Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Czterech Stalinów, towarzyszu generale. Czy możecie sobie wyobrazić zamachowca, który na ten widok nie rzuci broni i nie wybuchnie płaczem? Stalin powinien się tak pokazać tylko raz. Błagam was, jak najbliższego przyjaciela, Jefimie Grigoriewiczu: Umożliwcie to! Byłoby to drugie zwycięstwo Stalina, ciche, okryte tajemnicą, ale jego rezultat miałby decydujący wpływ na historię. Miałby wymiary historyczne. Dlaczego nie dajecie się przekonać? - Boicie się tych niemieckich oficerów? - Boję się o Stalina. Ofiarą zamachu mógłby przypadkowo paść prawdziwy Stalin... Radowski zdawał się zastanawiać. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak w ogóle można by dokonać takiego zamachu. Wał ochronny wokół Stalina był nie do pokonania. Ale zdaniem Smolki, specjalisty od kontrwywiadu, nie było rzeczy niemożliwych. - Porozmawiam o tym z Żukowem - powiedział wreszcie Radowski. I z Chruszczowem. Przestańcie marzyć o waszym pomyśle, Igorze Władimirowiczu. Szkoda energii. Smolka odłożył słuchawkę, usiadł w fotelu i nastawił radio. Przemarsz niemieckich jeńców stanowił nadal główny, dominujący temat. Przeprowadzano wywiady z niemieckimi generałami. Szeregowi żołnierze opowiadali o swoich cierpieniach. Pewien kapitan powiedział: - Przeklęta wojna. Trzeba było dotrzeć aż do Moskwy, żeby przekonać się, jak wszystkich nas okłamywano! Nie chciałem w to wierzyć, podobnie jak miliony Niemców zawierzyłem Führerowi. Teraz tkwimy w gównie. Czy mam jakieś życzenia? Modlę się do Boga, żebym mógł zobaczyć swoją żonę i swoich rodziców w Wuppertalu. - I potem cichutko, z tłumionym łkaniem: - Mam nadzieję, że kiedy wrócę do domu, Wuppertal będzie jeszcze istniał. Pułkownik Smolka rozsiadł się wygodnie w fotelu i przyglądał się dymowi unoszącemu się z tureckiego papierosa. Wielki dzień...Warto napić się z tej okazji czerwonego, krymskiego wina...i zrobił to. Z czterdziestu niemieckich dywizji na środkowym odcinku frontu wschodniego dwadzieścia osiem zostało okrążonych i dostało się w ręce Sowietów. Również Duskow słuchał wiadomości przez radio. Anna Iwanowna odebrała w stołówce Szpitala Botkina swój dodatkowy przydział dla chirurgów: kilo mąki, trzy jajka, osełkę masła zmieszanego z margaryną i puszkę gulaszu. Teraz przygotowywała z tego królewski posiłek: bliny nadziewane gulaszem i zapiekane w piecyku. Kiedy wrócę do domu... Duskow wstał, wszedł do kuchni i porwał Annę Iwanownę w ramiona. - Co się stało? - krzyknęła przerażona. - Leonidzie, zgnieciesz mnie! Wszystko co trzymała w rękach, a były to przykrywka i nóż, rzuciła na podłogę i wiła się w ramionach Duskowa. - Kochanie, co się z tobą dzieje? Ojej, moje serce...Udusisz mnie, i to ma być miłość...Ty mój skarbie jedyny... Duskow westchnął. Zabrzmiało to tak, jakby wydychał z siebie całe płuca. Przycisnął twarz do włosów Anny zadowolony, że nie widziała jego wykrzywionych płaczem ust. Wuppertal jeszcze będzie istniał, kolego... I wtedy wróciło dręczące go przeświadczenie: Neu-Nomme już nie ma... - Bliny się przypalą - powiedziała Anna Iwanowna. Duskow kiwnął głową, puścił ją, lekko zataczając się wszedł do sypialni, rzucił się na łóżko i zakrył twarz dłońmi. Wieczorem 26 lipca 1944 r. Jelena Łukanowna wróciła do domu rozpromieniona, z policzkami zarumienionymi z przejęcia. Puszkin i Sepkin siedzieli nad szachownicą, zawzięci, jak gdyby dowodzili całymi armiami, wydawali z siebie nieartykułowane dźwięki, kiedy Jelena zawołała: - Kochani, wielka nowina z Kremla! - Będzie mniej chleba - burknął Puszkin. - Wiadomo. Jedzenie stoi na kuchni, Jelenuszka. Nie przeszkadzaj Piotrowi; jeszcze dwa ruchy i dostanie mata, albo możecie mnie zamarynować! - Stalin pokaże się Moskwiczanom! Dziewczyna aż drgnęła, kiedy Sepkin przewrócił nagle stojące najbliżej siebie stojące figury i wlepił oczy w Puszkina, jak gdyby to on je zdmuchnął. Zacisnął dłonie a nawet wstrzymał oddech. - Ha, ha - ryknął Łuka Antipowicz, niczyn zwycięska fanfara - Tak też można! Udaje niezręcznego, chytry chłopak! Przyznaj: zostałeś pokonany! - Kto to powiedział? - spytał Sepkin powoli. - Ja! - triumfował Puszkin. - Ja wygrałem tę partię! - A co ze Stalinem? - Pojedzie na stadion. Będzie przemawiał do pułków gwardyjskich, które w przyszłym tygodniu wyruszają na front! Jelena Łukanowna krążyła dookoła jak ptaszek, a jej wielkie okrągłe oczy błyszczały jak dwa oświetlone promieniami słonecznymi jeziorka. Na ten widok aż serce rosło. - Jeszcze partyjkę, Piotrze Mironowiczu? - zapytał Puszkin, któremu nareszcie udało się podczas gry w szachy wyprowadzić Sepkina z równowagi. Jakie przy tym znaczenie ma wiadomość, że Stalin dokądś tam jedzie? - Kiedy? - Sepkin odchylił się do tyłu. Teraz, po pierwszym szoku, krew uderzyła mu do głowy. Złość z powodu nie kontrolowanej reakcji. Był to sygnał ostrzegawczy, ukazujący jak ukradkiem, w sposób niedostrzegalny zaszły już w jego życiu zmiany. Kiedy wieczorami wracał od swego pieca nr.I i amputowanych kończyn, z chwilą gdy wchodził na schody zaczynał czuć się jak u siebie w domu. Spieszył się do powitalnych pocałunków Jeleny, a kiedy Puszkin musiał zostać dłużej w pracy, albo wyznaczono mu nocną zmianę, całe jego ciało płonęło pragnieniem posiadania Jeleny; rzucali się sobie w ramiona, zamykali drzwi na klucz i wykorzystywali te rzadkie chwile kiedy byli sami we dwoje, by zażywać rozkoszy. W Sepkinie niepostrzeżenie zachodziły zmiany