Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Kłopot, jak sądzę, polega na tym, że im lepiej poznaje się daną osobę, tym trudniejsze staje się przypisanie jej cech, które pozwoliłyby współistnieć z nią w sytuacjach o charakterze emocjonalnym. Krótko mówiąc, stosowanie Mitoterapii staje się nieporównanie trudniejsze, ponieważ jest się zmuszonym uznać nieodpowiedniość wyznaczanych tej osobie ról. Egzystencja nie tylko poprzedza esencję: w przypadku istot ludzkich raczej się jej przeciwstawia. A kiedy tylko daną osobę pozna się na tyle dobrze, aby mieć o niej sprzeczne zdania, Mitoterapia ulatnia się jak kamfora, chyba że jest się w stanie niezupełnie rozbudzonej świadomości. Chociaż rzadko znajdowałem się w takim stanie, to jednak dalszy ciąg wieczoru, o którym niedawno była mowa, upły nął mi w owym swoistym półśnie: gdy wreszcie zaniosłem 149 Rennie do łóżka podekscytowany ciężarem jej ciała, to wyłącznie dlatego, iż, tak czy owak, przestałem być czujny tak dalece, że mogłem patrzeć na całą tę sytuację jak na fragment romantycznej walki pomiędzy symbolami. Joe był Rozumem albo Bytem posługiwałem się terminologią Ren nie; ja byłem Nierozumem albo Niebytem; między nami dwoma rozgrywała się bezpardonowa walka o zdobycie Ren nie, podobna walce Boga i Szatana o zdobycie duszy czło wieczej. Ten ontologiczny manicheizm nie wytrzymałby z pewnością jakiejkolwiek głębszej krytyki, lecz dla mnie posiadał potrójną wartość: po pierwsze, zwalniał mnie od potrzeby przypisania Rennie jakichś bardziej szczegółowych cech niż te, które składają się na pojęcie osobowości jedno stki, po drugie, umożliwiał mi spółkowanie w nastroju me fistofelicznym, i na koniec, pozwalał mi zapomnieć o moty wach, skoro to, co robiłem, stanowiło, by tak rzec, esencję mojej esencji. Czy po Szatanie można spodziewać się intro spekcji? Jeżeli idzie o Rennie, to osiągnęła w owej chwili stadium niemal całkowitego paraliżu, i jestem przekonany, że z nie jaką ulgą pozwoliła przypisać sobie rolę ludzkości; jaki dramat rozgrywał się w jej głowie, tego stwierdzić nie mo głem. Po wszystkim odwiozłem ją do domu. — Nie wejdziesz na chwilę do środka? — zapytała sztyw no. Lecz ta mała gra skończyła się dla mnie wraz z wyczer paniem mego seksualnego zapału i czułem się teraz podle, — Nie. Do zobaczenia wkrótce. Odczuwałem głównie litość dla obojga Morganów, zwłasz cza dla Rennie. Joe mimo wszystko zachowywał się zgodnie z przyjętym stanowiskiem, a ponadto wiedział o tym. Wie dza tego rodzaju działa uspokajająco nawet wówczas, gdy przyjęta postawa prowadzi do przegranej czy wręcz klęski, jak to się dzieje na przykład, kiedy brydżysta olśniewa bez błędną rozgrywką, lecz pomimo to musi „leżeć", albo kiedy Otello okazuje się wspaniałym, ale nierozsądnym kochan kiem. Rennie, niestety, znalazła się w sytuacji, w której przestało istnieć jej stanowisko, nie miała zatem nic, z czym 150 mogłaby działać zgodnie czy choćby niezgodnie, gdy tym czasem jej osobowość, w przeciwieństwie do mojej, wyma gała, niby tarczy, posiadania określonego stanowiska. Trzy razy przyszia do mojego mieszkania we wrześniu i raz w październiku. Pierwszą wizytę już