Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Poruszenie, przerażony głos chłopca i drugi, błagalny, starszego mężczyzny. Kapłan oskarżał o coś, nie zrozumiała słów, docierał do niej tylko ton. Potem znowu głos przestraszonego chłopca wznoszący się do wrzasku cierpienia. Usłyszała odgłosy razów bata i kolejne wrzaski oraz łkanie mężczyzny. Potem znowu kapłan – zimny, arogancki, kategoryczny – i ponownie mężczyzna, tym razem pokornie. Kapłan wrócił do niej i złapał ją za uszy, unosząc głowę tak, aby mogła widzieć zwisającego za ręce chłopczyka pokrytego krwawiącymi pręgami. – Widzisz? Skoro tak traktujemy dzieci, pomyśl, o ile gorzej będzie z tobą? – Łaska Girda dla tego chłopca – odparła cicho Paks. – Obrońca bezbronnych ześle na niego spokój. Raptem kapłan puścił jej głowę. Potem nastąpiły tortury: uważnie wymierzane ciosy trzcinką, szturchanie i razy oćwiekowanymi prętami i rzemieniami z ciężarkami. Następnie odwiązano ją i rzucono na podłogę, gdzie ją kopano, trącano i bito, nie na tyle, żeby połamać kości, choć i tak była oszołomiona i chora. Tłum chłonął widowisko, wybuchając śmiechem za każdym razem, gdy wyrwał się jej krzyk. Paks skupiła się na Girdzie i Panu, magicznym płomieniu roznieconym dla niej przez Kuakgana i dotyku chrap gniadego na plecach. Potem szarpnięto ją w kierunku platformy, nad którą wisiał chłopiec, poruszający się już i jęczący. Krew spryskała podłogę. Strażnicy odwiązali go i cisnęli na bok. Paks skrzywiła się, słysząc głuchy łomot, z jakim ciało dziecka upadło na podłogę, i zmówiła za nie modlitwę. Kapłan uderzył ją w twarz. – Módl się za siebie, głupia! Albo jeszcze lepiej, błagaj o łaskę naszego Władcę, gdyż tylko on może ci pomóc. – Pan jest ponad wszystkimi bogami – oświadczyła Paks, zaskakując samą siebie. Kapłan dał znak strażnikom i szarpnięcie za związane nadgarstki zbiło ją z nóg, niemal wyrywając ramiona ze stawów. Żołnierze rozwiązali jej kostki i rozpostarli nogi, przywiązując je do boków ramy, po czym przerzucili sznur przez poprzeczkę i naciągali ją, aż zawisła na rękach. – Ty – przemówił niższy kapłan – nie jesteś bogiem, toteż nasz Pan jest ponad tobą... a może z tym także zamierzasz dyskutować? Piekący pot zalewał jej oczy. – Jestem paladynką Girda – zdołała wyszeptać Paks – i twój pan niewolników nie ma władzy nade mną. – Gird nie pomaga ci teraz, paladynko – prychnął kapłan. – A jeśli połamiemy ci ramiona, nigdy więcej nie ujmiesz miecza. – A nie wyczerpuje to naszych umiejętności – dodał drugi. – Z tak związaną ofiarą możemy zrobić wszystko, a ty nie jesteś w stanie temu zapobiec. Paks nie odpowiedziała, z trudem oddychała. Ból przeszywał jej ramiona i plecy, ledwo czuła szramy i oparzenia, które tak ją przedtem paliły. Jak długo to trwało? I ile jeszcze ją czeka? – Pokażę ci – odezwał się kapłan. Zaczął dotykać ją dłonią w nabijanej ćwiekami rękawicy, z początku delikatnie, jakby ją pieścił. Tłum zaśmiewał się na widok jego przesadzonych ruchów. Potem jego palce naciskały ciało w poszukiwaniu punktów, z których promieniowały fale cierpienia. Nie była w stanie tego znieść – chciała się wyrwać, lecz nie mogła, zwisając na naprężonych ramionach. Dyszała ciężko, z trudem łapiąc powietrze, rozszarpywana falami bólu i gnębiona wspomnieniami nocnej napaści w gospodzie. Odstąpił od niej i zaczekał, aż wyrówna się jej oddech. Potem zrobił to ponownie. I jeszcze raz. Wtedy zemdlała. Kiedy doszła do siebie, miała ręce przywiązane do narożników ramy, a niższy kapłan pouczał tłum. – ... jak widzicie, nie musimy okaleczać ani zabijać... przynajmniej z początku. To sztuka wiedzieć, które miejsce nacisnąć i jak mocno Wiedzieć, na przykład, które dziecko jest ulubieńcem ojca. – Zaniepokojona tłuszcza zamilkła. – Część z was już by zabiła tę paladynkę Girda, psując Władcy wielogodzinną radość. Patrzcie i uczcie się, cieszcie się wraz z nami władzą Pana Tortur nad całą ludzkością. Nawet starodawny święty bohater nie uratuje tej paladynki przed cierpieniem. Możemy zrobić wszystko – absolutnie wszystko – i, jak widzicie, nie dzieje się nam nic złego. Nasz Władca ma moc, jedyną prawdziwą moc. Nasz Pan dzieli się tą władzą z posłusznymi mu niewolnikami. Wy także możecie mieć władzę, nawet nad paladynem. Patrzcie – uczcie się – róbcie to, co wam mówimy, a doprowadzicie paladyna do krzyku. A skoro ulega nam paladyn, to ile możemy zdziałać ze zwyczajnym człowiekiem? Omiótł złowieszczym, drapieżnym spojrzeniem przednie szeregi tłumu, Paks zauważyła, jak wyznawcy cofają się i kulą. Śledziły go czujne oczy. – Jakiej władzy pragniecie? Pieniędzy? Mamy złoto