Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wiedział doskonale, że prawdy należy szukać w gąszczu przeciwieństw. W każdym razie najbardziej zawiłe i niejasne piąte twierdzenie dzięki temu podstawieniu łatwiej zaczęło poddawać się analizie. Cztery czurbałki + dwa rozczapierzałki + kręioł = liryk. Na tej podstawie można wywnioskować, że: kręcioł = liryk — cztery czurbałki — dwa rozczapierzałki. Aczkolwiek znaczenie słów „kręcioł”, „czurbałki” i „rozczapierzałki” nadal pozostawało nie znane, profesor zdecydowanie wydzielił ,,kręcioła”. Wychodził z założenia, że główna, wyróżniająca cecha przedmiotu najczęściej bywa samotna, drugoplanowe natomiast występują w większej ilości. Obecność jednego kręcioła przy czterech czurbałkach i dwu rozczapierzałkach świadczyła wyraźnie, że właśnie kręcioł charakteryzuje istotę zagrają jako liryka. Jednak dalej nie było wiadomo, co oznacza „kręcioł”. Profesor doskonale wiedział, co to jest „nakrętka” — część połączenia śrubowego w kształcie płytki z gwintowanym otworem, w który wchodzi śruba. Znał również znaczenie słowa „kret” — wielkość obliczeniowa, występująca w mechanice teoretycznej, która oznacza iloczyn pędu przez jego ramię względem danego punktu lub danej osi. Kręcioł, nakrętka, kret. Całkiem prawdopodobne, że kręcioł jest ważną częścią liryka, która przekształca wewnętrzne porywy w określoną formę ruchu. Oczywiście, to tylko robocza hipoteza, ale nie jest ona pozbawiona pewnych podstaw podbudowanych faktami. Nie wykluczone, że w celu stapiania smutku i żalu lub radości i szczęścia w jedno słowo, zagraj wyposażony był w specjalny narząd, którego ruch obrotowy na wzór wskazówki wagi wyznaczał właściwie proporcje. W momencie zaprzestania działalności lirycznej kręcioł wracał do określonej pozycji wyjściowej. Kręcioł pozwalał zagrajowi działać bezbłędnie, podczas gdy zwykli lirycy czuli zapewne kruchość swych wyliczeń, co musiało im sprawiać masę przykrości. Profesor Ir czuł, że znajduje się na właściwym tropie. I chociaż nadal nie pojmował, dlaczego Ryg wiedział, gdzie jest zagraj pogrzebany, dlaczego zagraj jest najlepszym przyjacielem uczonego i dlaczego lubi kij — uskrzydlony dotychczasowymi sukcesami nie wątpił, że uporczywe badania doprowadzą go w końcu do ustalenia prawdy. Ulegając wpływom starodawnych liryków profesor wyraził to swoje przekonanie w dwuwierszu: Wzór zagrają będzie wkrótce. Już nie umknie on nauce. Kto podarował oczy Żywemu? — Pozostało mi do dodania bardzo niewiele — powiedział doktor Ber, zamykając pękatą teczkę pełną wykresów, tablic i wyliczeń. — Chcę zakończyć tym, od czego zacząłem. Być może, moja hipoteza nie obejmuje stojącego przed nami problemu we wszystkich jego aspektach, być może, moje wywody opierają się na niedostatecznie zbadanych faktach i dlatego są błędne, ale chciałbym panom przypomnieć, co przydarzyło się w swoim czasie profesorowi Helowi. Jest to mało znana, ale nader pouczająca historia. Profesor Hel postanowił poświęcić się wszechstronnemu zbadaniu wpływu energii słonecznej na rozwój życia. Dysponował ogromnym materiałem faktycznym. Między innymi od Centralnego Biura Statystycznego zażądał danych na temat ilości urodzin, przypadających na każdy dzień pierwszego tysiąclecia ery naukowej. Zestawiwszy otrzymane liczby z odpowiednimi danymi archiwum meteorologicznego profesor Hel doszedł do wniosku, ze ilość urodzin wzrasta raptownie podczas jasnej, słonecznej pogody i katastrofalnie spada w czasie słoty. Kiedy opublikował wyniki swych badań, opinie uczonych były podzielone. Jedni twierdzili, że profesor Hel nie dokonał żadnego odkrycia i że zjawisko to zostało zaobserwowane już dawno. „Nieprzypadkowo, mówili oni, „urodzić się” i „ujrzeć światło dzienne” oznacza w naszym języku to samo. Profesor jedynie potwierdził statystycznie tę znaną prawdę. Zadanie zaś polega na tym, aby znaleźć wyjaśnienie owej prawidłowości. W swej wielotomowej pracy „My, dzieci Słońca”, profesor Hel zaprezentował wiele hipotez połączonych wspólną myślą, że energia słoneczna jest źródłem życia. Przeciwnicy profesora twierdzili, iż jego obserwacje noszą charakter przypadkowy i niezbędne jest zbadanie danych nie z jednego, lecz z kilku tysiącleci. Przystąpiwszy do tej pracy odkryli oni, ze w wyniku błędu mózgu elektronowego profesor otrzymał w swoim czasie dane dotyczące nie ilości urodzin, lecz rejestracji noworodków przez rodziców. Tak więc wnioski profesora Hela świadczyły wyłącznie o tym, że Marsjanie w pierwszym tysiącleciu woleli wychodzić z domu nie w pochmurną, lecz słoneczną pogodę