Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Był architektem i pracował wtedy, gdy otrzymywał zlecenia. Przeprowadzał się z miejsca na miejsce, czasami na rok, czasami na kilka miesięcy, w zależności od tego, co i gdzie robił. Rodzice wnioskodawcy nie żyli, nie miał też rodzeństwa. Obecnie nie był związany z żadną kobietą, jednak przyznał, że w przeszłości łączyły go z kilkoma krótkotrwałe związki. Mieszkał zjedna z nich, kiedy przebywał u niego chłopiec. Dziecko nie uczęszczało wtedy do szkoły. Wnioskodawca twierdził, że uczył chłopca w domu, jednak nie był w stanie tego udowodnić. Wnioskodawca wydawał się w znakomitej formie fizycznej i psychicznej. Stwierdził, że łączą go z chłopcem głębokie więzy emocjonalne. Pani Lawson nie miała jednak okazji sprawdzić, jak zachowują się wobec siebie, ponieważ na wnioskodawcę nałożono zakaz zbliżania się do chłopca na odległość mniejszą niż sto pięćdziesiąt metrów. W opinii pani Lawson, wnioskodawca nie mógłby zapewnić ciągłości edukacji chłopca, nie byłby w stanie umożliwić mu kontaktów z rówieśnikami, dać gwarancji spokojnego i bezpiecznego życia. A ciągłość jest jednym z najważniejszych czynników na tym etapie życia dziecka. Ostatnio chłopiec przeszedł wiele zmian, przede wszystkim związanych z dorastaniem. Zakończył edukację na poziomie podstawowym i rozpoczął naukę w gimnazjum. Jeśli towarzyszyłaby temu zmiana opiekunów, mógłby to bardzo ciężko przeżyć. Tym ciężej, że przyszłoby mu się przyzwyczajać do niestabilnego trybu życia wnioskodawcy. Dopiero po dwóch godzinach sędzia pozwolił świadkowi na przywołanie konkluzji zawartej na końcu raportu: dobro dziecka wymaga, aby opiekę nad nim sprawowali uczestnicy postępowania. Po kolejnych dwóch godzinach przerwy obiadowej Bruce Benjamin stanął przy podium, żeby zapytać świadkowi kilka pytań. Cam wiedziała, że uczestniczył w niejednej sprawie prowadzonej w tym sądzie, jednak przyzwyczajony do innej scenerii, mówił za głośno i poruszał się zbyt gwałtownie jak na tak małą salę. - Pani Lawson, przeprowadza pani wywiady środowiskowe od dwunastu lat, prawda? - Tak. - Jeśli dobrze rozumiem, na podstawie standardowej listy? - Tak. - Zawsze? - Tak, jeśli oczywiście, pozwalają na to okoliczności. - Drugi punkt na liście głosi: „Zachowanie dziecka powinno być obserwowane i oceniane w obecności obojga rodziców oraz każdego z nich osobno”. Zna pani ten punkt? - Oczywiście. Pozwala to na ocenę przywiązania dziecka do każdego z rodziców. Bruce Benjamin odczekał chwilę, oparł się łokciem o podest i zapytał ostrym tonem: - To dlaczego nie dokonała pani takiej oceny w tym przypadku? - Już to wyjaśniłam. Obowiązuje zakaz zbliżania się... Adwokat przerwał jej nagle: - Nie chodzi mi o Steve’a Pattersona. Chodzi mi o ludzi, z którymi chłopiec przebywa obecnie. O ludzi, którzy według pani powinni nadal sprawować opiekę nad dzieckiem. - Już to wyjaśniłam. Senator Ramsay przebywał w Waszyngtonie. - Opowiada się więc pani za powierzeniem opieki mężczyźnie, którego pani nie spotkała? - Ależ spotkałam senatora Ramsaya. I to nie raz. Benjamin znów odczekał z pytaniem. Wyprostował się i cofnął, nie spuszczając jednak bezlitosnego wzroku ze świadka. - Ach tak? W jakich