Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
292 — Nie finansujemy poszukiwań wraków. — Już to usłyszałem wcześniej — powiedziałem znużony. — Proszę zadzwonić, jak pan odnajdzie wrak. — A co wtedy? g — Przyślemy korespondenta i fotografa dla opracowania Inateriałów. : — Jestem pisarzem. — Wolimy profesjonalistów — powiedziała rzeczowo. Koniec rozmowy. Kilka lat później byłem w Waszyngtonie, żeby statystować w okropnym filmie, kręconym na podstawie mojej książki, „Wydobyć «Titanica»". Po drodze do hotelu, w którym filmowano sceny z konferencji prasowej z Jassonem Robardsem, zatrzymałem się w biurze wydawniczym „National Geographic". Podszedłem do recepcjonistki i poprosiłem o rozmowę z jakimkolwiek redaktorem, który mógłby poświęcić mi kilka minut. Była na tyle uprzejma, że zatelefonowała do czterech redaktorów, których poinformowała, że czekam w hallu hotelowym. Po ostatnim telefonie, spojrzała na mnie zakłopotana. — Przepraszam pana, panie Cussler, ale żaden z nich nie chce z panem rozmawiać. — Zostałem wzgardzony przez „National Geographic". — Jeśli ktoś byłby zainteresowany — wyszeptała słodko recepcjonistka -T- w jakim celu chciałby się pan z nimi widzieć? — Proszę powiedzieć, że uciekałem przed krokodylem i nie zdawałem sobie sprawy, jakie spotyka mnie szczęście. ' .^^Wstrząśnięty i przygnębiony, udałem się do pokoju w „Jefferson Hotel" «i 'poświęciwszy dwie godziny na reperację zepsutego, starego zegara, resztę nocy spędziłem płacząc w poduszkę. Znajdując upodobanie w prowokowaniu demoralizujących lub zabawnych sytuacji, naraziłem się następnie redakcji „Smithsonian". Nicolas Dean, rzeczywiście świetny fotograf z Edgecomb w Maine, został wyznaczony przez magazyn „Smithsonian" do przygotowania materiału zdjęciowego z odnalezienia przez NUMĘ „Cumberlanda" i „Floridy". Sfotografował pracę nurków i przedmioty znalezione we wnętrzu wraków. Potem z nieznanych powodów, redakcja „Smithsonian" zrezygnowała z tego materiału. Wypłacono mu symboliczne honorarium, ale nie pokryło ono nawet kosztów całego przedsięwzięcia, lotu z Maine i pięciu dni trwania ekspedycji. Wiele lat później, zadzwoniła do mnie sekretarka jednego ze starszych redaktorów „Smithsonian" i poprosiła o ocenę reportażu dotyczącego wraku. Ponieważ był to dobrze mi znany statek, zgodziłem się. Reportaż przysłano mi pocztą, przeczytałem go, zrobiłem kilka uwag i odesłałem. Sekretarka poinformowała mnie później przez telefon, że honorarium za redakcyjną ekspertyzę wynosi dwieście dolarów. Nie zdradzając irytacji, poprosiłem, by czek wystawiono nie na mnie, lecz na redaktora. 293 — Nie rozumiem — odpowiedziała zakłopotana. — Nalegam na to, żeby moje honorarium zostało mu przekazane — potwierdziłem. * Wciąż nie rozumiejąc, o co mi chodzi, wymamrotała: — To nie ma sensu, żeby honorarium autora przekazywano redaktorowi. — W tym wypadku ma. — Czy mogę wiedzieć, dlaczego pan to robi? — Tak. Proszę powiedzieć szefowi, że dwieście dolców to łapówka. Płacę mu za to, żeby nigdy nie wymieniał mojego nazwiska w gazecie „Smithsonian". Sekretarka nie dała się przekonać: — Nie chce pan, żeby wymieniono pana nazwisko w naszym artykule? Pierwszy raz coś podobnego słyszę. Zawsze kiedyś wydarza się coś pierwszy raz... Nie mam pojęcia, co zrobili z czekiem. Ja przynajmniej nigdy go nie dostałem. NUMA miała szczęście osiągnąwszy tak wiele, dysponując tak małym kapitałem. Odnaleziono i zbadano prawie sześćdziesiąt zatopionych wraków w jeziorach, rzekach i morzach. W mojej książce opisuję tylko niektóre. Sporo z nich odnaleziono przypadkowo, większość po długich godzinach poszukiwań i wysiłków. Pieniądze są istotnym czynnikiem ekspedycji. Ale jeśli poszukiwania nie są zbyt skomplikowane i przeprowadzone prostymi metodami, koszty nie są zbyt wysokie. Wbrew historiom opisywanym przez takich jak ja autorów beletrystyki, poszukiwania skarbów o historycznym znaczeniu rzadko są niebezpieczne, a przeważnie dość nudne. Jest to przygoda, którą jednak rozkoszują się zafascynowani nią ludzie lub całe rodziny, traktując jak weekendową rozrywkę. Wszędzie można coś odkryć, a czasami nawet w odległości kilku kroków od własnego podwórka. Zadziwiające, jak wiele historycznych miejsc pozostaje nieodnalezionych, ponieważ nikomu nigdy nie chciało się ich szukać. Przypuszczam, że byłoby bardziej praktycznie, gdybym dochody z moich książek umieścił w akcjach i nieruchomościach, w czymś, co przyniosłoby mi korzyść finansową. Mój księgowy i pośrednik uważają, że jakaś instytucja wywiera na mnie presję finansową. Zawsze wyobrażam sobie, że kiedy nadejdzie mój czas i znajdę się w szpitalu, oddalony o dwa oddechy od zaświatów, zabrzęczy telefon przy moim łóżku