Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Ale... - jęknął Baziak. Spojrzałem mu w przekrwione oczy. - A moja zaliczka? Spuścił wzrok. - No tak... Okazało się, że w hoteliku jest jeszcze jeden wolny pokój, co prawda dwuosobowy, ale może go wynająć także jedna osoba już za 140 złotych razem ze śniadaniem. - Oczywiście biorę. Na trzy dni - popatrzyłem znacząco na Baziaka. Ten stęknął, ale sięgnął do portfela. Tak więc miałem kwaterę o kilkaset metrów od miejsca włamania. I to miejsce... - Przepraszam, czy jest tu parking? - Niewielki, ale jest - uśmiechnęła się recepcjonistka. To mnie urządzało! Zapytałem jeszcze: - Ten hotelik prezentuje się uroczo. Czy pani nie wie, co mieściło się tutaj wcześniej? - Po wojnie szkoła muzyczna, a przed wojną, to źródła różnie podają. Według jednych był tu klub myśliwski, według innych loża masońska... Chętnie pogawędziłbym dłużej z młodą panienką o przeszłości hoteliku. Ale nie chciałem wzbudzać podejrzenia wśród mych towarzyszy nagłym zainteresowaniem historią sztuki. Mnie miała interesować najnowsza aparatura alarmowa i elektronika w ogóle. Przestawiłem toyotę na parking hotelowy i ruszyliśmy do zamku - siedziby Muzeum Warmii i Mazur. Odstawszy grzecznie w kolejce kupiliśmy bilety i oto Muzeum Warmii i Mazur wraz z jego najcenniejszą perłą - Wystawą Sztuki Sakralnej - stało przed nami otworem. Bóg jeden wie, ile kosztowało mnie, by nie zakrzyknąć: - Złodzieje! W zamku są złodzieje! Chwytajcie ich! “Wiem, co cię powstrzymało, Pawełku. To, co tak kocha komisarz Kmita z Morąga - chęć złapania przestępcy «na gorącym uczyneczku». Poza tym, boli cię niechęć okazana dla amatora w Komendzie Wojewódzkiej Policji, niezbyt pewny jesteś tego, czego pewne są władze muzealne - elektronicznych zabezpieczeń i straży. Chcesz wszystkim pokazać, że racja jest po twojej stronie i ty zwyciężysz! Dlatego chodź teraz po komnatach, jakbyś je wymierzał krokami. Częściej niż na eksponaty patrz na przewody aparatury alarmowej, zerkaj od czasu do czasu na jej czujniki, sprawiaj wrażenie, jakbyś chciał sprawdzić skuteczność zabezpieczenia okien... Niech twoi nowi przyjaciele nie wątpią ani chwili, że zaangażowali zawodowca. Oni muszą być pewni, że pracuje z nimi fachowiec nad fachowcami!” Wreszcie przyjaciele stwierdzili, że musimy jeszcze dokładnie przejrzeć podzamcze. Cóż było robić? Zamiast w ciszy i spokoju zwiedzać wystawę, musiałem gramolić się wraz ze złodziejami po stoku przyzamkowego wzgórza. Udzieliłem kilka mniej lub bardziej sensownych rad. Zostały one wysłuchane z szacunkiem. Co prawda jedna z nich prowadziła przyszłych uciekinierów wprost do wytrysku ścieku. Ale skoro oni nie widzieli błędu w mej wskazówce, ja miałem się nad nimi litować? Nadeszła pora mojego rozstania z baziakowcami, aż do chwili gdy wezwą mnie przez telefon. Hasło, bo o nim nie zapomniano, godne było tej wspaniałej akcji: “Rubin na szafirze”. Co prawda kusiło mnie zapytać, czemu jeszcze nie dodano podnóżka z pereł, ale zmilczałem. Wyciągnąłem natomiast rękę leniwym gestem. - No, Jedynka, forsa, forsa... - Ależ... - zajakał się Baziak - przecież hotel, a ty mówiłeś, że żadnej zaliczki... - Posłuchaj, Baziak - odezwałem się pełnym wstrętu głosem - ja nie mówię o pieniądzach. Mówię o głupich trzech, czterech bańkach, które pomogą mi przeżyć dwa dni w tym pięknym mieście. - Ależ... - stęknął Baziak. - Zmilcz, człowieku - starannie wytarłem nos w chustkę - podjąłem się pracy bez zaliczki, bo czasem kolega jest w potrzebie, co może spotkać i mnie. Ale wybacz, dla żebraja pracować nie będę. - Ależ... - stęknął po raz drugi Baziak. - Ty... słuchaj, co do ciebie mądrzejszy mówi - syknęli, ku memu zdumieniu, baziakowcy. Nie zdążyłem nawet zauważyć kiedy, a już w lewej ręce trzymałem cztery stuzłotowe banknoty. Jeszcze kilka uścisków dłoni, zapewnień o czuwaniu przy telefonie i... byłem wolny! To znaczy wolny do czasu, gdy mnie wezwie przez telefon Baziak albo tajemniczy pan Zero, w którym domyślałem się... Tak, ale mogłem się tylko domyślać. Wróciłem do hotelu “Pod Zamkiem”, gdzie przez długie chwile cieszyłem się kąpielą. A potem udałem się przez ulicę do Yu-Grill-Boro - restauracji, która pod dachem, a o tej porze roku najczęściej pod gołym niebem, podejmuje gości pysznościami jugosłowiańskiej kuchni. Ja zamówiłem korzystając ze “stypendium” Baziaka jako główne danie obiadowe gurmańską pljeskavicę i wierzcie mi, że po dodaniu do tego na deser parzonej po turecku kawy ze śmietanką, wyszedłem z restauracji czując się jak młody bóg! ROZDZIAŁ TRZYNASTY WYPAD NAD JEZIORO KRZYWE • MAKSI JEGO “DZIEWIĄTA FALA” • WYWROTKA KINGI • RATUJĘ NARZECZONĄ PRZECIWNIKA • NAGŁE ZEBRANIE BAZIAKOWCÓW W ZALEWIE • KRYSTYNA OKAZUJE SIĘ SZÓSTKĄ • GANG WYRUSZA NA ROBOTĘ • KOWALIK I CHŁOPCY UWALNIAJĄ MNIE Rankiem po orzeźwiającej kąpieli dziękowałem opatrzności za tak piękny lipcowy dzień, który zapowiadał się upalnie i bezwietrznie