Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Zrobiłabyś to? - Jasne, skoro trafia się taka gratka. Dlaczego nie? Oczywiście, nie ujawniłabym twojego nazwiska. Albo mogłabym napisać inną książkę, w innym miejscu i czasie, o człowieku na tyle odważnym, że postanowił postąpić zgodnie ze swymi przekonaniami i opowiedzieć się po stronie, którą uważał za słuszną. Pozwoliłoby mu to zapobiec czemuś okropnemu. Tongogara wziął ją za rękę. Broniła się, ale ponownie przyciągnął ją do siebie. Odezwał się znowu, czerpiąc od niej energię. - Jak na kobietę jesteś bardzo silna. Trudno mi zignorować słuszność tego, co mówisz. Jeśli zdobędę się na to, oboje ruszymy ku granicy - nie będę tu już mógł żyć po czymś takim. Potem rozdzielimy się. Wysadzając zapasy paliwa wiele ryzykuję, coś złego może mnie później spotkać. Będziesz musiała radzić sobie sama. Nie wiem, czy wyjdziesz z tego żywa. Jego głos, jeszcze przed chwilą donośny i pełen gniewu, stał się łagodny i pełen troski. Postanowiła pozostać nieczuła na ten nowy wybieg. - O mnie się nie martw. Mój los nie jest ważny, ale to, co ty musisz zrobić, ma wielkie znaczenie. Jeżeli uważasz, że to przysłuży się twojemu narodowi. Udało mi się przeżyć do tej pory i jestem pewna, że sobie jakoś poradzę. Uśmiechnął się. Zupełnie jakby chciał usłyszeć od niej takie zapewnienie. - A więc postanowione. Muszę szybko zabrać się do roboty. - Nikogo nie weźmiesz do pomocy? Nawet Mnangagwy? - On będzie moimi oczami i uszami tu, w obozie. Wytłumaczy moją nieobecność, powie, że Worotnikow wysłał po mnie pluton egzekucyjny. Ale tę operację wykonam sam. Jeśli się nie powiedzie, tylko ja będę winien - nie mogę w to wplątywać kogoś innego. - Kiedy to zrobisz? Nie masz zbyt wiele czasu. - Jak najszybciej. W tę niedzielę. Nie można dłużej tego odwlekać. Tuż przed inwazją Rosjanie wzmocnią środki bezpieczeństwa. Spojrzała na niego w ciemnościach wiedząc, że zrobi to, chociaż drogo będzie go to kosztować. Ona przestanie się wtrącać w te sprawy. Może będzie mogła mu jakoś pomóc. Południowe słońce lało się na nich z nieba, na czarnego żołnierza i białą dziennikarkę. U ich stóp znajdował się ziemny schron. - W całym kraju są tysiące takich schowków, ale niewiele osób wie o ich istnieniu. To nam gwarantuje bezpieczeństwo - na własnej skórze boleśnie przekonaliśmy się o zagrożeniach płynących z przechowywania wszystkiego w jednym miejscu - Rodezyjczycy zbombardowali nasze wielkie magazyny równie łatwo, jak człowiek rozgniata moskita napęczniałego od krwi. Ten schowek zawiera broń i amunicję dla pięćdziesięciu ludzi, plus zapasy puszkowanej żywności. Mógłbym wprawdzie zdobyć broń przez swoich ludzi, ale obawiam się, że wzbudziłoby to podejrzenia. W ten sposób wiemy o tym tylko ty i ja. Tongogara mówił cicho. Wpatrywał się w przykucniętą Sam, której piersi były doskonale widoczne przez koszulkę. Nie, powiedział do siebie, ona nie jest dla mnie. Z każdym dniem czuł się jej coraz bliższy, a siła tej namiętności przerażała go. Przypominało mu to uczucie, jakie żywił do swojej żony. Chciał utrzymać tempo, które narzucił po opuszczeniu wioski, ale ona była już śmiertelnie zmęczona. Spojrzała na niego odgadując, o czym myśli. - Jesteś w stanie maszerować tak szybko przez cały dzień? Zdjął jej plecak i zmusił, by usiadła, a następnie załadował broń do swego plecaka. Odezwał się do niej. - Liczne doświadczenia nauczyły mnie wartości szybkiego przemieszczania się. Dobrze sobie radziłaś, chociaż nie sądzę, byś jeszcze długo wytrzymała. - Drań. Uśmiechnął się. Podobał mu się jej hart ducha. - Aha. Widzę, że wy, Amerykanie, również obawiacie się prawdy. Starannie zamaskował kryjówkę liśćmi i piaskiem. Następnie założył ciężki plecak i pomógł Sam podnieść się. Spojrzała mu prosto w oczy. - Nie martw się, dam sobie radę. Powoli wracali tą samą drogą, którą tu przyszli. Tongogara był bardziej ostrożny, ponieważ znajdowali się blisko lotniska i w okolicy mogli kręcić się rosyjscy żołnierze. Trzymali się cienia i szybko przemierzali połacie otwartej przestrzeni. Kosztowało ich to sporo wysiłku oraz nerwów, toteż często odpoczywali w krzakach, ciężko dysząc i łapiąc oddech. W Samancie obudziła się ciekawość reporterki. - Czy to tak zawsze wygląda? - Zwykle jest gorzej, ponieważ gdy znajduję się na terytorium Rodezji, nigdy nie pozwalam sobie na relaks. Ktoś, kto poczuje się swobodnie, jest już martwy. A teraz skradam się niczym zadżumiony we własnym kraju. - Kiedy masz zamiar zacząć? - Jutro po południu. - Tak szybko? Twarz mu spochmurniała. - Im dłużej będę zwlekał, tym bardziej będzie to niebezpieczne. Odwlekając działanie coraz więcej o nim myślę i coraz bardziej się boję. Zbyt długie oczekiwanie oznacza śmierć