Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
– Coś się stało? – zapytał w powietrze. – Nic. Nie mam jakoś humoru – mruknął Marat. – Może po prostu teraz nastąpiła reakcja organizmu na tę całą hecę? – zapytał Terek. Dotychczas tak rzadko odzywał się nie pytany, że obaj spojrzeli na niego zdziwieni. Calomer uśmiechnął się lekko. – Może – Marat westchnął, popatrzył na Mariosa i zapytał: – Jesteśmy na podsłuchu? – Jasne, ale ty możesz mówić, co chcesz. Chyba, że znaleźli jeszcze jednego, który cię widzi. – Właśnie o to chodzi, że znam jeszcze jednego... – nie dokończył Marat i wstał z westchnieniem. – Lecimy? Chciałbym już mieć to z głowy. – Dobrze – Marios złożył karty i wsadził w kieszeń. -Idziemy na lądowisko. My pojedziemy windą, a ty nie wiem jak – wzruszył ramionami. – Kieruj się stąd... – przymknął oczy przypominając sobie rozkład lądowisk – ...mniej więcej na południowy wschód. Najwyżej pochodzisz trochę. Polecimy tym samym flyerem, którym przylecieliśmy tu, i tak nie wiadomo, czy jakiś inny się nada... Aha! Czekaj! Ciągle coś mi przeszkadza, a mam do ciebie pytanie podszedł bliżej do Marata i zapytał cicho: – Dlaczego nie widzieliśmy się na trapie, a zobaczyliśmy się potem? Marat milczał chwilę, a potem pokręcił głową. – Też się zastanawiałem. I nic rozsądnego nie przychodzi mi do głowy. Zresztą pogadamy później – pierwszy ruszył do drzwi i wyszedł na korytarz. Gdy Marios i Terek wyszli za nim, znikał na schodach wiodących na szósty poziom. Wsiedli do windy i wyjechali na powierzchnię, przeszli kawałek korytarza i wyszli na lądowisko. Flyer stał już z otwartymi drzwiami, ale czekali prawie piętnaście minut zanim z jednej ze ścian nie pojawił się Marat i bez słowa skierował do flyera. Usiadł z tyłu i odwrócił głowę do okna. Marios poprosił o zezwolenie na start i otrzymał je natychmiast. Wystartował ostro, odczytał kurs, sprawdził go i zadał autopilotowi. Potem pogrzebał trochę w radiostacji wyjął jakiś bezpiecznik i powiedział odwracając się do Marata: – Coś kombinujesz. Chyba udało mi się wyłączyć podsłuch. No? Marat oderwał się na chwilę od oglądania pustyni pod flyerem i spojrzał na kapitana, a potem na Calomera. Potarł szczękę. – Włącz ten podsłuch, teraz jeszcze nic nie wiem. Może potem – odwrócił się znowu do okna i wyłączył. Marios wsadził bezpiecznik na miejsce i wyłączył autopilota, był zły i wyładował się na silniku flyera. Pomknęli do przodu z maksymalną prędkością. Wysoki ton silnika najpierw drażnił uszy, ale potem jakby ukołysał, uśpił i Marios po godzinie stwierdził, że obaj towarzysze podróży śpią. A przynajmniej półleżą z zamkniętymi oczami. Wywołał bazę i złożył meldunek. Ku jego zdziwieniu włączył się Sas i kazał trzymać się dokładnie, podkreślił – „dokładnie”, korytarza wydzielonego dla samolotów Federacji lecących do bazy na wyspie Surumac. Pół godziny później kapitan zawołał: – Hej! Wy tam! Skończyła się wycieczka, zaczęła się robota! Usłyszał z tyłu ziewanie, ale wydawało mu się, że jeden z ziewających udawał, nie widział tylko który. Wprowadził samolot w korytarz i obniżył lot do maksimum. Uruchomił kamery i rzucił Maratowi sterownik. Pilot chciwie złapał pudełko i dał maksymalne powiększenie, strzelał przełącznikami oglądając każdy widok tylko sekundę albo dwie. Potem zapytał: – Mamy łączność z satelitami? – Pewnie! – kapitan sięgnął do pulpitu i chwilę trzaskał klawiszami. – Masz – powiedział po chwili. Marat rzucił się na sterownik i dłuższą chwilę katował urządzenie błyskawicznymi zmianami dyspozycji. Potem, jakby i tego było mu mało, podszedł do pulpitu i sam wywołał satelitę wiszącego nad Federacją. Chwilę siedział nieruchomo, tym razem nie zmieniając niczego i patrząc na obraz swojej ojczyzny z wysokości sześćdziesięciu kilometrów. – Zwolnij jeszcze – powiedział wreszcie i znowu przełączył się na Unię. – Nie mogę – odparł Marios. – Mamy określone parametry lotu. – Nadaj, że mamy awarię silnika, może nie wypakują do nas z rakiety. Muszę to sobie dobrze obejrzeć. Marios połączył się z bazą i nadał meldunek o przerwach w pracy silnika, wyłączył na chwilę pompę paliwową i wysłuchał rzetelnie odegranego oburzenia Sasa. Wyłączył radiostację i popatrzył na pilota, siedział wpatrzony niby w ekran, ale kapitan był pewien, że nie interesują go widoki brzegu Unii ani w ułamku procenta tak, jak to okazuje. Marat intensywnie myślał i Elt Marios, sam nie wiedząc dlaczego, nie mógł się zdobyć, by przerwać milczenie w kabinie. Spojrzał na Tereka, tamten wpatrywał się z uwagą w Marata i również myślał o czymś. Marat westchnął i odłożył sterownik