Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Evan odstawi³ fili¿ankê. Wiele by da³, by unikn¹æ tej krêpuj¹cej, trzymaj¹cej w napiêciu rozmowy, ale znosi³ to dla Catriony, która w milczeniu siedzia³a obok niego na krytej w³osiank¹ kanapie. Nie móg³ przecie¿ opuœciæ jej w takiej sytuacji! Pani Rennie nachmurzy³a siê. - Przeczuwa³am to! Jesteœcie papistami! Czcicielami Maryi! - Co te¿ ciocia mówi?! - wybuchnê³a Catriona. - Jeœli hrabia Mackenzie jest katolikiem, nie bêdê móg³ udzieliæ wam dzisiaj œlubu, córko - wyjaœni³ proboszcz. - Trzeba najpierw uzyskaæ dyspensê. - Uczêszczamy na nabo¿eñstwa Koœcio³a Anglikañskiego - odpar³ niezbyt uprzejmie Evan. Mia³ ju¿ stanowczo doœæ tej rozmowy. - A przebywaj¹c w Szkocji, odwiedzaliœmy Szkocki Koœció³ Episkopalny lub Koœció³ Pañstwowy. Czy to spe³nia pañskie wymagania, pastorze? Bohatersko wytrzyma³ pogawêdkê ze swoimi nowymi powinowatymi. Jego podziw dla Catriony wzrós³ dziesiêciokrotnie. Coraz bardziej pragn¹³ j¹ poœlubiæ i zabraæ jak najdalej st¹d. - W porz¹dku - burkn¹³ wielebny Tomasz. - Koœció³ Anglikañski i nasz Wolny Koœció³ uznaj¹ nawzajem wa¿noœæ swoich ceremonii œlubnych. A wiêc pobierzecie siê dziœ wieczorem, jak ustaliliœmy. Catriona odetchnê³a g³êboko. - Tatusiu, nie chcê... - Musimy to za³atwiæ jak najprêdzej - wtr¹ci³a siê ciotka Judith. -Bardzo przepraszam, lady Jean, sir Harry... - zwróci³a siê do siostry i szwagra Evana. - Nie tak pragnêlibyœmy powitaæ was na plebanii. Có¿ za niezrêczna sytuacja! - Sk¹d¿e znowu, pani Rennie - odpar³a Jean. - Odczuwam ogromn¹ ulgê, ¿e mój brat, który gdzieœ siê nam wczoraj zapodzia³, jest ¿ywy, zdrowy i bezpieczny! I jestem niezmiernie wdziêczna Catrionie. Okaza³a niezwyk³¹ odwagê i wielkodusznoœæ. Ich niebezpieczna przygoda tak romantycznie siê zakoñczy³a! Nieprawda¿? - Jestem pewien, ¿e w tych okolicznoœciach ma³¿eñstwo jest najlepszym rozwi¹zaniem. I, jak mi siê zdaje, odpowiada wszystkim zainteresowanym - wtr¹ci³ z uœmiechem sir Harry. B³ogos³aw im, Panie Bo¿e!, myœla³ Evan. Ile¿ dobroci w tym zawadiace Harrym! A Jean dziêki swojej s³onecznej naturze potrafi oczarowaæ ka¿dego. Spostrzeg³ z radoœci¹, ¿e Catriona nieco siê rozchmurzy³a i odprê¿y³a. - Tatusiu, muszê mieæ trochê czasu na przygotowanie wesela - prosi³a. -Kilka tygodni... Zerknê³a na Evana. Od razu zrozumia³, o czym dziewczyna myœli. Jeœli nie bêdzie dziecka, mo¿e nie zawieraæ ma³¿eñstwa. Ale zawsze ju¿ pozostanie w nie³asce. - Wesele nie jest tak wa¿ne, jak ceremonia œlubna - stwierdzi³a Judith. - Nie mo¿esz spêdziæ nastêpnej nocy w stanie grzechu! O, tak!, myœla³ Evan. By³ niezmiernie rad, ¿e pomóg³ Catrionie MacConn uwolniæ siê od takiej opieki. - Ale¿ to by³ zwariowany dzieñ, Kildonan! - stwierdzi³ Arthur Fitzgibbon, podchodz¹c do Evana, który przechadza³ siê po parafialnych gruntach. - Racja, Fitz - potwierdzi³ ponurym g³osem Evan. - Niesamowity. Nie doda³ niczego wiêcej, gdy weszli na œcie¿kê biegn¹c¹ przez œrodek rozleg³ego, starannie przystrzy¿onego trawnika. Ci¹gn¹³ siê po stoku a¿ do niewielkiego jeziorka, widocznego z oddali. Skromne rabatki kwiatowe ros³y po obu stronach trawnika. Pokryta ¿wirem œcie¿ka i kilka kamiennych stopni dostosowa³y naturalny spadek zbocza do wymagañ u¿ytkowników. Teraz, póŸn¹ jesieni¹, na rabatkach pozosta³o niewiele kwiatów, ale chryzantemy, ostrokrzew i niskie iglaki ozdabia³y grz¹dki soczystymi barwami. Znajduj¹ca siê z ty³u plebania by³a stateczn¹ dwupiêtrow¹ budowl¹ z szarego kamienia. Przedzielone kolumienkami okna zas³oniêto ciê¿kimi draperiami. Po lewej stronie plebanii Evan dostrzeg³ koœció³, na samym koñcu parafialnych gruntów, w otoczeniu drzew. Œciany z polnego kamienia i strzelista wie¿a nadawa³y mu malowniczy wygl¹d. Dalej w g³adkiej powierzchni jeziorka odbija³o siê ciemniej¹ce wieczorne niebo. Zafascynowany widokiem gór po przeciwnej stronie jeziorka Evan skierowa³ siê w stronê brzegu. Arthur dotrzymywa³ mu kroku; kamyki zgrzyta³y pod solidnymi butami. - Mogê ci z³o¿yæ gratulacje? - spyta³ Fitzgibbon. Evan wychwyci³ niepewnoœæ w tonie g³osu przyjaciela. - Dziêkujê. Mam nadziejê, ¿e zostaniesz na weselu. - Oczywiœcie! Nie przepuœci³bym takiej okazji - odpar³ Arthur. - Panna MacConn jest czaruj¹ca, a jej rodzinie trudno mieæ za z³e, ¿e nalega na ma³¿eñstwo w takich... hmmm... okolicznoœciach. Ale powiem ci szczerze: moim zdaniem pope³niasz b³¹d