Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Patrząc pod nogi, zobaczył, że miała takie same czarne buty SWAT jak on. Lexanowe podeszwy. - Hej - powiedział - świetne buty. Spojrzała na niego jak na wariata i zobaczył łzy płynące jej po twarzy. Svobodov mocno wbił mu lufę H&w policzek, tuż pod prawym uchem i powiedział: - Nie gadaj z nią, pierdolcu. Rydel kątem oka spojrzał na niego, wzdłuż lufy. Zaczekał chwilę, aż mógł bezpiecznie powiedzieć "dobrze". Potem już nie próbował nic do niej mówić, nawet na nią nie patrzył. Od czasu do czasu ukradkiem spoglądał na Svobodova. Kiedy zdejmą mu kajdanki, da po ryju temu skurwysynowi. Jednak kiedy Rosjanin odsunął lufę pistoletu, Rydell zauważył kogoś za jego plecami. Nie od razu, ale przypomniał go sobie później: wielkiego niedźwiedziowatego długowłosego, mrugającego oczami spoza niewielkich drzwi, które wydawały się mieć ledwie stopę szerokości. ÄÄÄÄÄÄÄ W przeciwieństwie do wielu ludzi, Rydell nie miał żadnych uprzedzeń wobec czarnych, emigrantów czy innych mniejszości. Prawdę mówiąc, między innymi dlatego przyjęto go do akademii, mimo nie najlepszych wyników w szkole średniej. Poddali go wszelkim możliwym testom i uznali, że nie jest rasistą. I nie był, chociaż nie dlatego, że nad tym rozmyślał. Po prostu nie rozumiał takiego nastawienia. Przecież w ten sposób człowiek ściągał na siebie masę problemów, więc dlaczego miałby to robić? Nikt nie wróci tam, gdzie mieszkał przedtem, a gdyby tak się stało, to podejrzewał, że nie byłoby mongolskich szaszłyków i wszyscy słuchaliby Pentecostal Metal, a w końcu prezydent była czarnoskóra. Jednak musiał przyznać, idąc z Chevette Washington między blokami zapór przeciwczołgowych, machając rękami w idiotycznym rytmie wymuszonym przez kajdanki, że w tym momencie zaczyna mieć dość paru konkretnych czarnych i emigrantów. Melancholia telewizyjnego księdza Warbaby'ego zaczęła go denerwować; Freddie był, używając słów ojca Rydella, trzęsidupskim popaprańcem; a Svobodov i Orlovsky to faceci, których jego wuj, ten wojskowy, nazywał zakutymi łbami. A z daleka już zobaczył Freddiego, opartego tyłkiem o przedni zderzak patriota, kiwającego głową w rytm czegoś w słuchawkach, a teksty najróżniejszych wiadomości płynęły po krawędziach jego butów ożywiane czerwonymi światełkami LED. Na pewno przeczekał deszcz w samochodzie, ponieważ jego koszula z nadrukiem w pistolety i luźne szorty nie były nawet wilgotne. Obok stał Warbaby w tym długim pikowanym płaszczu, w kapeluszu nasuniętym aż po okulary wirtualnego światła. Wyglądał jak lodówka, gdyby ta mogła podpierać się kulą. Ten szary, nie oznakowany czołg Rosjan, stojący tuż obok patriota, na pancernych oponach, był częściowo okratowany, co z daleka oznajmiało wszystkim zainteresowanym, że to samochód gliniarzy. I faktycznie niektórzy zwracali uwagę, zauważył Rydell, bo tłum mieszkańców mostu obserwował ich z różnych miejsc na betonowych półkach i koślawych straganach. Małe dzieci, parę Meksykanek w siatkach na głowach, jakby pracowały przy przetwarzaniu żywności, kilku groźnie wyglądających młodzieńców w zabłoconych kombinezonach, opierających się na łopatach i miotłach. Spoglądali z obojętnymi minami, jakie zwykle mają ludzie z ciekawością obserwujący gliniarzy przy pracy. Gapił się też ktoś z samochodu Rosjan, siedzący z wysoko podciągniętymi kolanami na przednim fotelu. Rosjanie przysunęli się bliżej Rydella i dziewczyny, prowadząc ich między sobą. Rydell czuł, że zdają sobie sprawę z obecności tłumu. Nie powinni byli zostawiać samochodu na widoku. Idący blisko Svobodov lekko poskrzypywał - to ten pancerz, który Rydell zauważył już wcześniej, w tej nędznej knajpie. Svobodov palił jednego ze swoich mariboro, wydmuchując obłoki sinego dymu. Schował pistolet pod kamizelkę. Zmierzali prosto w kierunku Warbaby'ego; Freddie promieniał szerokim uśmiechem, na widok którego Rydell miał ochotę go kopnąć, ale Warbaby był smutny jak zawsze. - Zdejmijcie mi tę pieprzoną obrączkę - powiedział Rydell do Warbaby'ego, podnosząc dłoń razem z ręką Chevette Washington. Ludzie zobaczyli kajdanki; rozległ się szmer, głosy. Warbaby spojrzał na Svobodova. - Masz je? - Tu. - Rosjanin dotknął klapy prochowca. Warbaby skinął głową, spojrzał na Chevette Washington, a potem na Rydella. - To dobrze. - A do Orlovsky'ego: - Zdejmij kajdanki. Orlovsky chwycił przegub Rydella i wsunął magneciak w szczelinę. - Wsiadaj do samochodu - powiedział Warbaby do Rydella. - Nie przeczytali jej praw - mruknął Rydell. - Wsiadaj do wozu. Ty prowadzisz, pamiętasz? - Czy ona jest aresztowana, panie Warbaby? Freddie zachichotał. Chevette Washington podsunęła przegub Orlovsky'emu, ale ten schował magneciak. - Rydell - rzekł Warbaby - wsiądź teraz do samochodu. My już zrobiliśmy swoje. Drzwi szarego wozu otworzyły się po stronie pasażera. Wysiadł z niego jakiś człowiek. Czarne kowbojskie buty i długi czarny płaszcz przeciwdeszczowy. Jasne włosy, średniej długości oraz głębokie bruzdy uśmiechu po obu stronach nosa, jakby ktoś je tam wyciął i blade oczy