedy człowiek ma dziewczynę... nawet żonę... ale nie powinny mieć miejsca przy dzieciaku. Jaki, do diabła, byłby ze mnie ojciec? — Sądzę, że byłbyś cudownym ojcem. — Ojciec powinien przebywać z dzieckiem. — Czy twój ojciec opuszczał cię na dłużej? — Nie, pracował od dziewiątej do piątej. A Kitty była dobrą matką: mieliśmy niańki i kucharki, ale Kitty nigdy nie zdawała się na nie w zupełności. I tak to właśnie powinno wyglądać. — Więc nie rozumiem... dlaczego sądzisz, że będziesz musiał opuścić dziecko? — Z powodu mojej pracy, kochanie — odparł. — I jakkolwiek nie opieram tego na własnych doświadczeniach, wiem, że gdyby ojciec porzucił mnie, kiedy byłem dzieckiem, to by mnie wykończyło... po prostu wiem. Nie pytaj, skąd... ja to czuję. — Robinie, przecież nie musimy od razu mieć dzieci... — Więc po co ślub? — zapytał. — Żeby ze sobą być. — Jesteśmy ze sobą, wyjąwszy chwile, kiedy chcę być sam. Jak na przykład dzisiejszego wieczoru — na moim biurku piętrzy się stos korespondencji. Mam cholerną ochotę cisnąć to wszystko do kosza..