Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Tedy Renata 'Turoń czuła się stosunkowo bezpieczną i w pieszej wędrówce odnajdywała korzyść - odrobinę schudną jej nieco zbyt grube uda. Już tylko jeden kilometr dzielił ją od Skiroławek. Potem pół kilometra. Jeszcze bliżej znajdował się dom doktora na półwyspie, a nieco dalej, na krzyżówce - leśniczówka Blesy. Niestety, mrok nagle zgęstniał i po obu stronach szosy pojawiły się zielonkawe oczka świetlików. Renata Turoń przypomniała sobie, że właśnie przechodzi obok miejsca, gdzie na niewielkiej polance zabito małą Haneczkę, a trochę dalej, w dole po sadzonkach, znaleziono zamordowaną dziewczynę z obcych stron. Strach przeniknął Renatę, zatrzepotało jej serce i jak gdyby sparaliżowało jej ruchy - nie szła tak dziarsko i sprężyście, ale starała się stąpać ostrożnie i cicho. Pozostało już tak niewiele drogi do krzyżówki. Ku radości Renaty Turoń zza zakrętu od strony Skiroławek wyjechał samochód ciężarowy. W smugach reflektorów poczuła się pewniej, przyspieszyła kroku. Ciężarowy wóz minął ją wolno i Turoniową ogarnęły ciemności jeszcze większe niż uprzednio. Lecz teraz czuła się bezpiecznie, gdyż poprzez pnie dostrzegała oświetlone okna leśniczówki. Na moment zatrzymała się, aby uspokoić bijące mocno serce. Leśna cisza podziałała na nią kojąco, słyszała oddalający się szum motoru ciężarówki, który nagle ucichł zupełnie, zapewne kierowca minął kolejny zakręt. Wrażenie spokoju uświadomiło jej konieczność załatwienia pewnej brzydkiej fizjologicznej potrzeby. Wszak unikała jej od wyruszenia ze stolicy, gdyż bardzo nie lubiła kolejowych ubikacji, zawsze brudnych i cuchnących. Zeszła więc z szosy do rowu, położyła w trawie torbę podróżną i wyjęła z niej kawałek ligniny. Podciągnęła sukienkę, zsunęła majteczki, przykucnęła. Skończyła brzydką czynność, żałując, że nie może natychmiast umyć rąk, kiedy nagle usłyszała za sobą szelest suchych liści i czyjś przyspieszony oddech. Potem za kark chwyciły ją silne dłonie. Krzyknęła głośno. Napastnik (jak to później zostało stwierdzone) pośliznął się na ekskrementach, jakie z siebie przed chwilą wydaliła i upadł na ziemię. Natychmiast jednak z niej się poderwał i znowu rzucił na Renatę. Lecz Turoniowa była kobietą silną, odwróciła się przodem do napastnika i także zaatakowała go swymi ramionami. Podstawił jej nogę i znowu przewrócił na ziemię rozrywając na niej bluzkę i biustonosz. Ogromna żądza zdawała się dodawać mu sił, choć walcząc z nim odnosiła wrażenie, że ma do czynienia z osobą. młodą i słabą. "Puść mnie" - charczała, on jednak nie słuchał jej, tylko mocniej przygniótł kolanami. Nie widziała rysów jego twarzy, ani nosa, ani ust. Przez krótką chwilę odczuwała na swoich obnażonych piersiach szorstki ciężar ciała ubranego mężczyzny, co ją napełniło rozkoszą i obezwładniło. To było młode, prężne ciało; oddech napastnika wydał jej się świeży i gorący. Jedną ręką przytrzymywał przeguby obu jej dłoni. Czuła, jak jego ręka zadarła jej spódnicę i wśliznęła się między uda. Przyjemnie odebrała to jego gwałtowne i żarłoczne grzebanie w okolicy przyrodzenia, ucisk dłoni na wzgórku łonowym, bolesne ugniatanie ud, które chciał brutalnie rozchylić. Nadeszła chwila o jakiej od dawna marzyła i której pragnęła, ale on nagle przestał myszkować w okolicy krocza, dwoma rękami chwycił Renatę za gardło i zaczął dusić. Zrozumiała, że czeka ją śmierć. Wtedy ugryzła go w rękę, chwyciła za włosy i wytężając wszystkie siły - zepchnęła z siebie. Wydało się jej, że słyszy wymawiane przez niego jej nazwisko "Turoniowa". Napastnik nagle odskoczył w bok, i zanim uświadomiły sobie, że jest wolna, przepadł w ciemnościach leśnych. Płacząc poszła do leśniczówki Blesy - w podartej bluzce, trzymając w ręce biustonosz. Płakała i jęczała przejęta strachem, lecz także i odrobiną żalu, że nic się nie stało, że uciekł, że pozbawił ją ciężaru swojego młodego i prężnego ciała, gorącego oddechu, żarłocznej i nienasyconej chciwości rąk. Dlaczego chciał ją zabić? Czemu musiał zabijać, a nie brać tego, czego pragnął - choćby z największą brutalnością i mimo obrony? Jeszcze tej samej nocy przesłuchiwał ją starszy sierżant sztabowy Korejwo, a nazajutrz przybył kapitan Śledzik. Odnaleziono ślady walki oraz porzuconą w rowie torbę podróżną pani Turoń