Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nie miał wątpliwości, że to prawda. Hejże, szczurze, fiku-fik, Obyś sczezł i obyś znikł. Sztywny, martwy, zimny, ślepy, Nie odzyskasz dawnej krzepy. Gdzież jest serca piku-pik ? Nie ma szczura, sczezł i znikł! Taki wierszyk wypowiedziany głośno w obecności szczura położyłby go trupem na miejscu. Kellog nie miał jednak po- wodów do obaw, jako że myszy nie wiedziały o tej szczurzej sła- bości, a gdyby nawet wiedziały, to i tak nie było na strychu ni- kogo dość zdolnego, by układać mordercze rymowanki. Nie miały wyczucia rymu ani rytmu. Nic nie wiedziały o miarach wierszowych i nie potrafiły recytować. Rzec by można, że są zupełnie głuche na poezję. Myszy biblioteczne były, oczywiście, o wiele zdolniejsze i dlatego Kellog trzymał się z dala od biblioteki. Przebywał kie- dyś w ich gronie znakomity rymotwórca, wierszopis Snurb, lecz pewnej pięknej nocy uległ pragnieniu, by stać się prawdziwym poetą. Opuścił zaciszne gniazdo i za głosem natchnienia powę- drował w siną dal. Kellog wtedy nie posiadał się z radości. Miał zamiar pewnej nocy przegonić Zjadaczy Ksiąg z Domu, bojąc się, że przypadkiem mogliby odkryć jego ta- jemną słabość. Na razie pocieszał się, że jeśli tylko dojdą go słuchy o jakiejś rymującej myszy, wytropi ją bez zwłoki i zabije. Widział już oczami wyobraźni ów akt odwagi, czasem jed- nak budził się z głębokiego snu przerażony i zlany potem, bo śniło mu się, że mysz mówi nieprzerwanie, składając zgrabne, śmiercionośne rymy, nawet gdy ma przetrącony kark. Golcy, do których Kellog odnosił się z dużo większym re- spektem niż myszy, nie zdawali sobie sprawy z jego obecności. Byłaby piekielna awantura, gdyby ktoś go zobaczył. Kellog wie- dział z doświadczenia, jak strasznie golce boją się szczurów. Gdyby odkryli, że tu jest, już by mu nie darowali. Golcy nie lu- bili myszy, natomiast szczury budziły w nich nienawiść i obrzy- dzenie. Myszy uważały golców za istoty głupie, ale Kellog miał na ich temat inne zdanie. Jeśli chodziło o tępienie i zabijanie szczurów, wykazywali niezwykłą pomysłowość i bezwzględność. Jakaś mysz biblioteczna wyraziłaby to może w formie kalambu- ru: że wobec szczurów z dusznego strychu golcy byli całkiem bezduszni. Kellog dobrze czuł się między belkami. W podświadomo- ści przechował wspomnienia i tęsknoty swych przodków, mgli- ste obrazy drewnianych kadłubów okrętowych. Zapach smoły i dziegciu, prochu i żelaza, lin konopnych i płóciennych żagli zakodowane miał w mózgu jako coś znajomego i bliskiego. Dzięki zbiorowej pamięci swego gatunku znał dźwięk drzewa ocierającego się o drzewo, słony od morskiej wody smak sera, mąki i jabłek w beczułkach. W swym szczurzym mózgu wyryty miał wzór rei na masztach i sieć lin biegnących od zaczepów do bomów, obraz żagli na wantach; znał także wszystkie ścież- ki i przejścia na statku, które w razie potrzeby służyły szczuro- wi do ucieczki. Sam Kellog nie był marynarzem, ale jego dzia- dek żeglował po morzach na statku golców. W odróżnieniu od swych pospolitych kuzynów, którzy chętnie żyją nawet w sa- dach, szczury okrętowe nie znoszą zimna; ostatecznie więc osiedliły się na strychu Domu, zakładając tu kolonię szczurów dachowych. Golcy natychmiast wypowiedzieli im wojnę, a członkowie rodziny Kelloga stali się ofiarami okrutnej rzezi. Większość szczurów zginęła w męczarniach; wierzgały wstrząsane drgawkami, a na koniec, sztywniejąc, zwijały się w kłębek. Zabijała je trucizna, śmiercionośny proszek rozsypy- wany w różnych miejscach Domu. Ci, którzy ocaleli, stopnio- wo uodpornili się na truciznę, a nawet jedli ją ze smakiem, nie doznając przy tym żadnego uszczerbku na zdrowiu. I tak po- zostały w Domu tylko trzy szczury, wśród nich Kellog. Jeden z trójki zmarł ze starości, drugi zginął z rąk kuchennego golca - gdy pewnego wiosennego poranka podkradał ciasto, został przerąbany na pół tasakiem. Kellog pozostał całkiem sam i polubił życie w odosobnie- niu. Szczury są istotami towarzyskimi i inny na jego miejscu zginąłby z samotności, Kellog jednak to był Kellog, a nie żaden inny szczur. Przeciągnął się i ziewnął, odsłaniając straszliwe zęby, po czym opadł z belki na podłogę i powędrował w stronę gniaz- da. Z niecierpliwością myślał o tym, jak wpełznie do swego przytulnego mieszkania, gdzie zwinięty w kłębek śnić będzie szczurze sny. Przepłynął zbiornik z wodą, kąpiąc jednocześnie siebie i swoje pchły, i koło gniazda wylazł na brzeg. Koło gniazda! Najpierw ze zdumieniem, a potem z coraz większym gnie- wem wpatrywał się w rumowisko. Największy smutek ogarnął go na sam koniec, gdy pojął, że znikła czerwona jedwabna wstążka. Wstążka, skarb i talizman, jedyny przedmiot zbytku, na jaki sobie pozwalał