Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Wiem, o którą chodzi - oświadczyła pajęczyca. - Ta nić za- częła się skręcać całkiem niedawno i pomyślałam sobie, że zapewne niedługo ktoś tu przyjdzie i ją wyprostuje. - Właśnie po to tu przybyłem. Pokaż mi ją. Pajęczyca miała dużo zręcznych ramion. Zanurzyła je wszystkie w nieskończonym morzu nici i po chwili wyciągnęła tę właściwą. - Proszę, to ta, której szukałeś - oznajmiła. Asturas wziął nić do ręki i lekko szarpnął. Z oddali dobiegł sła- by jęk. - Kto to? - spytał ze zdziwieniem. - To Dexter. Jest do niej przywiązany, oczywiście metaforycz- nie. Ale to wcale nie znaczy, że mniej skutecznie. - Więc pójdę za nią. Bardzo ci dziękuję za pomoc. Jestem wiel- ce zobowiązany. - Nie ma za co - odparła pajęczyca i wróciła do roboty, którą przerwał jej Asturas. liii! Rozdział 19 Cdgar Allan Dexter, zadowolony z życia wyłączny właściciel fir- my Boskie Usługi Dextera, siedział w swojej wyłożonej sosno- wym drewnem rezydencji w Sweet Home, Oregon. Nieczęsto się zdarza, aby śmiertelny miał szansę dostać pracę, którą w zasadzie powinni wykonywać bogowie, ale nie wykonująjej, bo im się nie chce. Śmiertelny, który załapie się na taką robotę, do- brze wie, że mu się poszczęściło. Edgar Allan Dexter jest właśnie taką osobą. Wiele lat temu zna- lazł się we właściwym miejscu i czasie, dzięki czemu mógł wyświad- czyć pewnemu bogowi przysługę, która uchroniła rzeczonego boga od kłopotu może niewielkiego i chwilowego, ale przykrego. Wdzięcz- ny bóg oświadczył Dexterowi, że jest gotów odwzajemnić mu tę uprzejmość, a wtedy Dexter poprosił o pracę w zakresie pośrednic- twa między bogami i ludźmi, w obszarze dotyczącym stosunków bosko-ludzkich. Bóg utworzył odpowiednie stanowisko i Dexter stał się swego rodzaju półboskim ombudsmanem, czyli rzecznikiem praw ludzkich. Sama robota była synekurą: Dexter dostawał pensję praktycz- nie za nic. Kontakty bosko-ludzkie nigdy nie były zbyt częste. Jed- nak razem z pracą otrzymał półboski status i możliwość równo- czesnego prowadzenia kilku niezależnych i interesujących żyć. To była szansa, jaką się miewa tylko raz w życiu. Uzyskanie łaski boga jest niemal równoznaczne z korzystaniem z możliwości Holly- wood. Jedno życie Dexter prowadził w dwudziestowiecznej Ameryce, gdzie pracował jako agent stosunków bosko-ludzkich. W innym mieszkał na Barbary Coast w San Francisco, w dziewiętnastym wie- ku, i prowadził znany salon gier. W trzecim, za czasów prezydentury Thomasa Jeffersona, był ambasadorem w Paryżu. W dwudziestowiecznym życiu miał szczęśliwe małżeństwo, prze- bywał już na emeryturze, i mieszkał w Sweet Home, Oregon, gdzie hodował róże. Przeskakując pomiędzy swoimi życiami znacznie spowalniał proces starzenia się. Nie miał pojęcia, w jaki sposób bogowie sprawili, że może żyć równocześnie w przeszłości i teraźniejszości, ale wolał nie zadawać zbędnych pytań. Życie upływało Dexterowi bardzo przyjemnie, ale kiedy do jego gabinetu w Sweet Home wkroczyła bogopodobna postać, nie miał wątpliwości, że oto nadszedł czas zapłaty. Przez interkom poprosił żonę, aby przyniosła obwarzanki, wę- dzonego łososia i śmietankowy ser. Usadził gościa w wygodnym fo- telu i spytał, czy ma mu obmyć stopy. - Nie, dziękuję, to przestarzałe. Przyszedłem tu w celu omówie- nia pewnego drobnego problemu, który pojawił się ostatnio. - Mam