okolicznościach? - Na różnych spotkaniach. - Politycznych? - Również. - Czy na tych spotkaniach senator Ramsay wywarł na pani pozytywne wrażenie? - Tak. - Na tyle pozytywne, że zagłosowała pani na niego ostatnim razem? Cam podniosła się, zanim Ramsay zdążył dotknąć jej łokciem. - Sprzeciw. W tym kraju wybory wciąż są tajne. - Wiele rzeczy jest tajnych - ripostował Benjamin. - Ale świadek nie może zasłaniać się tajnością, kiedy sporządza opinię jako biegły, a istnieją podejrzenia o jego stronniczość. - Jeśli ten sąd nie wyłączy się i nie przekaże sprawy sądowi z innego stanu, nie będziemy w stanie uniknąć podejrzeń o rzekomą stronniczość. Wszyscy w Delaware głosowali lub nie głosowali na senatora Ramsaya. Sędzia Miller przez chwilę zdawał się zauroczony pomysłem przekazania sprawy do rozpatrzenia innemu sądowi, jednak szybko się opanował i zwrócił do świadka. - Pani Lawson, czy poglądy polityczne wpłynęły na pani opinię w tej sprawie? - Oczywiście, że nie. Przeprowadziłam wywiad w taki sam sposób, jak w innych. - Podtrzymuję sprzeciw. Proszę dalej, panie Benjamin. Kontynuował. W jakim wieku są uczestnicy postępowania? Odpowiednio, sześćdziesiąt osiem i pięćdziesiąt dziewięć lat. Czy wzięła to pod uwagę? Tak, ale oboje są zdrowymi, prowadzącymi aktywny tryb życia ludźmi. Jak dużo czasu senator spędza w Waszyngtonie? Zazwyczaj jest tam od poniedziałku rano do piątku wieczorem. Czy potwierdziła to? Czy zadzwoniła do jego biura i poprosiła o kopię rozkładu jego zajęć z zeszłego roku? Czy wiedziała, że w ciągu ostatniego roku senator spędził w Waszyngtonie osiemnaście weekendów? Że małoletni nigdy nie odwiedzał go w tym mieście, że nie widział jego tamtejszego mieszkania? Że latem senator cztery tygodnie jeździł po świecie? Bez rodziny? - Czy w związku z powyższym byłaby pani zaskoczona, gdybym powiedział, że w ciągu ostatniego roku senator spędził jedynie czterdzieści nocy pod tym samym dachem co chłopiec? - Nie - odpowiedziała, zebrawszy się w sobie - biorąc pod uwagę fakt, że jedną trzecią roku chłopiec spędził w miejscu nieznanym Ramsayom. Ramsay zarechotał pod nosem. - Jak określiłaby pani wzajemny stosunek chłopca i pani Ramsay? Co pani zaobserwowała? - Typowe zachowanie dorastającego chłopca. Wrócił ze szkoły i poszedł do salonu. Pani Ramsay zawołała go i powiedziała, że za chwilę będę chciała z nim porozmawiać i że obiad czeka na niego w kuchni. Kiwnął głową i poszedł. Benjamin odczekał dłuższą chwilę. - To wszystko, co pani zaobserwowała? - Tak, ale proszę pozwolić mi wyjaśnić. Gdy idzie o młodsze dzieci, mamy okazję obserwować je podczas zabawy lub kiedy są przygotowywane do snu. A w przypadku starszych, ich interakcje z rodzicami często ograniczają się do przelotnych pozdrowień. - Przelotnych pozdrowień? - powtórzył. - Dobrze, zbadajmy więc jakość tych pozdrowień. Pocałowali się? - Nie. - Przytulili się? - Nie. - To może pani Ramsay poklepała chłopca po ramieniu, może podali sobie ręce? - Nie. - Czy chłopiec w ogóle się do niej odezwał? Spojrzała na notatki. - Nie przypominam sobie. - Pani Lawson. - Znów przerwał i oparł łokcie na pulpicie. - Czy on w ogóle na nią spojrzał? - Z miejsca, z którego stałam, nie byłam w stanie tego zaobserwować