Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Czy Wolff wciąż ma zamiar pójść do restauracji "Oaza"? Może tak. Gdybym tylko mógł być tego pewny, myślał, pozostawiłbym całą sprawę Jakesowi. - Wyglądasz na zdenerwowaną, Elene - powiedział Wolff. - Czy przychodząc tutaj pokrzyżowałem twoje plany? Jeżeli masz jeszcze coś do zrobienia przed wyjściem, chcesz dokończyć makijaż czy coś w tym rodzaju... choć uważam, że już teraz niczego ci nie brakuje do doskonałości... nie krępuj się i zostaw mnie tu z butelką dżinu. - Nie, nie... Po prostu umówiliśmy się, że się spotkamy w restauracji... - A ja zjawiam się tutaj, znowu zmieniając wszystko w ostatniej chwili. Prawdę mówiąc, restauracje mnie nudzą, poza tym to takie jakby to powiedzieć, konwencjonalne miejsce, żeby się spotkać; więc najpierw chciałem, żebyśmy zjedli kolację w towarzystwie, a potem, kiedy przyszła pora, straciłem na to ochotę i pomyślałem, żebyśmy spędzili czas inaczej. A zatem nie wybierają się do "Oazy", pomyślał Vandam. Cholera. - Co chcesz robić? - zapytała Elene. - Czy może to być dla ciebie kolejną niespodzianką? Każ mu powiedzieć, pomyślał Vandam. - Dobrze - powiedziała Elene. Vandam jęknął w duchu. Gdyby Wolff wyjawił, dokąd się wybierają, Vandam mógłby zawiadomić Jakesa i spowodować, żeby zastawiono pułapkę w nowym miejscu. Elene nie rozumowała w sposób właściwy. To zrozumiałe - była przestraszona. - Czy możemy już iść? - spytał Wolff. - Dobrze. Sofa zatrzeszczała, kiedy Wolff wstawał. Teraz powinienem na niego skoczyć, pomyślał Vandam. Zbyt ryzykowne. Słyszał, jak wyszli z pokoju. Przez chwilę pozostał tam, gdzie był. Doleciał go z korytarza głos Wolffa, mówiącego: - Proszę - kiedy przepuszczał Elene w drzwiach. Potem drzwi się zatrzasnęły. Vandam wstał. Powinien iść za nimi i wykorzystać pierwszą nadarzającą się sposobność, żeby zadzwonić do Kwatery Głównej i skontaktować się z Jakesem. Elene nie miała w domu telefonu, w Kairze rzadko kto dysponował aparatem. Zresztą nawet gdyby miała, teraz nie było na to czasu. Podszedł do drzwi frontowych i nasłuchiwał. Nie było nic słychać. Uchylił je lekko: Wolff i Elene odeszli. Wyszedł, zamknął drzwi i pobiegł korytarzem i schodami na dół. Kiedy wychodził z budynku, zobaczył ich po drugiej stronie ulicy. Wolff otworzył drzwi samochodu, Elene wsiadła. To nie była taksówka: Wolff musiał wynająć, pożyczyć albo ukraść samochód na ten wieczór. Wolff zamknął drzwi za Elene i obszedł samochód dookoła. Elene wyjrzała przez szybę i spostrzegła Vandama. Patrzyła nań z natężeniem. Odwrócił od niej wzrok. Nie dawał jej żadnego znaku w obawie, że Wolff mógłby to zauważyć. Vandam podszedł do motocykla, wskoczył na siodełko i zapuścił motor. Samochód Wolffa ruszył ostro, Vandam jechał w ślad za nim. Na ulicach wciąż panował tłok. Vandam mógł trzymać się pięć albo sześć samochodów za Wolffem bez obawy, że go zgubi. Zapadał zmierzch, ale tylko nieliczne samochody miały zapalone reflektory. Vandam zastanawiał się, dokąd zmierza Wolff. Z pewnością gdzieś się zatrzymają, o ile facet nie zamierza jeździć w kółko całą noc. Żeby tylko zatrzymali się w miejscu, gdzie jest telefon... Wyjeżdżali z miasta, w kierunku na Gizę. Zapadła ciemność i Wolff zapalił światła samochodu. Vandam jechał z wyłączonym reflektorem, żeby Wolff nie dostrzegł, że jest śledzony. To była koszmarna jazda