Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Au! - wrzasnął Luteczek, wpijając w Munia spojrzenie grzechotnika. - Cholerny szczeniaku! Co to za cholerne zwyczaje! Ach, przepraszam, panno Halinko, przecież to ten pani milutki kuzynek. No, nic, nic, chłopczyku. Nic się nie stało. - Pan Luteczek wywołał na swym obliczu bohaterski uśmiech. - Panno Halinko, proszę na ramę. Podwiozę panią. Halinka zastanowiła się nad tą niecodzienną propozycją, przypomniała sobie pewnego rudzielca, wołającego "kokietka!", po czym wysunęła naprzód dolną szczękę i niezłomnie zasiadła na ramie. Na oczach zrozpaczonego Munia pan Luteczek uwiózł swą zdobycz, promieniejąc z zadowolenia. - Przecież nie mogę tej gęsi spuścić z oczu! - rzekł sobie Munio. - Luteczek wyciśnie z niej wszystkie informacje! - i kłusem ruszył za rowerem. Listonosz obejrzał się nieznacznie i stwierdziwszy niewątpliwą obecność cholernego szczeniaka tuż za plecami, uśmiechnął się diabolicznie i przycisnął pedały z wielką energią. Rower śmignął wśród zieleni i wypadł na szosę. Kiedy zziajany Munio znalazł się tam również - już ich nie było widać. Sprytny Luteczek skręcił w którąś z licznych ścieżek, prowadzących z obu stron szosy w las. Zniknął bez śladu. Munio rozglądał się bezradnie i łamał ręce, kiedy zza zakrętu wypadł Tunio, czerwony i zasapany. - Nie ma jej! - oświadczył, dysząc. Munio przywalił go kamiennym spojrzeniem. Kiedy po chwili wymownego milczenia opowiedział wreszcie Tuniowi, co zaszło, ten aż zadygotał. - Miałeś rację! Co za baba! Pierwszemu lepszemu, w dziesięć minut po wyjściu, wyśpiewała całą tajemnicę! - Może jeszcze nie całą - Munio pokiwał złowieszczo głową. - To będzie miało straszne skutki. Jestem pewny, że Luteczek i Peleryniarz są w zmowie. - Ponure. Ponure. - Co robić? - No, co my możemy zrobić. Możemy tylko czatować na jej powrót pod apteką. Prędzej czy później Halina zjawi się w domu, a wtedy ją namówimy, żeby nam dała list. - Rety, no, gdzie ona się podziewa! Każda chwila może być brzemienna w skutki, mój bracie. - Tak jest, bracie. To bezmyślne dziewczę wypaple wszystko, zwłaszcza jeśli ją listonosz umiejętnie wypyta. - On to zrobi, ten wątły Apollo, założę się. Spodziewali się wszystkiego najgorszego. I słusznie. * - Panno Halinko - powiedział bowiem Apollo z rowerem wkrótce potem, jak zmylił pogonie i przepadł w lesie. - Może odpoczniemy sobie troszeńkę na trawce. - Dobrze - zgodziła się Halinka chętnie, gdyż rama roweru nie należała do najwygodniejszych siedzisk na świecie. Z ulgą zasiadła wśród rumianków i stokrotek i poczęła się zabawiać wyobrażeniem, jaką minę miałby Stefan, gdyby ją widział w tej oto sytuacji. .. Pan Luteczek przysiadł się dośćblisko. • - Może miętówkę? - zaproponował uwodzicielsko i wydobył z kieszeni przybrudzoną rolkę dropsów. - A dobrze - zgodziła się Halinka na złość Stefanowi i wsadziła w usta zielony krążek. - To odświeża oddech - wyjaśnił pan Luteczek, po czym sam również poczęstował się miętówką. Chwilę cmoktał bez słowa, wreszcie, po namyśle, rzekł: - Zaciekawiła mnie pani tym listem. Przecież - hę, hę - nie dostała go pani pocztą! - A skąd, był w książce, za tapczanem. - Za tapczanem?! - Tak, w dawnym pokoju pana Zielińskiego. - To bardzo ciekawe - stwierdził szczerze pan Luteczek, któremu zapaliły się oczy. - Chyba jakiś ważny list. Prawda? - O, tak - odrzekła ufnie Halinka. - Na pewno ważny. Muszę sobie tylko przypomnieć, skąd jest ten cytat. - Cytat?! - No, tak. O, ten - powiedziała Halinka wyjmując z kieszonki list starego bibliotekarza. - Zaraz, gdzie to było: "Taki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi." Uszy Luteczka poruszyły się niemal dostrzegalnie. - "W podzięki ubogi" - powtórzył, zezując na list i zapoznając się w okamgnieniu z jego treścią. - I co, nie może pani sobie przypomnieć? - Ani rusz. - Wie pani co? - spróbował Luteczek. - Proszę mi pożyczyć ten list, a pod wieczór przywiozę pani gotowe rozwiązanie. Mam znajomego, który dużo czyta. Halinka spojrzała trochę zdziwiona. - Pożyczyć? No, nie mogę chyba. Pan Zieliński prosił o zachowanie tajemnicy. - Ale nie przede mną! - zakrzyknął Luteczek, robiąc minę jowialną. - Zresztą - dodał przebiegle - ma pani właściwie zupełną rację, maleńka. Skoro mi pani nie ufa, nie mogę się narzucać z pomocą