Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Przestrzeń dotykowa czy też przestrzeń naszej skóry odpowiada dwuwymiarowej, skończonej, nieograniczonej (domkniętej) przestrzeni riemannowskiej. Otóż jest to nonsens, gdyż przestrzenie Riemanna są metryczne, w przeciwieństwie do przestrzeni dotykowej. Rozumiem przez to, że Mach chce powiedzieć, iż można tę ostatnią uznać za dwuwymiarową, zwartą i spójną przestrzeń topologiczną. Mach nie podkreśla wystarczająco niespójności przestrzeni dotykowej z optyczną...” Usłyszałem cztery szybkie stuknięcia do drzwi. Nacisnąłem przycisk stopu na George’u. - Proszę - zawołałem. Drzwi otworzyły się. - Carlos? - Co słychać, Jeremy? - Wszystko w porządku. Przyprowadziłem Mary Unser... wiesz, tę, która rysowała... Wstałem czując/słysząc obecność drugiej osoby w pokoju. Zdarzają się przypadki (na przykład ten), kiedy się wie, że ta druga osoba jest w jakiś niezwykły, nieokreślony sposób inna czy też... (nasz język nie jest dostosowany do wyrażania doświadczeń niewidomego). - Miło mi cię poznać. Mówiłem, że potrafię odróżnić ciemność od światła. Istotnie potrafię, lecz rzadko ta informacja okazuje się użyteczna. Teraz jednak zauważyłem ze zdumieniem, że, wzrok pochłania moją uwagę - ponieważ ta kobieta była ciemniejsza od innych, była czymś w rodzaju kłębka ciemności z wyraźnie jaśniejszą twarzą (czy była to dokładnie jej twarz?). Długa chwila ciszy. Potem: - Granicy stoimy n-wymiarowej przestrzeni na - powiedziała. Słyszałem ją zaraz po George’u i uderzyło mnie pewne podobieństwo: mechaniczny rytm słów, jakby brak zrozumienia, typowy dla czytnika... Poczułem na rękach gęsią skórkę. Za to sam jej głos bił George’a na głowę. Niezwykle dźwięczny mimo dziwnej intonacji, miał głęboką barwę jak fagot czy lira, a przy tym brzmiał jak głos kogoś, kto zwykle mówi wypuszczając powietrze zatokami. Łączyło się to z nadmiernie rozluźnionymi strunami głosowymi patolodzy wymowy uznają to za wady głośni. Nosowe głosy na ogół nie są przyjemne, ale wystarczy ustawić je dostatecznie nisko... Odezwała się znowu, wolniej: - Stoimy na granicy przestrzeni n-wymiarowej - (zdecydowana wada głośni). - Ho ho! Całkiem nieźle - stwierdził Jeremy. - Jej układ słów zwykle nie jest tak... normalny. - Takie odniosłem wrażenie - mruknąłem. - Mary, co chcesz przez to powiedzieć? - Ja... och! - wysoki pisk zagrożenia i bólu. Dłoń podobna do mojej - wąska, silny mięsień u nasady kciuka. Drżała wyraźnie. - Zajmuję się geometriami przestrzeni topologicznie zespolonych - wyjaśniłem. - Łatwiej niż inni mogę zrozumieć, co mówisz. - Jesteśmy we wnętrzu nigdy nie widzimy punktami. - To prawda. Coś tu było nie w-porządku - coś mi się nie podobało, choć nie potrafiłem określić, co to jest. Czy mówiła w stronę Jeremy’ego? A może do mnie, lecz patrząc na niego? Kłębek cienia w ciemności... - Mary, dlaczego twoje zdania są tak nieuporządkowane? Wypowiadasz słowa w innej kolejności niż je pomyślałaś. Musisz o tym wiedzieć, skoro nas rozumiesz. - Złożone... och! - znowu ten dwutonowy pisk. Zadrżała nagle i zaczęła płakać. Posadziliśmy ją na mojej gościnnej kanapce. Jeremy poszedł po wodę, a ja starałem sieją uspokoić. Głaskałem jej włosy (krótkie, lekko pofalowane, rozwichrzone) i korzystając z okazji przeprowadziłem szybkie badanie frenologiczne: czaszka o regularnym kształcie i - o ile mogłem to stwierdzić - nieuszkodzona; skronie szerokie, wyraźne; tak samo oczodoły; typowy ostrosłup nosa, o mostku nie warto wspominać; wąskie, mokre od łez policzki. Chwyciła moją dłoń i ścisnęła mocno, trzy razy szybko; trzy razy powoli, cały czas płacząc i jak w czkawce wyrzucając słowa: - Boli, stacja, ja, och, złożony koniec, jasność, światło, zgięcie przestrzeni, och, ochhh... No cóż, pytanie wprost nie zawsze jest najlepszą metodą. Jeremy wrócił ze szklanką wody. Wypiła trochę i chyba się uspokoiła. - Może później spróbujemy jeszcze raz - mruknął Jeremy. - Chociaż... Nie wyglądał na zaskoczonego jej atakiem. - Naturalnie - zgodziłem się. - Posłuchaj, Mary, porozmawiamy jeszcze raz, kiedy poczujesz się lepiej. * Jeremy pozbył się jej (jak? z kim ją zostawił?) i wrócił na siódme piętro. - Co się jej stało, do diabła? - spytałem gniewnie