nadzieję, że nie zrobiłem nic złego? - Jeszcze nie wiem. O ile się nie mylę, jakiś czas temu rozma- wiałeś telefonicznie z człowiekiem o nazwisku Ferm, Artur Fenn. - Tak, dzwonił do mnie jakiś człowiek, ale nie przypominam sobie jego nazwiska. - To był Artur Fenn. Prosił cię o pomoc. - Tak, prosił i ja mu odmówiłem. - Bardzo źle. - Skąd mogłem wiedzieć, że to może być ważne? - Dexter wzru- szył obojętnie ramionami. - Dexterze, niestety postąpiłeś pochopnie i pozwoliłeś mu błą- kać się samotnie, bez żadnego przewodnika, po Królestwie Bogów. W rezultacie ten człowiek zawarł bardzo niewłaściwą ugodę z Le- fim, bogiem wyjętym spod prawa. - Nie wiedziałem o tym. - Oczywiście, nie wiedziałeś, a powinieneś wiedzieć. Czy nie przyszło ci na myśl, że miałeś obowiązek zawiadomić o tym jednego z bogów opiekunów? - Sądziłem, że on sobie poradzi. - Źle sądziłeś, przez co doprowadziłeś do groźby zniszczenia wszechświata. - Wszechświata? Wszystkiego? Asturas tylko pokiwał głową. - Pomyślałem, że może chciałbyś przyczynić się do zlikwido- wania zagrożenia powstałego z powodu twojego zaniedbania. Pro- szę cię o współudział w akcji mającej na celu ratowanie wszechświata, który tak lekkomyślnie naraziłeś na niebezpieczeństwo. - Oczywiście uczynię wszystko, co w mojej mocy. W końcu to jest też mój wszechświat. Ale czy mógłbym się dowiedzieć, w jaki sposób ten Artur zagroził bezpieczeństwu wszechświata? - Nie, nie możesz. - Wobec tego nie bardzo wiem, co mogę zrobić. - Postaraj się skontaktować z Arturem i zaoferuj mu swoją po- moc, coś, co mogłoby poprawić sytuację. - Czy to przepowiednia? - Powiedzmy, przeczucie. - Już się tym zajmuję. Asturas wstał i skierował do drzwi. - Hej! - zawołał za nim Dexter. - Skosztuj chociaż łososia i ob- warzanki. -Nie mam czasu do stracenia. Ty, Dexter, też musisz się spieszyć. Rozdział 90 Po zakończeniu rozmowy z Dexterem Asturas wyjął telefon ko- mórkowy, który się urodził razem z nim, i wystukał jakiś skom- plikowany, nieracjonalny i wymyślony numer. - Główna Kwatera Pogotowia Wszechświata, mówi Monika. - Monika? Chyba cię nie znam. - Jestem z tajnego, boskiego biura wynajmu skretarek, zastępu- ję etatowego operatora. - Tu Asturas. Co się dzieje? - Dzieje? - Co się takiego stało, że wszechświat znalazł się w niebezpie- czeństwie? - Asturas powiedział to powoli i wyraźnie, zastanawia- jąc się, czemu tak często zmieniają personel. W sprawach tak po- ważnych, jak ratowanie wszechświata, ludzie nie powinni chyba mieć oporów przed pracą w nadgodzinach. - Tak, proszę pana. Mam to tutaj. Chodzi o zwykłą intrygę, w któ- rą wmieszany jest Kupidyn. - Kupidyn? Jesteś pewna? - Tak jest napisane w raporcie. - W porządku. Co jeszcze? - Jako źródło wstrząsu i ogólnej dezorganizacji wskazuje się osobnika o nazwisku Artur Fenn. W najbliższym czasie coś ma się mu wydarzyć. - Co takiego? - Fenn zostanie trafiony strzałą Kupidyna, co spowoduje, że za- kocha się w bogini Mellicent. - Mellicent? Nie znam żadnej Mellicent. - To taka nieznana bogini. Całkiem ładna, na sposób młodych bogiń. - Gdzie to wszystko ma się odbyć? - W domku Artura na Ziemi, podczas przyjęcia wydanego dla Artura przez niższego boga Lefiego. - Czy to Lefi zorganizował postrzelenie? - Mój raport o tym nie mówi. - W porządku. Ile mam czasu na swoją akcję? - To niestety kwestia minut. Strzał będzie oddany za dwie minu- ty