opisałem. Druga, która przypadła na środę następnego tygodnia, była zupełnie inna: z zachowania Rennie przebijało ciepło, ona sama spra wiała wrażenie radosnej, była silna i trochę agresywna. Ochoczo udaliśmy się natychmiast do łóżka — Rennie po sunęła się tak daleko, że wypomniała mi, iż nie jestem tak energicznym kochankiem jak jej małżonek — a potem pe rorowała przez około godzinę nad butelka wina, którą przy niosła ze sobą. — Boże, jakaż ja byłam głupia ostatnio! — śmiała się. — Snułam się bezmyślnie i płakałam jak uczennica. — O? — Jak w ogóle mogłam traktować całą tę sprawę tak poważnie? Wiesz, co mi się przydarzyło zeszłej nocy? — Nie. — Przebudziłam się o trzeciej nad ranem — zupełnie przytomna, tak jak to zdarza się co noc, od kiedy zaczęła się cała historia. Zwykle dostaję dreszczy po takich prze budzeniach i albo siedzę przez resztę nocy trzęsąc się i po cąc, albo budzę Joeego i zaczynamy całą sprawę wałkować od początku. No i ubiegłej nocy przebudziłam się jak zwy kle i ponieważ jasno świecił księżyc, widziałam dokładnie śpiącego Joeego — wygląda młodzieńczo, kiedy śpi! — i kiedy na niego patrzyłam, zaczął z jakiegoś powodu po cierać nos przez sen! — Zachichotała na to wspomnienie i lekko odbiło jej się wypite wino. — Przepraszam. — Nie szkodzi. — No i to mi przypomniało tamtą noc, kiedy podglądaliś my go przez okno, tylko że tym razem nie było mi przy kro, ale zachciało mi się śmiać! Cała ta historia i nasz sto sunek do niej rozśmieszyły mnie, Joe wydał mi się nasto latkiem próbującym robić tragedię z niczego, ty zaś wyda łeś mi się kompletnie bezsilny. Czy to cię denerwuje? — roześmiała się. : • 151 — Ale skądże. — A ja zachowywałam się jak smarkata, która tylko cho dzi i płacze, i pozwala wam obu zadręczać się taką głupią rzeczą. Poczułam się zupełnie tak samo jak wówczas, kiedy mnie zmęczą dzieci. Kiedy chłopcy hałasują i biją się przez cały dzień, czuję się tak wyczerpana, że w końcu sama za czynam krzyczeć i płakać, i potem zawsze jest mi głupio i trochę wstyd. Jak to możliwe, żeby dorośli ludzie robili tyle szumu o coś tak idiotycznego? Zwłaszcza ludzie zamęż ni, z dziećmi? — Mały biedny coitus — uśmiechnąłem się. W rzeczy wistości dobry humor Rennie wyzwalał we mnie całkowicie odmienne uczucia: im ona stawała się szczęśliwsza, tym ja bardziej pochmurniałem, im ona bardziej beztrosko trakto wała nasz problem, tym ja bardziejposępniałem. — Tak kompletnie nieważną rzecz traktować z taką po wagą! Przecież niewarta jest nawet tego, aby o niej myśleć, a co dopiero zrywać małżeństwo! Mogłabym spać z setką innych mężczyzn i nie zmienić swych uczuć wobec Joeego! — No tak — zaprotestowałem zgryźliwie — nic nie jest ważne samo w sobie, ale to, co chcesz traktować poważnie, jest poważne. Nie ma powodów, aby wyśmiewać powagę innych ludzi. — Och, przestań! — krzyknęła Rennie. — Jesteś równie zły jak Joe. Uważam, że cały kłopot bierze się stąd, że za dużo myślimy i za dużo mówimy. Przez to gadanie wpędza my się we wszelkie możliwe świństwa, których by nie było, gdybyśmy po prostu nie mówili o nich. — Wypiła kolejna szklankę wina, czwartą czy piątą, podczas gdy ja bawiłem się jeszcze z pierwszą