Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

..  Ale to okazaBo si prawd, co?  spytaBa Lina naglco.  WBa[nie dlatego, |e byBo tak niemo|liwie niemo|liwe! Staruszek spojrzaB na ni.  WBa[nie  powiedziaB tak, jakby zwracaB si do dorosBego.  Niemo|liwie niemo|liwe, ale wBa[nie tak byBo!  powiedziaB.  Jak ci to przyszBo do gBowy, moja malutka? Akurat w ten sposób chciaBem to wytBumaczy, gdy byBem dzieckiem, ale wtedy zabrakBo mi sBów...  Nasz pan nam powiedziaB...  zaczBa wyja[nia Lina, ale staruszek nie sBuchaB.  PoszedBem do Bodzi  mówiB cicho.  PrzypByw unosiB j wysoko. StanBem obok, w spokojnym morzu, i strach mnie ogarnB, bo to przecie| byBa Bódz mego ojca, a ojciec nie |yB. Tu, nad morzem, nie udawaBo mi si wierzy w moje urojenia. Ale pomimo to przyBo|yBem ucho do boku Bodzi i przez dBu|szy czas nasBuchiwaBem. Tak jakbym usByszaB jakie[ sBabe pukanie. Och, ledwie troch gBo[niejsze ni| odgBosy wydawane przez kraby w twardych skorupach! I wtedy nabraBem pewno[ci. I wrzasnBem na caBy gBos.  Tato, tato! Poczekaj chwilk, ja zaraz wróc. Tato, ja wróc, |eby ci wydosta!" Tak jakby nie czekaB ju| tutaj przez tyle dni. Zdaje mi si, |e caB drog do Shory nie przestawaBem wy i wrzeszcze w przerwach od pBaczu. WyBem biegnc ulic. Ale nikt mi nie chciaB uwierzy. Moja biedna matka powiedziaBa nawet: ,,Nie, Douwa, nie. Ojca nie ma. Cicho, chBopcze". 121 Och, nie przestawaBem im tBumaczy! Ka|dy my[laB, |e zwariowaBem. Nie wiesz nawet jak okropny, jak straszny byB ten po[piech. ZBapaBem siekier i piB. BiegBem caB drog z powrotem, sam jeden. ByBem maBy, ale silny. WyrbaBem dziur w dnie wywróconej Bodzi i gdy byBa dostatecznie du|a, |eby zmie[ci w niej piB, zaczBem piBowa i piBowa. A co par minut przerywaBem i krzyczaBem na caBy gBos w otwór:  Tato, tato!" A on odpowiadaB mi sBabiutko, szeptem. Ja za[ znowu piBowaBem jak wariat. Wreszcie otwór byB gotów i mogBem si tamtdy przecisn. Ojciec le|aB na wprost mnie na kole. KoBo wspieraBo si o bok Bodzi. Zebrawszy ostatek siB ojciec wcignB si na piast, |eby by jak najbli|ej mnie w czasie piBowania, |eby by w blisko[ci moich rk. PochyliBem si do [rodka, schwyciBem go pod pachy i dzwignBem w gór. ByBem maBy, ale silny. ByBbym wtedy dzwignB ko[cióB razem z dzwonnic