Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Moją obsesją było nie dać się całkowicie od niego odizolować. Mogłam znieść świadomość, że nigdy już nie zobaczę się z nim sam na sam, ale musiałam mieć pewność, że bę- dę mogła w ogóle go zobaczyć. (Ewa Rubinstein twierdzi, że matka nie "zdo- minowała sytuacji", ale po prostu prowadziła dom, ponieważ jej mąż nigdy nie życzył sobie, aby zawracano mu głowę tymi sprawami.) "W tym czasie - mówi Annabella - pomagałam Janinie Fiałkowskiej i Francois Duchable'owi w ich ka- rierze i w związku z tym kontaktowałam się z Arturem. Nina dawała recitale w Marbelli podczas pobytu tam Neli i Artura, w kwietniu 1976 roku, i Artur bła- gał mnie, żebym przyjechała. Zatrzymałam się w hotelu, ale widywałam go czę- sto. I Nela powolutku miękła w stosunku do mnie" (Nela powiedziała, że nie musiała mięknąć w stosunku do Annabelli, ponieważ szczerze ją podziwiała. "Annabella była świetnie zorganizowana i efektywna", wspomniała, że chodzi- ły we dwie na zakupy.) "Bardzo się starałam - pisze Annabella. Po wszystkim, co Artur powiedział mi o Neli, czułam, że znam ją bardzo dobrze-lepiej niż ona mnie - więc bardzo łatwo mogłam sobie z nią poradzić". Tony Madigan, wnuk Estrelli Boissevain, starej przyjaciółki Rubinsteinów, zaczął pracować z Arturem nad autobiografią. Pod koniec pobytu Annabelli w Marbelli Rubinsteinowie poprosili ją, aby wróciła w sierpniu i przepisała na maszynie rezultaty wywiadów Tony'ego. Zdołała także spędzić z nimi kilka dni w lipcu w Paryżu, a potem posłała Neli list z podziękowaniem za znako- mitą kolację - szczególnie barszcz - i informacją o tym, co w tym czasie robiła. "Proszę powiedzieć Mistrzowi, że bardzo mi się podobały pierwsze strony je- go książki i że oczekuję z niecierpliwością następnych - pisała. - Z pewnością razem z Tonym wykonują fantastyczną pracę. Cudownie było zobaczyć Mi- strza we wspaniałej formie, który znosił upały lepiej niż inni, niż my wszyscy usychający wokół niego! [...] Mam nadzieję, że teraz Pani i Mistrz macie wresz- cie trochę spokoju w Marbelli, a ja tęsknię, by się do was przyłączyć! Może uda mi się przyjechać około 5.00 po południu 7 sierpnia. Gdyby chciała Pani skontaktować się ze mną lub potrzebowała czegoś z Londynu, będę tam do 5 wieczorem [...]". Annabella rzeczywiście przyjechała do Marbelli. "Przepisy- wałam na maszynie i dbałam o to, żeby wszystko było jak należy, tak bym za- wsze mogła wrócić i zobaczyć Artura'. Obserwując go w domu ze zdziwie- niem zauważyła, jaką był "uczuciową osobą'. Pracował z Janiną nad jakimś utworem Beethovena i pożyczył jej książkę o stosunkach Beethovena z jego sio- strzeńcem Carlem. Pewnego ranka raz jeszcze przeczytał utrapiony testament heiligenstadzki Beethovena i wprawiło go to w "okropny stan", wspomina An- nabella. "Popłynęły potoki łez. Bardzo łatwo i bardzo głęboko się wzruszał". Jesienią Ricardo de Quesada pozwolił Annabelli pojechać do Paryża, by mogła zamieszkać u Rubinsteinów i kontynuować pracę. Był tam również To- ny. Gdy wychodził wieczorem, Annabella zostawała z Rubinsteinem, czytała mu to, co wcześniej podyktował Tony'emu lub inne książki, ponieważ sam nie mógł już czytać. Tony wkrótce wycofał się z powodów osobistych; Annabella i Artur pracowali dalej sami i ich wzajemny stosunek, a także stosunek do Ne- li, zaczął się radykalnie zmieniać. W tym punkcie opowieści o Rubinsteinie zaczyna działać czynnik Piran- della lub efekt Rashomona: przekazywana przez różnych ludzi historia jest w rzeczywistości zbiorem wersji, które różnią się od siebie w wielu szczegó- łach. Każda jest spójna i przekonywająca, dopóki nie zostanie skonfrontowana z innymi. Annabella, która słyszała tylko wersję Artura, i tylko w ostatnich la- tach jego życia, wypowiada opinie, że małżeństwo Rubinsteinów było od po- czątku w znacznej mierze pomyłką i że większość trudności w rodzinie Rubin- steina spowodowanych było przez Nelę i dzieci. "W każdym razie sądzę, że je- śli małżeństwo jest trwałe, może przyjąć trzecią osobę, i czasami nawet ta trze- cia osoba sprawia, że staje się ono lepsze - powiedziała.- Nie wierzę, by trze- cia osoba, pojawiająca się z zewnątrz, mogła rozbić dobre małżeństwo"