Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jeżeli ktoś uratował się z ich statku... Może dostali się na pokład „Szybkiego”, pomyślał, odruchowo łapiąc Florian za ramię, kiedy dziewczyna potknęła się w ciemnościach. Wymamrotała coś nieśmiało w odpowiedzi i pochyliła głowę. Tremaine obejrzała się na nią, uderzyła stopą o kamień, a Ilias zdążył ją chwycić w ostatniej chwili. Będzie musiał zaprowadzić je do Martwego Drzewa. Jeśli nie zastanie tam Gilieada, to może chociaż „Szybki” będzie wciąż czekał, i wtedy przekaże je pod opiekę Haliana. I wróci po Gilieada. On tam już jest, powiedział sobie stanowczo. A jeśli nie, to go znajdę. Pierwsza trudność pojawiła się prawie natychmiast. Dotarli do prowadzącej na powierzchnię studni, słabo oświetlonej dobiegającym z góry blaskiem księżyca. Była kwadratowa w przekroju, tak samo jak tunele służące do wentylacji, i kierowała się do góry pod ostrym kątem. Szpary i szczeliny w skale porastały małe, paskudne roślinki i pnącza. Dochodziło tędy świeże powietrze, przynoszące woń morza. Ilias odetchnął głęboko; przebywał na dole tak długo, że prawie zdążył zapomnieć ten zapach. Kobiety pokazywały sobie z widoczną ulgą szyb i wymieniały jakieś komentarze. Jednak kiedy spróbował namówić je, by zaczęły się wspinać, usiadły na ziemi i zaczęły coś rysować. Ilias zacisnął zęby, wbił między skały pochodnię i przykucnął, starając się zrozumieć, o co im chodzi. Po dłuższym, wypełnionym gestykulacją czasie pojął w końcu, że ich rysunek przedstawia bardzo kiepską mapę trasy prowadzącej do miejsca gdzie je znalazł i że chcą wracać do groty portowej, a przynajmniej do prowadzącego tam tunelu. – To nie jest dobre miejsce. – Narysował linię prowadzącą do szybu znajdującego się nad nimi i postukał w nią palcem. – Tu, tędy jest wyjście. Obie stanowczo pokręciły głowami. Tremaine wytarła jego linię i narysowała drugą, prowadzącą do półkola oznaczającego port. Wezwawszy na pomoc całą swoją cierpliwość, Ilias znowu pokręcił głową. – Nie, tego nie możemy zrobić. Tremaine tylko na niego popatrzyła, a Florian przygryzła wargę. Ilias zaczerpnął tchu i postukał w narysowane na ziemi kółko, oznaczające szyb prowadzący na powierzchnię. Chyba zdają sobie sprawę, co się stanie, jeśli czarownicy schwytają ich znowu? Chciał już odegrać pantomimę ilustrującą wydarzenia, które nastąpiłyby, gdyby znów osaczyły ich wyjce, gdy nagle Tremaine wyprostowała się, jakby coś jej nagle przyszło do głowy. Ilias czekał w napięciu; może wreszcie zrozumiała, o co mu chodzi. Poruszając się bardzo powoli, Tremaine wskazała na Florian, na siebie, potem na puste miejsce obok niej, a następnie wystawiła trzy palce. Florian energicznie pokiwała głową. Ilias gwałtownie nabrał tchu. Teraz już wiedział. – Jest was troje. – Odwrócił wzrok i potarł czoło. – O, nie. – A więc one też kogoś zgubiły w tych podziemiach. Uniósł głowę i przekonał się, że obserwują go z wyczekiwaniem. Wskazał na siebie, potem na puste miejsce obok i uniósł dwa palce. Tremaine zamrugała, a Florian kiwnęła ze zrozumieniem głową. Gdy kobiety omawiały tę nową wiadomość, Ilias zapatrzył się na prowizoryczną mapę. Musi im pomóc. Nawet gdyby nie uratowały mu życia, nie podzieliły się z nim żywnością i nie zajęły jego ranami, nawet gdyby okazywały mu otwartą wrogość, nie zostawiłby ich tutaj samych. Nie mógł. Westchnął, rozważając i odrzucając kolejne plany. Najlepiej byłoby zaprowadzić je na górę i niech tam czekają, a on wróciłby na dół, szukać Gila oraz ich towarzysza. Myślisz tak, jakby Gila wcale tu nie było. Jeszcze krok, a zaczniesz traktować go jak umarłego. Wystarczy, powiedział sobie ponuro. To nic nie pomoże. Giliead albo nie żyje, albo czeka w umówionym miejscu, albo też jest gdzieś tutaj i podąża śladem Iliasa, usiłując go znaleźć. A jeśli prawdziwa jest ta trzecia możliwość, to znajdą go prędzej, niż gdyby zaczęli wracać. Sam mogę poruszać się szybciej. Popatrzył w górę, zastanawiając się, czy te kobiety poczekają na niego, jeśli zostawi je tutaj, a sam uda się na poszukiwania? Przyjrzał się im badawczo, stwierdzając, że Tremaine siedzi i czeka cierpliwie aż on ulegnie, a Florian rzuca jej krótkie spojrzenia, spodziewając się od niej instrukcji. Nic z tego, pomyślał z rezygnacją. Nie może ryzykować. Zwłaszcza że nie potrafi im nic dokładnie wyjaśnić ani też wydobyć od nich obietnicy, że nie pójdą za nim ani nie wyruszą na poszukiwania bez niego. Zaczerpnął tchu. – No dobrze, zastanówmy się. – W zamyśleniu stukał się w podbródek, studiując narysowaną na ziemi mapkę